29 lutego 2016

Rozdział dziewiąty

Wszystko w ostatnim czasie było niemal perfekcyjne. Każda chwila utwierdzała ją w przekonaniu, że wygrała los na loterii. Wiodła niemal idealne życie. Miała cudowną matkę, z którą mogła porozmawiać o wszystkim, a doskonale wiedziała, że nie każdy miał tyle szczęścia. Miała najlepszego przyjaciela, który był gotów zrobić dla niej wszystko.  Do tego w ostatnim czasie coraz lepiej dogadywała się z Lucą i Celine. Z blondynką nawet bardziej. Cieszyła się, że ją poznała, bo czasami miała ochotę spotkać się i porozmawiać z dziewczyną. Killian nie rozumiał przecież pewnych spraw. Leżała właśnie na swoim łóżku i przyglądała się jak dwudziestolatek zacięcie walczył z drzwiami balkonowymi. Blondynka zaśmiała się, na co chłopak mocniej szarpnął i drzwi się otworzyły.
- Mówiłaś co? – spojrzał na nią, unosząc brew. – Chodź
- Jeszcze mnie zrzucisz z balkonu – uśmiechnęła się szeroko i wcisnęła się w kąt łóżka. Brunet przechylił głowę na bok, a chwilę później znalazł się na łóżku. Wyciągnął ręce w stronę dziewczyny i delikatnie ją przyciągnął do siebie. Złapał ją za przedramię i razem wyszli na balkon. Blondynka oparła się o balustradę i spojrzała przed siebie. Miasto wyglądało pięknie. Nie zauważyła nawet, kiedy Killian ustał za nią i odgarnął jej włosy. – Zmieniło się tu trochę
- Brakowało ciebie – szepnął. – Nie pozwolę na to, żebyś znów wyjechała. Nie poradzę sobie bez ciebie…
- Kiki – westchnęła i odwróciła się w jego stronę. Przez chwilę po prostu mu się przyglądała. Nie miała pojęcia co w ostatnim czasie się stało, ale zdecydowanie byli jeszcze bliżsi sobie. – Nie powinieneś się tak do mnie przyzwyczajać…
- Żartujesz sobie? – prychnął. – Już dawno się do ciebie przyzwyczaiłem i przywiązałem. Poza tym, jestem przekonany, że jednak jesteś w stu procentach zdrowa i to okropne choróbsko już nie wróci – powiedział, łapiąc za jej dłonie. – Vivi, będzie dobrze. Jest dobrze.
Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka, mocno objęła bo w pasie i za nic w świecie nie chciała się odsunąć. Poczuła jak przyjaciel przytula ją mocno do siebie. Szeptał coś do jej ucha, ale nie potrafiła się skupić na jego słowach. Wszystkie uczucie, które ostatnio ukrywała w jednej chwili wyszły. Po jej policzkach spływały rzewne łzy, a sama blondynka drżała. Brunet nie miał pojęcia co robić. Przycisnął swoje wargi do jasnych włosów Vivienne.
- Nie zostawiaj mnie, proszę – załkała.

~*~

Nie znosił szpitali. Zapach, ta biel ścian i wszechobecny smutek nie był tym co lubił i do czego był przyzwyczajony. Do tego cały czas musiał leżeć… Na całym oddziale było duże osób, ale z nikim nie mógł nawet porozmawiać.  Że też musiał się rozchorować. Vivienne obiecała, że wpadnie, ale jak jej nie było, tak wciąż się nie pokazywała. Zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem się nie obraziła, ale to nie miałoby sensu. Ona nigdy nie obrażała się za byle co. Zresztą… Nic nie zrobił!
- Hej – podskoczył, słysząc damski głos. Zerknął w stronę, z której dobiegał i zobaczył przyjaciółkę. Włosy miała związane w kucyka, co nie zdarzało się często, a jej nos był czerwony. Do tego wciąż kichała. Była chora. No tak! To dlatego wcześniej nie przychodziła. A on już zaczął snuć podejrzenia. Uśmiechnął się do niej pogodnie i podniósł do pozycji siedzącej. – Doceń to, że przyszłam. Powinnam teraz leżeć w domu i się leczyć.
- Twoja mama chociaż wie, że tu jesteś? -  uniósł brwi do góry i obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem.
- Eee… Nie wie, ale nawet nie zauważy, że zniknęłam. Ogląda te swoje telenowele – wywróciła teatralnie oczami.
- To jak wyszłaś?
- Przez balkon – wzruszyła ramionami.
- Przez balkon? – powtórzył. Jakoś nie wyobrażał sobie, że jego przyjaciółka, ta chuda i pozornie krucha istotka, miałaby wymykać się przez balkon na piętrze. Do tego była przeziębiona.
- Obiłam sobie kolano – na jej twarzy pojawił się grymas, ale tylko na krótką chwilę, bo niedługo po tym uśmiechnęła się szeroko.
Właśnie wtedy, po raz pierwszy, pomyślał, że wygrał los na loterii. Vivienne nie zwracając uwali na cokolwiek, wymknęła się z domu, żeby się z nim spotkać. Był szczęściarzem.


~*~

Właśnie czekał na Vivienne pod budynkiem szpitala. Zdenerwowanie rosło z każdą sekundą. Od dwudziestu minut chodził w kółko, powtarzając sobie w głowie, że wszystko będzie dobrze. Musiało być, bo gdyby było inaczej, nie zniósłby tego. Starał się nie mieć złych myśli, starał się w ogóle o niczym nie myśleć, ale… Nie mógł. Ostatnie tygodnie to był istny rollercoster. Najgorsze było jednak to, że nie potrafił się czasami hamować. Wtedy na balkonie w jej pokoju, dotknął ją w sposób, jaki nigdy tego nie robił. Wciąż łapał się na coraz to częstszych myślach o blondynce. Do tego Luca! Przekonywał go, że powinien wyznać Vi co czuje. Nie mógł. Przecież to mogłoby zniszczyć ich przyjaźń. Zresztą Vivienne teraz nie myślała o związkach, miłości… Miała poważniejsze problemy. Dużo problemów. Mimo wszystko wciąż myślał o niej, fantazjował… Nagle usłyszał dźwięk otwierających się drzwi, początkowo myślał, że to Vi, ale nie. Jakaś starsza kobieta wchodziła do środka. Był zniecierpliwiony, chciał żeby wyszła. Teraz, w tej chwili. Usiadł na schodach i ukrył twarz w dłoniach. Zaczynał wariować.
- Kiki! – pisk dziewczyny wyrwał go z zamyślenia, podniósł się szybki i spojrzał na rozpromienioną dziewczynę. – Jestem zdrowa, słyszysz? Jestem zdrowa!
Nie pamiętał momentu, w którym był tak szczęśliwy jak w tamtej chwili. Przytulił ją mocno. Jego mała Vi była zdrowa! Tyle nerwów, tyle niepewności, a teraz? Ulga, szczęście… Odsunął się lekko od blondynki i spojrzał na jej twarz. Tego uśmiechu nie widział od dawna. Mimo, że ostatnio uśmiechała się często, nigdy w ten sposób. To był najszczerszy uśmiech. Do tego najpiękniejszy i widząc go, jego kolana miękły. Nawet nie spostrzegł, kiedy wzrok przeniósł na jej pełne usta. Miał ochotę ją pocałować. Starał się poskromić pragnienie. Znów spojrzał w wesołe oczy i znów na usta. Z każdą chwilą przybliżał się do jej twarzy coraz bardziej i bardziej. Dzieliły ich zaledwie milimetry, już miał pokonać tę dzielącą ich odległość, ale przerwał mu dzwoniący telefon. Odskoczył od niej, rzucił krótkie spojrzenie na jej nabierającą rumieńców twarz, a potem wyciągnął telefon. Trener. Był zły, cholernie zły, bo gdyby nie on, może zdołałby znów zasmakować jej ust. Odebrał.
- Peier, zmiana planów. Obóz przygotowawczy tydzień po zakończeniu Letniego Grand Prix – powiedział szybko. Nigdy nie owijał w bawełnę i mówił prosto z mostu. – Terminy się im pomyliły i wcisnęli nas na wcześniejszy.
- No dobrze, rozumiem – powiedział niezadowolony. To całkowicie wszystko niszczyło.
Rozłączywszy się ze szkoleniowcem, znów spojrzał na stojącą obok Vivienne. Kiedy przypomniał sobie w czym im przeszkodzono, jego serce zabiło szybciej. Jednak najważniejsze było to, że cały jego plan został zniszczony. Blondynka spojrzała na niego z zaciekawieniem. Dopiero spostrzegł, że stała dużo dalej od niego niż wcześniej. Nie był zadowolony z tego faktu.
- Chyba te nasze wakacje się nie udadzą – rzekł po dłuższej chwili. Na twarz dziewczyny wkradło się niezadowolenie. – Jadę na obóz zaraz po Letnim Grand Prix
- Nadrobimy za rok – przechyliła lekko głowę i posłała mu uśmiech.
- Nie, zrobię wszystko, żeby jednak gdzieś z tobą wyjechać – powiedział i razem ruszyli w stronę jego samochodu. – Do domu?
- Tak, proszę. Jestem padnięta – westchnęła głęboko. 

~*~

Leżała na swoim łóżku i wpatrywała się w sufit. Starała się przetrawić wydarzenia z poprzednich kilku godzin. Cieszyła się, bo była zdrowa, a tamten wynik nie zgadzał się z powodu zbyt dużego stresu. Lekarz zalecił jej jedynie więcej odpoczynku i mniej stresujących momentów. Myślała także o sytuacji sprzed szpitala. Killian prawie ją pocałował! Nie mogła sobie tego ubzdurać, bo przecież widziała to doskonale. Czuła jego oddech na swojej twarzy. A może jednak tylko się jej wydawało? Przecież to niedorzeczne, żeby Kiki, jej słodki Kiki chciał ją pocałować! Byli przecież jedynie przyjaciółmi, a przyjaciele się nie całują. Prawda? No dobrze, zdarzyło się to im w przeszłości, ale tamten pocałunek nie miał zbyt wiele wspólnego z tym.
- Cholera – szepnęła, przewracając się na brzuch. Przypomniała sobie o imprezie urodzinowej Celine, po której Killian spędził noc u niej. Właściwie powiedział „pocałuj mnie”, ale… Nie, to przecież nie była prawda. Tak naprawdę nie chciał. Był tylko pijany, a pijani ludzie mówią różne rzeczy. Niektórzy na przykład lubią okazywać sympatię innym. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że gdyby nie ten telefon, dałaby mu się pocałować. Prawdopodobnie oddałaby mu pieszczotę. – Głupieję

***
Hej! (:
Przychodzę do Was z dziewiątką i takim małym przełomem. I miłą wiadomością. Za tydzień dziesiątka i, o mamo, nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło. Naprawdę. Czuję się jakbym dopiero zaczynała tę historię, a tu co? Dziesiąty tydzień dziś mija.
Co myślicie o tym powyżej? Dawno nie było żadnego wspomnienia, ale dziś jest. Chyba nawet pasuje.
Tych, którzy jeszcze nie byli, zapraszam na prolog nowej historii -> nie--idealni
Jest duże prawdopodobieństwo, że w środę pojawi się jedenastka na Gregorze i Sophii, także możecie oczekiwać :)
To tyle ode mnie! Czekam na Wasze opinie.
Buziaki :* 

22 lutego 2016

Rozdział ósmy

Przez całą drogę powrotną miał w głowie mętlik. Wszystkie myśli z ostatnich dni kotłowały się w jego głowie. To wszystko nie miało tak wyglądać! Nie miał się zakochiwać w Vivienne, a ona miała być zdrowa. Mieli pojechać na wakacje, wypocząć… A teraz co? Szlag wszystko trafił! Miał ochotę krzyczeć i płakać. To nie tak miało być… Wszystko miało być dobrze, ale nie było. Czuł się bezsilnie. Kiedy tylko powrócił do Szwajcarii, jedyne czego chciał to pojechać do Vi, przytulic ją i powiedzieć, że razem przez to przejdą, poradzą sobie.
Bo poradzą sobie. Nie zostawi jej w tej sytuacji i nie pozwoli jej wyjechać. Już raz ją stracił, nie mógł pozwolić na powtórkę. Nie, kiedy wiedział, że to ona była powodem, dla którego wstawał każdego poranka, dla którego wciąż żył. Miał dla kogo.
Kiedy tylko zjawił się w domu na podwórku ujrzał brata, który popisywał się przed… Vivienne. Rozłożył materace pod liną i pokazywał blondynce tricki jakich się nauczył. Killian prychnął. Jego młodszy brat był dziecinny, mimo że miał już osiemnaście lat.
Mimo wszystko ucieszył się widząc przyjaciółkę, stęsknił się za nią. Nie widziała go więc skorzystał z sytuacji i podszedł do niej od tyłu.
- Dzień dobry – szepnął przy jej uchu, aż podskoczyła.
Kiedy się odwróciła zauważyła uśmiechającego się w jej stronę bruneta. Od razu się do niego przytuliła. Killian poczuł jak jego serce wariowało. Objął ją jeszcze mocniej i gdyby mógł nie wypuszczałby jej już nigdy. Elliott wywrócił oczami, kiedy oboje odeszli od niego i weszli do domu. Dwudziestolatek przywitał się z matką, pokrótce opowiedział o zgrupowaniu, a potem złapał przyjaciółkę za rękę i pociągnął do swojego pokoju. 
- Zaprzyjaźniasz się z Elliottem? – zapytał, kiedy zamknął za sobą drzwi. Spojrzał na blondynkę z uniesionymi brwiami, a ta wywróciła oczami.
- Czekałam na ciebie, Elli dotrzymywał mi towarzystwa – wzruszyła ramionami. – Jak było?
- Dobrze
- Po prostu „dobrze”? – zapytała, kiedy usiadł na łóżko.
- To nie ma teraz znaczenia, Vi. Ważniejsza jesteś ty, twoje zdrowie. Musisz mi wszystko powiedzieć, co się działo, jak się czujesz, co z…
- Przestań – przerwała mu i usiadła obok. – Nie zrozum mnie źle, ale będzie co będzie. Zanim pójdę do lekarza, nie chcę o tym myśleć. Chcę żyć.
- Chodź tu – objął ją i pogładził o włosach. – Wszystko będzie dobrze, robaczku
- Robaczku? – odsunęła się od niego i spojrzała w jego oczy. Killian czuł jak się rozpływał pod jej spojrzeniem. – Poważnie?
- Ewentualnie żabko
- Zostańmy przy robaczku – zachichotała. – Kiki?
- Hm?
- Jeśli… no wiesz… jestem znów chora, przejdziesz przez to ze mną? – zapytała i złapała za jego koszulkę, a potem zaczęła ją marszczyć w swoich dłoniach. – Boję się
- Przejdę – uniósł jej podbródek. – Przejdę z tobą, Vi. Nie zostawię cię samej w takiej chwili.
- Tak bardzo się boję – przytuliła się do niego, a z jej oczu zaczęły wypływać słone łzy.


~*~

Kiedy wróciła do domu, poczuła napływający strach. Bała się, znów była przerażona. Kiedy nie było obok niej Killiana, czuła się jak mała dziewczynka zagubiona w supermarkecie. Gdy było obok… Wszystko było jak powinno. Chciała móc mieć go obok siebie przez cały czas, ale to było niemożliwe.
- Co to jest? – nagle przed nią pojawiła się matka z kartką w dłoni. Blondynka spojrzała na nią ze strachem. Nie chciała, żeby rodzicielka dowiedziała się o wynikach badań. – Myślałaś, że to przede mną ukryjesz? Vivienne… - zawiesiła głos. – Powiedz coś
- Co mam ci powiedzieć? Nie chciałam, żebyś wiedziała – spuściła wzrok. – Z tak wielu rzeczy zrezygnowałaś dla mnie, dla mojego zdrowia.
- Ty jesteś najważniejsza – podeszła do niej i przytuliła się. – Jesteś moim życiem, Vivienne. Nie żałuję niczego w moim życiu. Ciebie tym bardziej, mimo że twój ojciec… Szkoda słów.
- Chciałabym, żebyś sobie kogoś znalazła, zakochała się… Jesteś przecież seksowną mamuśką – zaśmiała się i spojrzała na matkę.
- Och, Vi… Teraz to ty jesteś najważniejsza
- Mówisz jak Killian – westchnęła i odsunęła się. – Nie chcę takiego traktowania. Nawet jeśli znów jestem chora… Nie chcę, żeby ludzie traktowali mnie ulgowi, wszyscy się nade mną litowali. Chcę być jak inni.
- Nigdy nie będziesz jak inni

~*~

- Gotowa? – w progu pokoju Vivienne ustał brunet i wpatrywał się w przyjaciółkę jak w obrazek. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Był jedyną osobą, której towarzystwo w ostatnim czasie poprawiało jej humor. Przejechała dłonią po sukience o kolorze brzoskwini i podeszła do Killiana. – Ładnie wyglądasz
- Dziękuję – uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Ty też. Pasujesz do mnie. Chodźmy na te urodziny – powiedziała i wyminęła go.
Szedł za nią i nie mógł się powstrzymać. Spojrzał na jej ciało. Raz. Drugi. Jestem stracony. Kiedy tylko pojawili się na miejscu, powitał ich Luca. Dookoła roiło się od ludzi. Jeszcze więcej niż poprzednio. Vivienne poczuła niepokój, ale nie miała pojęcia czym było on spowodowany. Poczuła ulgę dopiero, gdy Peier objął ją ramieniem. Impreza trwała w najlepsze. Po wielu namowach, Killian zgodził się napić. Vi nie miała mu tego za złe, nie mógł sobie wszystkiego odmawiać ze względu na nią. Sporo czasu spędziła z Celine, która obchodziła właśnie dziewiętnaste urodziny. Rozmawiały, śmiały się. Czuły się świetnie w swoim towarzystwie.
- Jesteś taka urocza – Celine zaśmiała się. – Gdybym była lesbijką...
Vivienne zaśmiała się i na chwilę przymknęła powieki. Zdecydowanie Celinie nie powinna pić. To nie mogło kończyć się dobrze. Nie mogło.
- Vi! – usłyszała znajomy głos, a kiedy odwróciła się zauważyła kompletnie pijanego Killiana. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Podszedł do niej, a kiedy poczuła zapach alkoholu skrzywiła się.
- Jesteś nawalony
- I szczęśliwy – zarechotał i objął ją. Od razu się odsunęła.
- Wracamy do domu – powiedziała w pewnym momencie. Sama nie wiedziała co powinna myśleć w tamtej chwili. Była na niego zła, nie powinien tak nieracjonalnie pić. Przecież był sportowcem! – Ruszaj się.
- Matka mnie zabije – zaśmiał się, kiedy wpakowała go do samochodu. – Może pojedziemy do ciebie?
Usiadła za kierownicą, chociaż nie powinna. Przecież nie miała prawa jazdy. Jeździć potrafiła, ale co stałoby się, gdyby zatrzymała ich policja? Odetchnęła głęboko i odpaliła silnik. W drodze do domu Peier ciągle coś bełkotał, śmiał się i opowiadał o czymś, ale blondynka nie potrafiła go zrozumieć. Zaparkowała pod domem i razem z pijanym brunetem weszła do domu. Pani Keller już spała, więc jej córka mogła chociaż oszczędzić sobie trudu tłumaczenia się. Zaprowadziła przyjaciela do swojego pokoju. Położył się na łóżko i znów zaczął coś mówić.
- Chodź tu, moja mała blondyneczko – powiedział.
- Cicho, rozbieraj się, głupku – do ręki wzięła swoją piżamę i wyszła do łazienki. Miała nadzieję, że kiedy wróci Peier będzie już grzecznie spał. Och, jakie będzie jego zdziwienie rano, gdy obudzi się przy niej. Przebrała się i wróciła do sypialni. Po całym pokoju porozrzucane były ubrania skoczka. Westchnęła i wślizgnęła się pod kołdrę obok bruneta.
- Pocałuj mnie – powiedział z zamkniętymi oczami. – Pocałuj mnie, Vivienne.
- Śpij i przestań gadać – pisnęła i odwróciła się tyłem do niego. Przez długi czas czuła jego oddech oraz dłonie we włosach, a w głowie wciąż słyszała jego pijaną prośbę. Pocałuj mnie


~*~

Rano obudził się z rozdzierającym bólem głowy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zorientował się, że nie jest w swoim pokoju. Nie był w swoim łóżku. Na podłodze leżały jego porozrzucane rzeczy. Bał się odwrócić. Nie miał pojęcia, kto był obok. Chociaż pomieszczenie wydawało się takie znajome…
- Vi?! – krzyknął przerażony, dostrzegając przyjaciółkę. – Co ja tu robię?
- Nawaliłeś się, ot co tu robisz
- Ale jak? Kiedy? Gdzie mój samochód? Gdzie moje kochanie? – z jego ust wydobył się potok słów. Kompletnie nic nie pamiętał. W jego głowie była wielka czarna dziura.
- Przed domem jest. Przywiozłam cię i nie obdrapałam nawet twojej dzidzi – wywróciła oczami i usiadła.  
- Przecież nie masz prawka
- Ktoś musiał zabrać ten twój pijany tyłek do domu.
- Czemu leżymy w jednym łóżku? – podrapał się po głowie. Przecież chyba do niczego nie doszło… Nie powiedział jej… Chyba.
- Bo jakbym zostawiła cię na kanapie to mama na zawał by zeszła – zachichotała. – Spokojnie, nie dobrałeś się do moich majtek – wywróciła oczami i znów się zaśmiała. – Wstawaj, ja zrobię jakieś śniadanko.
Kiedy wyszła z pokoju, odetchnął z ulgą. Nie miał kompletnie pojęcia co się wydarzyło poprzedniej nocy, nie powinien tyle pić i tracić nad sobą kontroli. Miał przecież opiekować się swoją przyjaciółką. Spędzić z nią czas, być. A jak się skończyło? A w łóżku się skończyło. To nie było tak, że nie chciałby skończyć w łóżku z Vivienne, ale nie chciał w ten sposób i w tym czasie. Skarcił się za myśli, które zaczynały krążyć wokół niebezpiecznego tematu.

***
Witam!
Jest i ósemka. Co myślicie? Podoba się czy nie? (:
Jeszcze trochę pomęczymy naszych bohaterów, a co! Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
To do kolejnego, buziaki :* 

15 lutego 2016

Rozdział siódmy

Obudziła się zalana potem. Miała wrażenie, że jej umysł rozdziela się na miliony pojedynczych niteczek, a każda odbierała ból oraz strach ze zwiększoną mocą. Rozrywające na kawałeczki przerażenie, rozsadzające ją od środka, wyciskające łzy z oczu. Usiadła gwałtownie na łóżku, starając się wyrwać z uścisku koszmaru. Serce waliło jej jak szalone, oddech nie pozostawał w tyle. Starała się uspokoić. Przed oczami wciąż miała obraz śmierci. Śmierci Killiana. Nie zwracała uwagi na godzinę, bo nie obchodziło ją to. Wzięła do drżącej dłoni telefon i od razu weszła w połączenia, co sprawiło jej nie mały problem. Ostatnio wybierane. Kiki. Oddychała głęboko, a przerażenie wzrastało z każdym sygnałem.
- Halo? Vi? – kiedy usłyszała jego głos, odetchnęła z ulgą.
- Wszystko w porządku?
- Wiesz, że jest trzecia w nocy? – zapytał, a blondynka zacisnęła usta. No tak, mogła pomyśleć. – Co się stało?
- Dlaczego miałoby się coś stać?
- Znam cię, zwykle nie dzwonisz w środku nocy. Co się stało?
- Po prostu… - wzięła głęboki wdech. Co miała mu powiedzieć? Że miała koszmar, w którym go traciła i musiała upewnić się, że wszystko z nim w porządku? – Chciałam wiedzieć czy wszystko w porządku.
- Nie mogłaś zadzwonić rano? – ziewnął.
- Przepraszam. Miałam koszmar.
- To tylko sen, mała. Nie przejmuj się. Idź spać, nie myśl o tym. Wszystko jest w porządku.
- Kiki, tęsknie za tobą
- Ja za tobą też, a teraz śpij – powiedział i rozłączył się.

*

Kiedy Killian rano obudził się, w pokoju zastał puste łóżko współlokatora. Nie miał pojęcia, gdzie podział się Luca, ale nie było w tym nic dziwnego, że go nie było. Czasami znikał. Prawdopodobnie rozmowa z Celine go tak pochłonęła. Brunet wywrócił oczami na samą myśl, ale chwilę później pomyślał o Vivienne i ich dziwnej rozmowie w nocy. Zastanawiał się nawet czy to naprawdę się wydarzyło. Jeśli tak to… Martwiło go to. Pamiętał doskonale, że blondynka miewała koszmary tylko, kiedy się bała. Czyżby teraz bała się czegoś? Tylko czego… Wyników badań? A może coś się jej stało? Może ktoś zrobił jej krzywdę. Że też musiał wyjechać na zgrupowanie.
- Siema – do pokoju wszedł wyszczerzony Egloff z telefonem w dłoni. No tak, Celine.
- Siema – przywitał się i ziewnął. – Co tam u Celine?
- Skąd przypuszczenie, że z nią rozmawiałem?
- Bo szczerzysz się jak głupi? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie prawda – prychnął. – Nawet jeśli, to co? To moja dziewczyna. Za to ty szczerzysz się jak rozmawiasz z Vivienne i nie wykręcisz się, młody człowieku.
- Jesteśmy przyjaciółmi, to chyba normalne, że się uśmiecham
- Normalne to by było, gdybyście rzeczywiście zachowywali się jak przyjaciele. Nie możesz jej powiedzieć, że chcesz czegoś więcej? – zapytał i padł na łóżko. – Nie wykręcaj się dłużej.
- Sam nie wiem – westchnął i ukrył twarz w dłoniach. – To takie trudne.
- Co jest trudne?
- Przyznanie się przed samym sobą, że jednak czuję coś do Vi.

*

Czas, kiedy Killian był na zgrupowaniu, dla Vivienne dłużył się w nieskończoność. Nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca, do tego była jeszcze bardziej marudna niż zwykle. Kilka razy rozmawiała z Celine, ale to tyle. Chciała, żeby jej przyjaciel wrócił. Potrzebowała go. Do tego te całe badania…
Kiedy otrzymała wyniki bała się. Przerażenie wstrząsało jej ciałem. To co było w środku koperty miało wydać wyrok. Gdyby się okazało, że… To wróciło, nie dałaby sobie rady. Była też przekonana, że i Killian nie poradziłby sobie. Wzięła kilka głębokich oddechów.
- Raz się żyje – westchnęła, a potem pacnęła się w czoło. Co jak co, ale to zdanie było chyba zbyt trafne.
Drżącymi dłońmi otworzyła kopertę. Spojrzała na rzędy literek i cyferek. Sprawdzając czy, aby mieści się w normie. Wszystkie były prawidłowe. Wszystkie z wyjątkiem jednego. Poczuła się jakby ktoś dał jej w twarz. Przecież miało być tak pięknie. Teraz, przez jeden głupi wynik, nie będzie. Może tak miało być? Poczuła jak spod jej powiek wydobywają się słone łzy. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Wyciągnęła telefon i go wyłączyła, a później weszła do łóżka, nakrywając się po samą głowę. Przyłożyła głowę do poduszki i dała upust swoim emocjom.

*
  
- Nadal nie odbiera – brunet zaczął panikować. Od godziny próbował skontaktować się z Vivienne, ale bezskutecznie. – A co jeśli coś się stało?
- Gdyby coś się stało, na pewno jej matka by cię powiadomiła, tak? – Luca miał już dość słuchania biadolenia swojego przyjaciela. – Może jest zajęta? No nie wiem… Poszła na randkę?
- Randkę? Proszę cię…
- Jest ładna, na pewno podoba się niejednemu – powiedział. Killian zmarszczył brwi. Luca miał rację. Vivienne była przecież piękna, nie jeden chciałby być na jego miejscu.
- Może – wzruszył ramionami, chociaż w środku poczuł się dziwnie. Jakby… Nie, to niemożliwe.
- Marco by się pewnie spodobała. Co ty na to, żeby ich poznać ze sobą?
- Grigoli? – prychnął.
- No tak, zapomniałem. Wolałbyś ty iść z nią na randkę – zarechotał. – Zaproś ją jak wrócimy. Przecież sam już przyznałeś, że podoba ci się.
- Myślisz, że to takie proste – znów prychnął. – Przecież to jasne, że ona nic do mnie nie czuje. Nie mogę ot tak powiedzieć jej, że chciałbym, żeby między nami było coś więcej i zaprosić na randkę – powiedział, po raz kolejny wybierając numer do przyjaciółki. – Zresztą teraz ważne jest co się z nią dzieje.
Egloff wypuścił głośno powietrze i poszedł do łazienki. Killian w tym czas znów spróbował się dodzwonić do Vi. Niepokojące było to, że nie odbierała. Przecież nigdy coś takiego się nie działo. Położył się na łóżku i zaczął rozmyślać nad tym co mówił Luca. Był zazdrosny, kiedy ten zaproponował, że mogliby poznać Vivienne z Marco. Poza tym to on znał dłużej Vi, znał ją lepiej i doskonale wiedział co było dla niej dobre i co sprawiłoby, że byłaby szczęśliwa. W każdym razie nie było to spotkanie z Grigolim.

*

 Kiedy obudziła się następnego dnia, zrozumiała, że to wszystko nie było tylko snem. To była rzeczywistość. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że jeden zły wynik nie oznaczał ponownego wyjazdu i opuszczenia Killiana. Możliwości było sporo. Może to tylko pomyłka? Może…
Wyciągnęła dłoń po telefon, który włączyła. Chwilę później zauważyła kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od Killiana. Doszło do niej wtedy, że koszmarnie musiał się martwić, nie odbierała, nie dawała znaku życia przez cały dzień. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia… Mógł pomyśleć wszystko. Od razu wybrała jego numer. Miała tylko nadzieję, że nie będzie zły.
- Vivienne? Mój Boże, martwiłem się – usłyszała zatroskany głos i mimo wszystko uśmiechnęła się do siebie.
- Przepraszam, miałam wyłączony telefon… Coś się stało?
- Chciałem po prostu z tobą porozmawiać. Dlaczego odcięłaś się od świata? – tak dobrze ją znał. Wiedział, że coś było nie tak.  
- Przyszły wyniki – powiedziała po chwili milczenia.
- I jak? Wszystko dobrze, prawda? – zapytał, ale Vi nic nie odpowiedziała. – Powiedz, że wszystko jest dobrze, że jesteś całkowicie zdrowa. Powiedz!
- Nie mogę. Nie wiem co postanowią lekarze, ale… Nie poddam się – znów musiała go pocieszać, kiedy to on powinien to robić.
- Będzie dobrze – powtarzał szeptem. – Musi być dobrze – blondynka miała wrażenie, że mówił do siebie, przekonując siebie samego, że wszystko będzie dobrze.

***
Heej :)
Uff, co za męczarnia z tym rozdziałem była. Na szczęście skończyłam i dodałam.
No to... Killian się już nie broni. Jak myślicie, kiedy Vivienne trafi strzała Amora? :D
Już pisałam to na innym blogu, ale napiszę i tutaj: 
Szykuję też coś nowego, ale nie zacznę przed końcem sezonu. Chciałabym wystartować 25 marca lub 1 kwietnia, jeszcze nie mam pewności co do szczegółów (chociaż bardziej prawdopodobna jest ta druga data). Jak chcecie możecie wejść, zapoznać się z bohaterami czy co tam chcecie :D -> Nie idealni.
Do następnego, buziaki :* 

7 lutego 2016

Rozdział szósty

Killian wraz z kolegami z kadry – Lucą, Gregorem i Simonem, ćwiczył  w ośrodku szkoleniowym w Einsiedeln. Myśli bruneta jednak wciąż odbiegały od reszty, wciąż bał się o przyjaciółkę. Bo przecież… Co by było, gdyby jednak choroba wróciła? Nie poradziłby sobie, nie teraz, gdy wszystko powoli układało się jak należy. Egloff nawet nie starał się nawiązać jakiejkolwiek rozmowy z przyjacielem, bo wiedział, że nie miało to najmniejszego sensu. Dopiero, kiedy skończyli trening, mogli porozmawiać.
- Zabiorę Vivienne na jakieś wakacje – Peier powiedział do przyjaciela, kiedy szli za resztą kadry. Luca uniósł brwi do góry i się zaśmiał. – O co ci chodzi?
- O nic – powiedział unosząc dłonie w geście obronnym. – Tylko współczuję ci, że Vivienne wepchnęła cię w friendzone.
- Nie wepchnęła, nic do niej nie czuję – zdenerwował się, a blondyn zarechotał. – Mówiłem ci
- Nawet ja dla Celine nie jestem taki, jak ty dla Vivienne
- Jaki? Jestem normalny – rzucił i przyśpieszył.
Przecież nic nie czuł do Vi, przyjaźnili się od dziecka… Może i ostatnio zareagował inaczej na jej dotyk, ale to nic nie znaczyło. Ciało po prostu potrzebowało jakiegoś bliższego kontaktu z kobietą, ale nie umysł. Już na pewno nie z Vivienne. Tak, był zły. Luca nie miał racji, chociaż gdyby się zastanowić… Ich przyjaźń ostatnio się zmieniła. Prychnął pod nosem. Przecież nie czuł nic więcej do przyjaciółki. 


~*~

Ostatnio zauważyła, że większość ubrań w jej szafie ma co najmniej dwa lata. W czasie choroby i przebywania w klinice ani razu nie była na zakupach. Teraz miała nadzieję, że zdoła odświeżyć swoją garderobę. Nałożyła na siebie jedną z ulubionych sukienek w kwiaty i wyszła z domu z zamiarem zakupu kilku nowych ubrań. Drogę do galerii przebyła pieszo. Lubiła spacery, tym bardziej teraz. Wszystko wydawało się piękniejsze niż kiedyś. Do tego przyjemne ciepło, które rozgrzewało jej jasną skórę. Czasami ludzie, którzy jej nie znali myśleli, że jest chora, że źle się czuje, kiedy widzieli, że jest blada. Vivienne jednak normalnie miała nienaturalnie jasną cerę.
W galerii pojawiła się szybko, droga minęła jej szybciej niż się spodziewała, ale cieszyła się, bo mogła szybciej wrócić i spędzić trochę czasu z zapracowaną ostatnio matką.
- Weź niebieską – usłyszała za sobą głos, kiedy przeglądała wiszące na wieszakach koszulki. Kiedy tylko się odwróciła zauważyła uśmiechniętą Celine. – Hej, Vivienne! – pomachała jej chociaż stały kawałek od siebie.
- Hej – zachichotała. – Niebieska?
- Pasuje ci ten kolor – Celine zdjęła koszulkę i przyłożyła do klatki piersiowej Vi, zmarszczyła nos i odwiesiła ją na miejsce. – Nie sądziłam, że wpadnę na ciebie. Zakupy?
- Wymiana garderoby – uśmiechnęła się. – A ty, korzystasz z chwili, kiedy Luca nie jęczy ci nad głową?
- Dokładnie – wywróciła oczami. – Czasami doprowadza mnie tym do szału
- Wiem, powiedziałaś trochę za dużo na imprezie. Pamiętasz?
- O matko! – przeraziła się. – Co ja ci powiedziałam? Nie bierz sobie niczego do siebie, zawsze gadam jak nakręcona jak się napiję
- Mówiłaś coś o swoim związku z Lucą i o innych sprawach, ale nieważne – uniosła kąciki ust. – Pomożesz mi?
- Tak, z chęcią – ucieszyła się, słysząc pytanie z ust Keller. – To, czego szukamy?

~*~ 

Dwie blondynki siedziały w kawiarni i rozmawiały o wszystkim. Vivienne nigdy nie miała żadnej przyjaciółki, od zawsze był tylko Killian. To on zastępował jej innych, czasem i rodziców. Może był nieokiełznany, ale dbał o przyjaciółkę i martwił się o nią. Był dość dojrzały, mimo że czasami zachowywał się dziecinnie. Ale taki był, nikt ani nic nie było w stanie go zmienić. Celine od razu odnalazła wspólny język z Vi.
- A ty i Killian, nigdy nic? – zapytała, badając przy tym reakcję towarzyszki.
- Nigdy nic – uniosła kąciki ust.
- Ja też najpierw przyjaźniłam się z Lucą – uśmiechnęła się, wspominając stare czasy. Vivienne od razu zauważyła, że dziewczyna Egloffa była w nim po uszy zakochana. Na dodatek z wzajemnością. – Aż wreszcie zabrał mnie na spacer i wyznał miłość. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Wszystkie obawy i niepewności po prostu… znikły. Był tylko on – rozmarzyła się.
- Zazdroszczę wam, też chciałabym, żeby ktoś mi tak zawrócił w głowie.
- Jeszcze ktoś ci zawróci w głowie, uwierz  - puściła do niej oczko, kiedy zadzwonił telefon. Wyciągnęła go i nim odebrała, z uśmiechem powiedziała: - Luca.
Kiedy Celine rozmawiała przez telefon, Vivienne się zamyśliła. Dookoła roiło się od zakochanych par. Też tego chciała, chciała móc trzymać dłoń ukochanego i spacerować wieczorami. Mieć do kogo po prostu się przytulić i milczeć.
Killian. Chyba był kimś w tym rodzaju, był zawsze. Mogła liczyć na jego wsparcie, jego silne ramiona, ale przecież nie było między nimi nic. Może powinna kogoś poznać? Wbiła wzrok w okno. Usłyszała rozanieloną blondynkę, która zakończyła rozmowę z chłopakiem, więc pokręciła głową i spojrzała na nią.
- Za dziesięć minut Luca i Killian przyjdą – uśmiechnęła się do niej. – Co taka smutna jesteś, co?
- Zdaje ci się – wysiliła się na uśmiech, a później wzięła kolejny łyk herbaty.

~*~

- Na cholerę ciągniesz mnie do jakiejś kawiarni? – Peier zapytał przyjaciela, ale ten posłał mu spojrzenie pełne chęci mordu. Zrezygnowanemu brunetowi pozostało jedynie podążać za Egloffem.
Kiedy tylko zjawili się na miejscu, dostrzegł Vivienne żywo dyskutującą z Celine. Uśmiechały się i co jakiś czas można było usłyszeć ich śmiechy. W tamtej chwili już wiedział o co chodziło Luce. Wywrócił oczami, ale z uśmiechem podszedł do stolika i usiadł na krzesełku obok Keller.
- A co tu się dzieje? – Luca zaśmiał się i opadł obok swojej dziewczyny, a później podarował jej słodki pocałunek. – Zlot czarownic?
- Tak, Luca, urządzamy sobie sabat, więc i wy tu jesteście – na ustach Vivienne malował się uśmiech. Spojrzała na przyjaciela. – Jak trening?
- Całkiem przyjemny – powiedział szeptem i zaśmiał się, widząc jak Celine bije po rękach swojego chłopaka, który chciał napić się jej herbaty. – Zostawimy zakochanych? – zapytał.
- Co proponujesz?
- Coś wymyślę – powiedział i zwrócił się w stronę pary, która właśnie szeptała do siebie. – Ej, gołąbeczki! Wy tu sobie gruchajcie, a my spadamy
Pożegnali się i razem wyszli. Killian jeszcze popukał się w czoło, kiedy Luca spojrzał na niego znacząco. Drogę pokonywali w ciszy, ale wcale im to nie przeszkadzało. Lubili czasami pomilczeć ze sobą, nie potrzebowali niczego innego. Dla Killiana był to niezwykle cenny czas. Nie rozumiał jeszcze tego, ale był przekonany, że ta drobna blondynka była jego bratnią duszą.
- Mam pomysł, chodźmy do mnie – na twarz dziewczyny wkradł się uśmiech. Pociągnęła przyjaciela za rękę i ruszyli w stronę domu Kellerów. – Idź na podwórko, ja tylko zaniosę to do pokoju – powiedziała, wskazując na reklamówki z ubraniami.
Pokiwał jedynie głową i przeszedł przez kuchnię, a później wyszedł na podwórko za domem. Ułożył się na hamaku i przymknął oczy. Nie rozumiał tego, dlaczego Luca wygadywał te wszystkie rzeczy, przecież nic nie było między nim a Vivienne. Znów pomyślał o badaniach, na których ostatnio była jego przyjaciółka. Bał się niewyobrażalnie, nie zniósłby, gdyby miał znów ją stracić. Teraz nie wyobrażał sobie, że jego codzienność mogłaby być pozbawiona dziewczyny. Te cztery tygodnie od jej powrotu były najlepszymi. Oboje byli szczęśliwi, to było najważniejsze.
- Posuń się – usłyszał delikatny głos, a kiedy otworzył oczy dostrzegł Vivienne, która chciała położyć się obok przyjaciela. Posłusznie przesunął się, a chwilę później, obok niego leżała wesoła blondynka.
- Zdecydowanie lepiej niż z Lucą i Celine – zaśmiał się i objął Vivi, która przytuliła się do niego. Wciąż powtarzał sobie, że byli tylko przyjaciółmi.
- Tęskniłam za tym – mruknęła i zamknęła oczy. – Obiecaj, że bez względu na wyniki, zostaniesz.
- Nigdy cię nie zostawię, tym bardziej w złych chwilach, Vivi – pocałował ją w czoło, odrzucając myśli i uczucia, które mu towarzyszyły w tamtej chwili.
To tylko przyjaźń.

***
Witajcie! Dzisiaj, nieco krótsza od reszty, szóstka. Jednak nie widziałam sensu w pisaniu jakiś pierdół, żeby wyszło tyle co zwykle. A rozdział ogólnie rzecz biorąc nic nie urywa, ale nie jest też tragicznie :)
Ogromnie się cieszę, że pod piątką tyle osób się odezwało. Po prostu... wow. Dziękuję Wam z całego serca, bo komentarze naprawdę motywują do dalszego pisania.
Czekam na Wasze opinie na temat tego czegoś u góry.
Buziaki i do kolejnego :*