Strony

28 marca 2016

Rozdział dwunasty

Vivienne uśmiechnęła się do siebie, widząc jak Luca bierze na ręce Celine i wchodzi z nią do wody. Zazdrościła im. Sama chciałaby, żeby ktoś ją tak pokochał. Na kilometr widać było, że to co czują do siebie wzajemnie było bardzo silne. Odwróciła się i spojrzała na Killiana, który spoglądał na nią. Tak, zdecydowanie chciałaby, żeby to on kochał ją tak, jak Luca kochał Celine.
- O czym myślisz? – usłyszała i przeniosła wzrok na Killiana, wpatrywał się w nią intensywnie. – Coś się stało?
- Trochę im zazdroszczę – uśmiechnęła się blado. – Są tacy szczęśliwi.
- Nie jesteś szczęśliwa?
- Jestem, jestem szczęśliwa. Jestem straszną szczęściarą, że mam ciebie, mamę i ich... Chodzi o to, że też chciałabym kiedyś mieć kogoś takiego. Być kochaną – spojrzała na niego. – Rozumiesz?
- Doskonale cię rozumiem – złapał za jej dłoń. – Słuchaj, Vi… Muszę ci o czymś powiedzieć. To jest dość ważne i nie mogę już dłużej tego ukrywać.
- O matko, co się stało?
- Spokojnie, to nic strasznego – uśmiechnął się delikatnie. – W każdym razie tak mi się wydaje.
Przygryzła wargę i położyła się. Westchnęła głęboko i zamknęła oczy. Killian przez krótką chwilę patrzył na nią, ale potem położył się obok. Uśmiech sam wkradł się na jego usta. Kiedy Keller była obok, Peier był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Oczywiście wolałby, żeby nie była tylko jego przyjaciółką, ale na razie nic nie mógł zrobić. Zdecydował się na wyznanie jej prawdy, ale jak widać blondynka nie była zaciekawiona.
- Co chciałeś mi powiedzieć? – odezwała się i położyła dłoń na rozgrzanym ramieniu bruneta, przez co poczuł przyjemny dreszcz. Otworzył oczy i spojrzał na nachylającą się nad nim dziewczynę.
- Wieczorem zabieram cię na spacer

*

Od kilkunastu minut siedział z telefonem w dłoni. Wpatrywał się w niego tępo. W jego głowie kotłowało się od przeróżnych myśli. Odkąd ostatni raz rozmawiał z przyjaciółką, minęło sporo czasu. Po części bał się rozmowy, tego co mógł usłyszeć. Czasami myślał, że ona już nie odbierze, że już jej nie było. Nienawidził siebie za takie myślenie. Nie powinien tak myśleć. Jego mała Vivienne przecież nie zostawiłaby go. Doskonale wiedziała, że nie poradziłby sobie bez niej. Mimo tego, że od ponad roku żyli z dala od siebie, nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej pewnego dnia zabraknąć. Jak by sobie z tym poradził? Czy w ogóle by sobie poradził?
Wziął głęboki oddech. Musiał zadzwonić, musiał usłyszeć jej głos i wiedzieć, że wciąż walczy. Że nadal jest. Wybrał numer, który od wielu tygodni omijał szerokim łukiem, ale jednocześnie myślał o nim nieustannie. Jeden sygnał… Drugi… Trzeci.
- Halo? – usłyszał jej słaby głos, co sprawiło, że opadł na łóżko. Z jednej strony cieszył się, słysząc ją, ale z drugiej był przerażony tym jak bardzo była słaba.
- Hej, Vi – przywitał się. – Jak się trzymasz?
- Trzymam się. Dzisiaj jest lepiej, nawet zjadłam cały obiad – uśmiechnął się na to wyznanie. – Strasznie tu nudno – westchnęła. – Nie mam z kim rozmawiać. Całymi dniami czytam. Wcześniej była tu też dziewczyna w naszym wieku, ale… - wzięła głęboki wdech. – Przegrała walkę.
- Ty wygrasz. Jesteś silna, nie znam nikogo kto byłby aż tak silny jak ty
- Czasami mam ochotę się poddać – powiedziała po chwili przerwy. – Ale wtedy sobie przypominam, że mam dla kogo walczyć. Mam dla kogo żyć. Dla ciebie, dla mamy… Nawet dla Elliotta. Wyściskaj go ode mnie.
- Wyściskałbym ciebie, a nie – powiedział i usłyszał jej słaby śmiech. – Tęsknię, wiesz?
- Ja za tobą też.
- Wróć, proszę – powiedział desperacko.
- Wrócę i nie pozbędziesz się mnie.

*

Szła wraz z Celine korytarzem w hotelu. Steinmetz z ożywieniem opowiadała o czasie spędzonym z Egloffem. Vi pokręciła głową, słysząc jak jej towarzyszka z wielkim uczuciem mówiła o swoim ukochanym. Nie miała serca jej przerywać, więc kiedy znalazły się w windzie oparła się plecami o ścianę i spuściła wzrok. Znów pomyślała o Killianie. Chciał jej o czymś powiedzieć. Tylko o czym? Co się stało? Martwiło ją to. Nigdy nie miał przed nią tajemnic i nic nie ukrywał, ale ostatnio zachowywał się naprawdę dziwnie. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, a kiedy podniosła wzrok zobaczyła zmartwioną twarz Celine.
- Co się dzieje? – zapytała, kiedy wyszły. – Jesteś jakaś nieobecna.
- Martwię się o Killiana – westchnęła. – Coś przede mną ukrywa, kręci i ciągle mówi, że musi mi o czymś ważnym powiedzieć. Co jeśli jest chory? – zakryła usta dłonią.
- Zwariowałaś? Na pewno nie jest. Jestem niemal przekonana, że to nic strasznego – uśmiechnęła się wesoło. – Vi, wyluzuj i nie zaciskaj tych pięści tak – wywróciła oczami, a Keller dopiero wtedy zauważyła co robiła w nerwach. -  Będzie dobrze.
- Cieszę się, że cie mam
- Zawsze możesz do mnie przyjść z jakimś problemem, wiesz? Z chęcią ci pomogę. Zawsze możesz na mnie liczyć.


*

Stał oparty o parapet i wyglądał przez okno. Oddychał głęboko i powoli, chcąc się chociaż trochę uspokoić. Być może nawet dodać sobie trochę odwagi. Im bliżej było momentu, w którym miał jej wszystko wyznać, czuł coraz większy strach. Strach przed odrzuceniem. Nagle usłyszał otwierające się drzwi, szybko się odwrócił i zobaczył zmartwioną twarz Vivienne. Podeszła do niego i spojrzała na niego.
- Jesteś okropnie blady, źle się czujesz? – przyłożyła swój dłoń do jego czoło. Złapał za jej nadgarstek.
- Trochę się denerwuję – zaśmiał się nerwowo. – Chodźmy się przejść.
Wyszli z hotelu i skierowali się w stronę plaży. Szli w ciszy jak poprzednio, ale tym razem musiał to powiedzieć. Nie mógł dłużej dusić tego w sobie, tym bardziej, że spędzali każdą chwilę ze sobą. Wziął głęboki oddech i zatrzymał się. Złapał za jej dłoń i spojrzał w jej oczy. Wiedział, że już nie było wyjścia. Musiał to zrobić, musiał jej powiedzieć.
- Nie mogę tak dłużej, muszę ci powiedzieć
- Ale co? Co się stało? Kiki…
- Nie mów nic przez chwilę, proszę. Próbuję zebrać całą moją odwagę, żeby ci to wyznać – wziął głęboki oddech. – Odkąd wróciłaś i pierwszy raz się zobaczyłem tam na tym chodniku, wciąż jestem szczęśliwy. Najcenniejsza osoba w moim życiu wróciła i mam ją cały czas przy sobie. Nie jestem w stanie ci powiedzieć, kiedy to wszystko się stało, kiedy to się zaczęło… Sam nie wiem – dłoń dziewczyny przyłożył do swojej piersi. – Od pewnego czasu wariuje, kiedy jesteś obok. Kiedy czuję twoje perfumy pomieszane z zapachem twojego ciała, kiedy widzę twoją piękną twarz, twoje błękitne oczy. Wariuje, kiedy widzę jak idziesz, uśmiechasz się czy marszczysz brwi skupiając się na czymś. Jesteś moją pierwszą myślą rano i ostatnią wieczorem. Vivienne… Zakochałem się w tobie. Zakochałem się w mojej przyjaciółce.
Patrzył na nią w oczekiwaniu na jej reakcję. Z każdą sekundą czuł coraz większy strach. Nie miał pojęcia czego powinien się spodziewać, ale zdecydowanie nie tego co się wydarzyło. Blondynka przytuliła się do niego mocno.
- Też cię kocham, tak bardzo cię kocham – przymknęła powieki i pogładziła jego plecy. – Jestem cholerną szczęściarą – odchyliła głowę, żeby spojrzeć na niego. Uśmiechnęła i chwilę później złączyła ich usta w pełnym namiętności pocałunku, a kiedy odsunęli się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza, położyła swoją dłoń na jego policzku.
- To ja jestem cholernym szczęściarzem – szepnął do jej ucha, które później ucałował. – Nawet nie wiesz jak strasznie się bałem, że mnie odrzucisz. Że skreślisz nasz przyjaźń.
- Nasz przyjaźń jest zbyt silna – znów się w niego wtuliła. – Nadal jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz o tym?
- A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką – powiedział i odsunął ją od siebie. – Zabijesz mnie, jeśli wrzucę cię do wody? – zapytał, ale widząc minę blondynki, zaśmiał się. – Zaryzykuję.
- Kiki – krzyczała i śmiała się, kiedy brunet wziął ją na ręce i razem weszli do wody. – Już nie żyjesz – pisnęła.
- Za bardzo mnie kochasz, żeby mnie zabić – wyszczerzył się i pocałował ją.

***
Hej! (;
W tamten poniedziałek były moje urodziny, a dziś naszego głównego bohatera - Killiana. (HA, jestem dokładnie tydzień od niego starsza :D)
No i mamy dwunastkę, bardzo miłą dwunastkę. Przynajmniej moim zdaniem.
Co uważacie? Znów dobrze mi się pisało, ale jakoś mega mega zadowolona nie jestem. Cóż... narzekacz etatowy jak zwykle na posterunku xD
Mam jedno ogłoszenie. Jako, że w "informowanych" mam sporo osób, które nie komentują w ogóle (lub od jakiegoś czasu), dlatego jeśli ktoś nie odezwie się pod tym rozdziałem, przestaję powiadamiać. To zajmuje mi naprawdę dużo czasu (jest Was sporo, plus mój Internet jest strasznie wolny...). Także mam nadzieję, że się odezwiecie :) I teraz i pod kolejnymi rozdziałami.
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia "Nie idealnych", gdzie w piątek pojawił się pierwszy rozdział :)
Do zobaczenia za tydzień, buziaki :*

PS Tak, wiem. Zabijcie mnie. Nie byłam jeszcze u wszystkich, ale naprawdę maksymalnie do środy wszystko skomentuję. Obiecuję! 

21 marca 2016

Rozdział jedenasty

- Ja z nimi nie mogę – Celine szepnęła i wskazała na siedzących przed nią Killiana i Vivienne. Luca spojrzał na dziewczynę, marszcząc brwi. – Spójrz na nich. Zachowują się jak para. Jeszcze trochę i będą się całować, ale wciąż uparcie twierdzić, że to drugie nic nie czuje i są tylko przyjaciółmi.
- Mogę się założyć, że Peier wyzna jej miłość do końca tego obozu – blondyn zbliżył usta do ucha ukochanej i szepnął.
- Nie zakładam się z tobą – zaśmiała się i lekko uderzyła go w ramię. – Źle na tym wychodzę, zresztą przegrałabym – uśmiechnęła się i przybliżyła twarz do chłopaka. Blondyn położył dłoń na jej policzku i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.

~*~

- Boję się – Vivienne złapała siedzącego obok bruneta i ścisnęła jego ramię. Ten jedynie pokręcił głową. – Co jeśli spadniemy i się rozbijemy?
- Przynajmniej zginiemy razem – zaśmiał się, ale widząc przerażenie na twarzy blondynki spojrzał w jej oczy. – Nic się nie stanie. Obiecuję ci, że dolecimy w jednym kawałku. Nie bój się – uśmiechnął się i przysunął usta do jej czoła, gdzie złożył pocałunek. – Jak chcesz możesz jeszcze mnie pościskać.
- Przytul mnie – poprosiła, na co na twarzy Peiera pojawił się szeroki uśmiech. Zrobił to o co prosiła. Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka i przymknęła oczy. Towarzystwo Killiana pozwalało jej uwolnić się od myśli.  Wtedy istniał tylko on. Miała nadzieję, że nie usłyszy ani poczuje jak szybko biło jej serce. Zawsze przy nim szalało z zawrotną prędkością. Poczuła jak brunet gładzi ją po plecach, a chwilę później zasnęła w jego ramionach. Odsunął się od niej i przez chwilę po prostu wpatrywał w nią. Była taka piękna. Do tego kochana, słodka, opiekuńcza… Kiedy tylko pojawili się na miejscu, obudził dziewczynę, która z uśmiechem na ustach stwierdziła, że przeżyła.
- O mamuniu, ale tu pięknie – Vivienne poczuła jak Celine łapie ją za ramię i piszczy ze szczęścia. – Wcale nie żałuję, że Egloff mnie tu przyciągnął – szepnęła i się zaśmiała.
- Oh, que bonito – westchnęła do siebie.
Kiedy dotarli do hotelowego pokoju, stanęli w progu i spojrzeli na siebie. Blondynka wywróciła oczami, a brunet się zaśmiał. Przed nimi stało łóżko małżeńskie. Pokój ogólnie wyglądał przepięknie, do tego widok za oknem na ocean był cudowny. Vivi usiadła na łóżku i dłonią pogładziła pościel.
- Nie miałem o tym pojęcia – Killian uniósł dłonie w geście obronnym, a później położył się. – Jeśli ci to przeszkadza…
- Nie przeszkadza – wtrąciła się i spojrzała na niego. – Nie raz spaliśmy razem.
- No tak, ale to było kilka lat temu
- Nie prawda. Po urodzinach Celine też spałeś w moim łóżku – ułożyła się obok niego. Nie zdążyła jednak nic dopowiedzieć, bo usłyszeli pukanie do drzwi. – Otwarte.
Do środka wszedł Luca, a za nim stała Celine. Oboje spojrzeli na leżących na łóżku przyjaciół, potem spojrzeli na siebie nawzajem i zaśmiali się.
- A podobno nie jesteście parą – Luca powiedział z pretensją w głosie i założył dłonie na biodra.


~*~

- Vivienne?
- Nigdy nie mówisz na mnie Vivienne – zmarszczyła brwi i spojrzała na niego. Stał przed nią w samych spodenkach. Przez chwilę zapomniała jak się oddycha, kiedy jej wzrok napotkał jego klatkę piersiową. Skłamałaby mówiąc, że nie spodobał jej się ten widok. Wielokrotni widziała go w takim wydaniu, ale dopiero teraz robiło to na niej takie wrażenie. Niechętnie przeniosła wzrok na jego twarz. – Co się stało?
- Chodźmy na spacer – posłał jej uśmiech.
- Załóż koszulkę – powiedziała wstając z łóżka. Brunet zmierzył ją wzrokiem i zacisnął usta widząc ją w tej sukience. – Chyba, że chcesz wszystkich odstraszyć swoją wklęsłą klatą.
- Wklęsłą? – zaśmiał się, ale chwilę później miał już na sobie szarą koszulkę. – Idziemy? – zapytał, a blondynka pokiwała głową i razem wyszli.
Spacerowali po plaży w ciszy. Nie była ona męcząca, czasami po prostu milczeli. Nie widzieli w tym nic złego. Chociaż nigdy coś takiego się nie wydarzyło. Cisza podczas spaceru? Nie u nich. 
- Chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytała po jakiś dziesięciu minutach. Doskonale go znała. Wiedziała, że pod pretekstem spaceru kryło się coś więcej.
- Chciałem – odpowiedział i się zatrzymał. – Ale nie mogę teraz. Nie potrafię, Vivienne. 
- To coś poważnego, zgadza się? Kiedy mówisz do mnie pełnym imieniem zawsze chodzi o coś poważnego. Kiki, słoneczko ty moje, o co chodzi? – uśmiechnęła się i dotknęła jego ramienia. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Właśnie w tym jest problem, wiesz? – westchnął. – Obiecuję ci, że ci powiem. Wszystko. Tylko nie teraz.
- Trzymam cię za słowo – posłała mu uśmiech i pociągnęła za dłoń. – Chodź, usiądźmy.
Usiedli na piachu i spojrzeli przed siebie. Ich oczom ukazało się zachodzące słońce. Keller nigdy nie była romantyczką, ale uwielbiała ten widok. Spojrzała na towarzysza i dostrzegła, że miał przymknięte powieki. Uśmiechnęła się na ten widok i złapała jego dłoń. Brunet uśmiechnął się i splótł ich palce. Tak było dobrze. Blondynka przysunęła się do niego i oparła głowę o jego ramię. Niczego więcej nie potrzebowała. Zdała sobie sprawę, że Peier był nieodłączną częścią jej życia i gdyby miała pewność, że brunet odwzajemnia jej uczucia, pocałowałaby go w tamtej chwili. Zastanawiało ją o co chodziło brunetowi wcześniej. Co mógł chcieć jej powiedzieć? Celine stwierdziłaby, że na pewno chciał jej wyznać miłość, ale to nie mogła być prawda. Może coś się stało? Może… był chory? Nie chciała nawet takiej myśli do siebie dopuszczać, ale doskonale wiedziała, że choroby mogą zaatakować każdego. Była doskonałym tego przykładem. Na całe szczęście teraz była zdrowa i mogła się cieszyć życiem.
- O czym myślisz? – usłyszała.
- O życiu – powiedziała. – Powiesz mi jeśli coś będzie nie tak?
- Co ma być nie tak? – zdziwił się i ścisnął jej dłoń. – Vivi?
- Obiecaj – spojrzała w jego oczy.
- Obiecuję – uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.

~*~


Kiedy rano się obudził, od razu się uśmiechnął. Widząc śpiącą blondynkę, pogładził ją po włosach i wyszedł z łóżka. Z wielką chęcią nie szedłby na poranny trening, ale nie miał wyjścia. W końcu przyjechał tu trenować, a nie na wakacje. Spojrzał na łóżku, wchodząc do łazienki. Z wielką chęcią ponownie położyłby się, ale nie mógł.
Zaraz po treningu wrócił do pokoju, ale nie zastał tam Vivienne. Zastanawiało go, gdzie mogła pójść. Pewnie z Celine, bo z kim innym? Chciał już do niej zadzwonić, ale dostrzegł jej telefon na łóżku. Postanowił jej poszukać. Od razu poszedł do pokoju przyjaciela, gdzie zastał całą trójkę śmiejącą się z czegoś.
- O, Kiki – Keller uśmiechnęła się szeroko.
- Idziemy na plażę? – zapytała Celine nim Peier zdążył się odezwać. Vi westchnęła i zacisnęła usta. Nie chciała żeby ktokolwiek widział jej bliznę. Uważała, że była paskudna.
- Nawet nie próbuj mówić, że nie – Killian pogroził palcem przyjaciółce i podszedł do niej. – Idziemy!
- Z tobą nie wygram – wywróciła oczami. – Ok, chodźmy.
Keller i Peier wyszli z pokoju blondynów. Skierowali się do swojego, a kiedy tylko przekroczyli próg, Vi skrzyżowała dłonie na piersiach i spojrzała na bruneta.
- Przestań się przejmować tą blizną, jasne? Jesteś piękna i nikt nawet na nią nie zwróci uwagi – powiedział stanowczo. – Idę się przebrać, a potem ty. I nie ma żadnego wykręcania się.
- No, dobrze – jęknęła i ukucnęła przy walizce.
Wyciągnęła z niej czarne bikini i niebieską sukienkę. Kiedy tylko się przebrała, spojrzała w lustro w łazience i westchnęła. Nie miała jednak wyboru i postanowiła postarać się nie myśleć o swoim wyglądzie. Nałożyła sukienkę, związała włosy i wyszła. Killian właśnie siedział na łóżku i  czekał na nią. Kiedy tylko ją dostrzegł uśmiechnął się i wstał.
- No, no. Nie za ładnie wyglądasz, Keller? – zaśmiał się.
- Ładnemu we wszystkim ładnie – wzruszyła ramionami.
Usłyszeli pukanie i doskonale wiedzieli, że to Luca i Celine. Razem poszli na plażę, gdzie nie było prawie nikogo. Zdziwiło ich to, ale Vivienne ucieszyła się. Przez dłużą chwilę wahała się, ale przypomniała sobie słowa Killiana i zdjęła z siebie sukienkę. Brunet odwrócił się w jej stronę i zaniemówił. Była taka piękna i taka seksowna. Zmierzył ją wzrokiem kilkakrotnie i uśmiechnął się szeroko. Jedynym minusem było to, że dziewczyna w każdej chwili mogła dostrzec jego zachwyt. Wziął głęboki oddech i usłyszał śmiech przyjaciela. Walnął go w ramię i usiadł. Musiał się uspokoić.
- To wy sobie poleniuchujcie, a my idziemy do wody – Celine uśmiechnęła się i złapała dłoń Egloffa, który poruszył brwiami w stronę Peiera.

***
Dzień dobry, kochane ♥
Witam Was w dzień moich urodzin. O mamuniu, jestem taka stara! :D
Jedenaście rozdziałów już za nami. Nie wiem ile jeszcze przed nami, ale mam nadzieję, że uda mi się pobić rekord z pierwszego bloga.
No i koniec sezonu. Wam też jest tak dziwnie smutno?
Cieszę się, że pan Prevc zdobył Kryształową Kulę! W tamtym roku miałam ochotę się rozpłakać, a teraz tak się cieszyłam, że moja mama stwierdziła, że jestem chora XD (dzięki, mamo!)
Kranjec i głowa orła zrobiły mi wczoraj dzień, serio :D No i żaba na kasku Laniska (którego nazywają właśnie Żaba :D). Mogłabym pisać o tym jak wielbię Słoweńców przez godzinę, ale nie będę tego robić :D
Jakby ktoś chciał (i jeszcze nie był), zapraszam na jedynkę do Żabci :D
To tyle na dziś. Do następnego!
Buziaki :*  

14 marca 2016

Rozdział dziesiąty

Kiedy tylko wyjechał na letnie konkursy, nie potrafił się skupić. Niby wszystko było dobrze, radził sobie w miarę dobrze, ale nie potrafi znaleźć w tym radości. Nie cieszył się już tak bardzo, zasiadając na belce startowej. Sto razy bardziej wolałby odpuścić sobie letnie występy i spędzić ten czas z Vivienne niż skakać w wysokich temperaturach. Nie znosił tego. Do tego wszystkiego, tęsknił za nią. Czuł się jeszcze gorzej, że przed wyjazdem ograniczył kontakt z piękną blondynką. Wydawało mu się, że ostatnim razem się zagalopował. Chociaż tak naprawdę nie doszło do niczego, nie pocałował jej, było mu wstyd. Był święcie przekonany, że taka dziewczyna jak Keller nigdy w życiu nawet nie spojrzała na niego.
Sytuacji nie poprawiał wiecznie niezadowolony i rozmawiający przez telefon z Celine, Luca. Wciąż narzekał. A to na słońce, a to na kombinezon. Winę czasami zrzucał na niewinnych skoczków czy nawet na swoją dziewczynę. Był denerwujący. Do tego każdego wieczora rozmawiał przez telefon szczerząc się przy tym jak chory na umyśle.
- Zadzwoń do niej – usłyszał, kiedy leżał na łóżku z komórką w dłoni. Spojrzał na swojego przyjaciela i uniósł brew. – Nie można z tobą nawet normalnie pogadać, bo wciąż myślisz o swojej księżniczce – wywrócił oczami.
- Nie denerwuj mnie – warknął Peier.
- No zadzwoń, nie dajesz znaku życia od dwóch dni. Pewnie się martwi – blondyn westchnął. – Każdy idiota zauważy, że między wami coś jest. Zresztą nawet gdyby to była tylko przyjaźń, powinieneś zadzwonić.
- Bo nic nie ma między nami… Niestety. Zadzwonię
- Zuch chłopak – Egloff uśmiechnął się szeroko. – Wychodzę pobiegać
Kiedy tylko Luca zamknął za sobą drzwi, Killian kolejny raz wybrał numer Vivienne. Po trzech sygnałach usłyszał głos kobiety, o której ostatnio ciągle myślał. Uśmiechnął się do siebie. Nie wierzył jak mógł nie chcieć porozmawiać z nią. Nie rozumiał jak mógł się bać.
- Jednak żyjesz – zaśmiała się. Uwielbiał to. – Powinnam cię nieźle opieprzyć, nie odzywałeś się.
- Nie mów, że się martwiłaś – wywrócił oczami i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A nie powinnam? OK, przestanę
- Jak się czujesz? – spytał. Ciekawiło go okropnie co u dziewczyny, ale przecież wcześniej nie mógł zadzwonić. Czasem miał ochotę dać sobie w twarz za swoje tchórzostwo. Czy kiedykolwiek mógł być chociaż odrobinę odważniejszy.
- Killian, no – jęknęła. – Nic mi nie jest, czuję się świetnie.
- No co? Martwię się o ciebie. Jesteś dla mnie ważna, tak? Nie ma mnie teraz w domu. Jak będzie coś nie tak, powiesz mi?
- Przecież jestem zdrowa – westchnęła. – Mam to na czole sobie napisać?  Peier jak ty mnie czasem denerwujesz – słysząc słowa Keller, zaśmiał się. Uwielbiał ją denerwować, właściwie było to jedno z jego hobby. – Kiedyś sobie strzelę w łeb przez ciebie, ale najpierw skopie twój chudy tyłek.
- Wiesz co? Rozmawiałem z trenerem na temat tego obozu przygotowawczego na Teneryfie i powiedział, że to jeszcze nie jest pewne, ale możliwe, że będziemy mogli wziąć kogoś ze sobą. Luca na pewnie weźmie Celine, a ja zamierzam zabrać ciebie.
- Kiki… To miło z twojej strony, serio.
- Ale? – oparł się o ścianę. Jeszcze tego brakowało, żeby się nie zgodziła.
- Nie sądzę… że to dobry pomysł
Nawet mnie nie denerwuj. Polecisz z nami, nawet jeśli miałbym cię zaciągnąć siłą. Poza tym znasz hiszpański, przydasz nam się.
- Señor Peier… No sé – powiedziała, a brunet szybko w głowie odszukał znaczenie słów. Na szczęście używała ich często.
- Wiesz. Jedziesz i już. Nie słyszę sprzeciwu – zaśmiał się.
- No dobrze, ale muszę mieć pokój z tobą
- Da się załatwić.

~*~

W domu nudziła się strasznie. Brak towarzystwa Killiana dawał jej się we znaki. Nie znosiła, kiedy nie było go obok. Był jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać o wszystkim. Kiedy był przy niej, czuła się bezpiecznie i nie chciała ani na chwilę rozstawać się z nim. Kiedy powiedział jej, że na obóz przygotowawczy chciał ją zabrać, miała ochotę od razu się zgodzić. Dzięki temu mogła spędzić z nim czas, bez obawy o nic. Do tego od zawsze chciała pojechać do Hiszpanii. Czy to Teneryfa, Barcelona czy Valencia… Nie miało znaczenia. Od wielu lat uczęszczała na lekcje hiszpańskiego, bo zwiedzenie stolicy Katalonii było jej marzeniem. Niestety choroba, z którą musiała się zmierzyć pokrzyżowała plany. Może za rok zobaczy Sagradę Familię, Camp Nou czy Plaça de Catalunya…
Czas spędzała z Elliottem lub Celine. Ten pierwszy czasami doprowadzał ją do szału, ale lubiła go. Rodzina Peierów miała w sobie coś takiego, że nie dało się ich nie lubić. Oraz obaj bracia działali Vivienne na nerwy bardzo często. Dziewczyna Luci także ją denerwowała. Wciąż wypytywała ją o jej związek z Killianem. Vi wciąż mówiła, że ich nic nie łączy. Mimo, że czasami czuła się inaczej w jego towarzystwie, między nimi nic nie było.
- Mam to zrozumieć tak: nic nie czujesz do Killiana oprócz przyjaźni, ale kiedy jest obok wariujesz? – zapytała pewnego popołudnia, kiedy spacerowały po parku. Keller dopiero wtedy zrozumiała jak bezsensownie to brzmiało. Przecież to idiotyzm.
- Jestem w czarnej dupie, prawda? – jęknęła. – Jak można się zakochać w przyjacielu?
- To dość łatwe – zaśmiała się. – Też byłam w takiej sytuacji. Najpierw się przyjaźniliśmy, a potem Luca mi wyznał, że mnie kocha.
- Ale ja nie mam co na to liczyć
- Przecież mówiłaś, że ostatnio się zbliżyliście do siebie jeszcze bardziej – spojrzała na nią uważnie.
- Prawie mnie pocałował – uniosła kąciki ust na wspomnienie.
- Że co? I ty jeszcze nie jesteś pewna? Vivi, proszę cię – zatrzymała się. – Ty go kochasz, on kocha ciebie. Wszyscy są szczęśliwi.
- Kocha, ale jako przyjaciółkę.
- Przyjaciele się nie całują – zauważyła. Słusznie.
- Nie pocałował mnie.
- Ale prawie.
- Ale nie zrobił tego.
- Jesteś uparta. Prawie jak on – wywróciła oczy. – Zakochane psiaki.
- I mówi to osoba, która cały czas mówi o Luce, jakby był bogiem – szturchnęła ją i ruszyły dalej. – Jesteście słodcy razem. Kiedy jesteś w pobliżu to nikt inny dla niego nie istnieje. Tylko ty.
- Bo jest bogiem! – zarechotała. – Kocham go. Przy nikim nigdy tak się nie czułam. Do tego jest taki opiekuńczy, kochany i namiętny jak trzeba… Nienawidzę się z nim kłócić, ale…
- Lubisz się z nim godzić, łapię.

~*~

Kiedy tylko wrócił do domu, pierwsze co zrobił to pojechał do Vivienne. Stęsknił się za nią, i gdy tylko przytuliła się do niego w jej pokoju, nie chciał jej już puszczać. Wszystko było tak jak powinno. Chciał, żeby tak było. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy, że ta rozłąka sprawi, że jeszcze częściej i intensywniej będzie o niej myślał. Nie zdawał sobie też sprawy z tego, że uczucie które czuł względem blondynki mogło się tak nasilić w tym krótkim czasie. Cholernie ją kochał, każda sekunda z nią była cudowna. Chciał móc być z nią przez cały czas.
- Aż tak bardzo się stęskniłaś? – zapytał z uśmiechem i odgarnął włosy z jej twarzy. Odsunęła się od niego i zmrużyła oczy.
- Marzysz, ale ty chyba tak. Trzymasz mnie jakbym miała ci zemdleć – zaśmiała się, ale jeszcze raz się w niego wtuliła. – Tęskniłam, głupku.
- Ja za tobą też – cmoknął ją we włosy. – Gotowa na wyjazd?
- Na pewno chcesz mnie ciągnąć ze sobą? – zapytała i odsunęła się od bruneta.
- Tak! Dlatego cię zaprosiłem – powiedział i usiadł na jej łóżku, chwilę potem i ona pojawiła się obok niego.
- Ilu was będzie? – zapytała i położyła się. Chwilę później i Peier leżał. Spojrzał w jej oczy i delikatnie się uśmiechnął.
- Czterech. Ja, Luca, Gregor i Simon. Polubisz Grega i Simiego. Ammanna już na pewno! Dogadacie się, czasami się zastanawiam czy nie jesteście spokrewnieni – puścił jej oko.
- Jest aż taki fajny? – wyszczerzyła się.
- Oczywiście – wywrócił oczami i złapał za jedną z poduszek, a potem uderzył nią w blondynkę. Ta zaśmiała się głośno i wzięła drugą. Tak zaczęła się bitwa. Śmiali się i wygłupiali. Uwielbiali swoje towarzystwo. Dopiero po pewnym zorientowali się, że zrobiło się późno.
- Lecę, a ty się spakuj do końca – spojrzał na walizkę leżącą na podłodze. – Jutro popołudniu wylatujemy.
- Wiem – westchnęła. – Chodzi tylko o… moją bliznę. Nie będę wyglądała najlepiej – spuściła wzrok.
- Ej – uniósł jej podbródek. – Jesteś piękna, rozumiesz? Jedna blizna niczego nie zmienia. I tak, wszyscy będą się za tobą oglądali. A my z chłopakami będziemy wszystkich adoratorów od ciebie odganiać – powiedział z uśmiechem, na co się zaśmiała. Kochała tego idiotę.

***
Heeeej! (:
Wreszcie jestem z dziesiątką, ale patrząc na coraz mniejszą liczbę komentarzy zastanawiam się czy to w ogóle ma sens...
W każdym razie, tym którzy ze mną są dziękuję z całego serca (a reszta niech spada xD) ♥♥♥
No to lecimy na Teneryfę :D
Po zakończeniu Gregora (co tak naprawdę nie wiadomo kiedy się zdarzy), wystartuję z czymś całkowicie innym. Już teraz zapraszam na zapoznanie się z bohaterami -> i-saw-you-smiling. :) I zachęcam do polubienia mojej strony na fb.
Do następnego, buziaki :*