Strony

28 grudnia 2015

Prolog

- Mamusiu, ja nie chcę – czteroletnia dziewczynka o dwóch jasnych warkoczykach, patrzyła na swoją rodzicielkę dużymi, błękitnymi oczami pełnymi łez.
Kobieta ukucnęła przy niej i złapała za jej chude rączki, westchnęła ciężko widząc smutek na twarzy córki. Nie lubiła patrzeć na nią, kiedy była w takim stanie. Jej serce wtedy rozsypywało się na malutkie części.
- Kochanie, będzie super. Zobacz ile tu dzieci – wskazała na maluchy bawiące się w pomieszczeniu, dziewczynka zrobiła niezadowoloną minę. – Muszę iść teraz do pracy, ale jak wrócę kupię ci duże lody czekoladowe. Co ty na to?
- Nie przekupisz mnie – powiedziała, na co jej matka nie mogła się nie roześmiać. – Ale kup mi, zjemy sobie.
- Będziesz grzeczna?
- Mamo – powiedziała urażona i złapała się za boki. – Przecież ja zawsze jestem grzeczna.
- No oczywiście, że tak – kobieca cmoknęła córkę w czoło i wstała. – Pa, kochanie.
- Pa, mamo – powiedziała, a kiedy się odwróciła zauważyła ciemnowłosego chłopca, który uśmiechał się do niej wesoło.
- Cześć, jestem Killian, a ty jak nasz na imię? – powiedział, a blondyneczka spojrzała na niego badawczo.
- Vivienne, ale mama mówi na mnie Vi – powiedziała po chwili.
- Pobawisz się ze mną? – zapytał i nie czekając na odpowiedź swojej nowej koleżanki, pociągnął ją za rączkę.

~*~

Chodził po całym placu przed szkołą, szukając swojej przyjaciółki. Zniknęła przed ostatnią lekcją, ale wiedział, że coś było na rzeczy. Vivienne nigdy nie uciekała, była przecież wzorową uczennicą, najlepszą w całej szkole. Przechodząc obok drzew na skraju placu usłyszał cichy szloch, kiedy podszedł bliżej, dostrzegł blondynkę siedzącą na ziemi obok ogrodzenia. Od razu usiadł obok niej i nic nie mówiąc przyciągnął ją do siebie. Płakała właśnie w jego nową koszulkę, którą wybłagał u rodziców, ale to nie było ważne. Ważne było, że ktoś skrzywdził jego Vi.
- Co się dzieje? – zapytał po kilku a może kilkunastu minutach. – Vi, proszę – pogładził jej włosy. Po dwóch warkoczykach ślad już dawno zaginął. Teraz miała długie, lekko falowane włosy.
- Killianie, ja tak dłużej nie wytrzymam – powiedziała, przytulając się do bruneta jeszcze bardziej. – Znów się ze mnie śmiały.
- Nie przejmuj się nimi – powiedział do jej ucha. – Nie możesz się nimi przejmować. Jesteś cudowna, taka jaka jesteś, słyszysz?
- Jestem sama – powiedziała ledwo słyszalnym głosem.
- Nie jesteś sama – pocałował ją w czubek głowy. – Masz mnie, zawsze.

~*~

Nigdy nie zastanawiała się co będzie, kiedy ich drogi się rozejdą. Chyba wydawało jej się, że tak nigdy nie będzie, że Killian będzie zawsze. Stała przed drzwiami jego domu od kilku minut, układając w głowie co powinna mu powiedzieć. Wreszcie zapukała, a gdy w drzwiach przywitała ją wesoła twarz bruneta, załkała. Nie chciała tego, ale nie miała wyjścia. Tak musiało być i musiała się z tym pogodzić. Wpuścił ją do środka i razem udali się do jego pokoju, po drodze przywitała się jeszcze z jedzącym obiad Elliottem.
- Nie, nie, nie – powiedział, kiedy usiadła na jego łóżko i wytłumaczyła wszystko. – To jakiś żart, prawda?
- Chciałabym – westchnęła.
Podszedł i kucnął przy niej. Zauważył jak po jej policzkach ściekają łzy, sam też był bliski takiego stanu. Przymknął na chwilę powieki. Chciał żeby to był głupi żart.
- Ja… Vi, proszę… obiecaj, że wrócisz – powiedział kompletnie rozbity.
- Nie mam pewności czy dożyję jutra, a co dopiero powrotu – przytuliła jego głowę do swojej piersi i pocałowała we włosy. – Nie zapomnij o mnie.
- Nigdy – objął ją. – O tobie nie da się zapomnieć, moja mała Vivienne.


***
No to zaczynamy nową historię.
Przywitajcie się ładnie z Vivienne i Killianem, jestem pewna, że ich polubicie.
Mam nadzieję, że prolog Wam się podoba i zostaniecie ze mną na dłużej.
Gdyby ktoś jakimś cudem chciał być informowany o nowościach, bardzo proszę o zgłoszenie się w zakładce Informowani.
Ściskam :*