3 maja 2016

Epilog

– Hej, słońce – usiadł obok niej na tarasie, pocałował ją w głowę i zamknął w żelaznym uścisku. Blondynka przytuliła się do niego mocno i przymknęła powieki. – Stęskniłem się, wiesz?
– Ja też – szepnęła nie odsuwając się od niego. – Muszę ci powiedzieć o czymś bardzo ważnym.
– Coś się stało? – zapytał i odsunął dziewczynę od siebie. Ta spojrzała na niego ze strachem w oczach, ale mimo wszystko uniosła kąciki ust. – Mów, bo zaczynam się martwić.
– W porządku – wzięła głęboki wdech. – Chodzi o to, że…  Och, Kiki – schowała twarz w dłoniach. – Jestem w ciąży.
Minęło sporo czasu nim słowa wypowiedziane przez Vivienne dotarły do Killiana. Z każdą sekundą coraz bardziej rozumiał, ale starał się to przetrawić w ciszy. Ciszy, która blondynkę dobijała. Zaczynała zastanawiać się nad słusznością czynu. Nie była już tak pewna, czy powinna mówić mu prawdę.
– To znaczy… – odezwał się po dłuższej chwili. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na ukochaną. – Będę tatusiem? – zapytał, a Vivienne skinęła głową. – Mój Boże, naprawdę? – westchnął.
– Nie okłamałabym cię – odpowiedziała szeptem. – Przepraszam.
– Za co, słońce? Przecież… Ja też tam byłem – powiedział, a na twarz dziewczyny wkradł się cień uśmiechu. – Poradzimy sobie. Obiecuję, że cię nie zostawię i obiecuję, że postaram się być najlepszym ojcem dla naszego szkraba. Kocham cię całym sobą – przytulił ją do siebie i pogłaskał po włosach.
– Dziękuję, że jesteś – powiedziała i pocałowała jego szyję.
– Zawsze będę, Vi. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – odsunął się od niej, aby poprawić jej włosy, a później złożyć na jej ustach pocałunek.
Uśmiechnęła się, kiedy ją całował. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Miała wszystko.

***
Hej!
Och, przepraszam... Zawaliłam. Wiem, że miały być jeszcze dwa rozdziały i dopiero wtedy epilog, ale nie mogłam.
Mimo wszystko, bardzo się cieszę, że kończę tę historię w ten sposób. Nie mogłabym ich skrzywdzić. Co to, to nie! ;)
Chciałabym Wam ogromnie podziękować za to, że byłyście tu ze mną. ♥ Jesteście najlepsze! ;* Być może dzięki mnie ktoś polubi Szwajcarów? :D
Jak mówiłam, wraz z epilogiem tu, na Stefku i Julii pojawia się pierwszy rozdział. KLIK
Jeśli chodzi o moje zaległości u Was, a są i to duże... To wiecie, wszystko nadrobię. Obiecuję! ;)
Ściskam i jeszcze raz dziękuję ♥♥♥♥♥

25 kwietnia 2016

Rozdział szesnasty

Leżał z nią na łóżku w jej sypialni. Tulił jej drobne ciało do swojego i co jakiś czas skradał całusy. Ostatnio wciąż martwiła się stanem swojej matki, a on chciał zrobić wszystko, żeby chociaż na chwilę odpoczęła od tego. Spędzał z nią każdą wolną chwilę, chociaż w ostatnim czasie było ich coraz mniej. Sezon zbliżał się wielkimi krokami, a treningi zabierały większość jego czasu.
- Martwisz się, że nie mam pieniędzy? Przyjdzie taki czas, że i ty nie będziesz miał – usiadła i poklepała go po ramieniu śmiejąc się, kiedy zauważyła, że myślami był daleko. – Co jest? – zapytała patrząc na jego twarz.
- Nic – westchnął i także przeniósł się do pozycji siedzącej. – Po prostu myślę o tym, że niedługo będziemy się widywali dużo rzadziej – położył swoją dłoń na jej policzku i kciukiem pogładził jej skórę. – A chciałbym cię mieć przy sobie zawsze.
- Może jak się za mną stęsknisz, będziesz grzeczniejszy, co? – zbliżyła się do niego i pocałowała go.
- Przy tobie nie da się być grzecznym – szepnął wprost w jej usta, przysuwając ją do siebie. Złapał za jej biodra i posadził na swoich kolanach.
- Rano masz trening – jęknęła i niechętnie się od niego odsunęła.
- Do rana jeszcze dużo czasu – uśmiechnął się i zbliżył usta do jej szyi, gdzie zostawił mokry ślad. – No nie jęcz mi tu… To znaczy… Z rozkoszy możesz jęczeć, a nawet powinnaś.
- Jesteś taki głupi – zaśmiała się. – Nie mam na ciebie siły. Kiedy się taki stałeś, co? Kiedyś byłeś taki...
- Kiedyś nie mogłem tego robić – znów ją pocałował, tym razem delikatniej. Zaledwie dotknął jej ciepłych warg. – Nie mogłem ci powiedzieć, że szaleję za tobą.
- A szalejesz? – zarzuciła swoje ręce na jego barki, w odpowiedzi otrzymała pocałunek.
Blondynka wstała z łóżka i podeszła do okna. Ustała na palcach i wyjrzała przez szybę. Nie zauważyła nawet, kiedy ustał za nią Killian i ją objął. Odwrócił ją przodem do siebie wpił się w jej usta. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Oddała pocałunek i jedną dłoń wplątała w jego włosy, a drugą gładziła jego szyję. Peier uniósł ją i posadził na komodzie, która stała pod ścianą obok nich. Objęła jego biodra nogami. Całowali się zachłannie, a dłonie bruneta błądziły pod koszulką blondynki. Ustami zjechał na jej szyję, a później zwinnym ruchem zdjął z niej zbędny materiał. Chwilę później Vivienne pozbyła się koszulki Killiana, który zaczął całować każdy zakamarek jej ciała. Rozpiął zamek jej spodni, które chwilę później leżały już na podłodze. Keller złapała za pasek jego spodni i przyciągnęła go do siebie jeszcze bardziej. Potem rozpięła go, także szybko pozbywając się spodni dwudziestolatka. Pozbyli się swojej bielizny i Vivienne rozchyliła swoje nogi, uśmiechając się szeroko. Przysunął się do niej i w momencie, kiedy ich, spragnione bliskości ciała się połączyły, pocałował ją zachłannie.


~*~

Uśmiechnął się widząc jak Vivienne czytała instrukcję na jakimś opakowaniu. Oparł się o ścianę i zlustrował ją wzrokiem. Miała na sobie bordową koszulkę do połowy ud.
- Całkiem przyjemny widok, wiesz? – podszedł do niej, przytulając się do jej pleców. Zaśmiała się, czując jak Killian kładzie swoje dłonie na jej biodrach.  – Czyżby moja dziewczyna nie umiała gotować?
- Wal się, Peier – odwróciła się i walnęła go pudełkiem. – Chciałam upiec ciasto, no wiesz… Mama niedługo wraca.
- Z bólem to mówię, ale chyba najpierw powinnaś się ubrać – zaśmiał się i pocałował ją w szyję. – Mój skarb… Kocham cię, wiesz?
- Tak się składa, że wiem – uśmiechnęła się szeroko. – Też cię kocham, a teraz przepraszam, chyba naprawdę się ubiorę – odsunęła się od niego i ściągnęła z siebie koszulkę, którą mu oddała, a później położyła dłonie na nagich piersiach. – Ty też się ubierz.
Wychodząc z kuchni, czuła na sobie wzrok bruneta, ale jedynie uśmiechnęła się triumfalnie. Szybko się przebrała w ciemne dżinsy i turkusową koszulkę. Kiedy wróciła do kuchni zastała bruneta przygotowującego ciasto. Zdążył już nałożyć na siebie koszulkę.
- Pomogłabyś mi, a nie gapisz się na mnie – powiedział nie odwracając się w jej stronę. – Trochę cię znam, słoneczko.
Wywróciła oczami i podeszła do niego, a później razem wzięli się do pieczenia ciasta. Vivienne chciała umilić matce ostatnie dni w domu. Doskonale wiedziała jak się czuła i jak nikt inny, mogła jej pomóc.

~*~

Nie chciała tego, nie znosiła pożegnań. Z nikim. Tyle, że doskonale wiedziała, że tak będzie lepiej. Tutaj jej matka nie miała zbyt dużych szans za znalezienie miejsca, w którym mogłaby się leczyć. Może i było kilka świetnych klinik, ale każda z nich, była poza zasięgiem. Jedyne wyjście to miejsce, w którym była i jej córka. Znała to miejsce doskonale, lekarzy i wiedziała czego miała się spodziewać.
Vivienne przytuliła się do matki i cicho załkała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że doskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i z tego, że coś może pójść nie tak. Sama byłą nie raz, nie dwa, na skraju życia. Nie chciała stracić matki, nie poradziłaby sobie bez niej. Od zawsze były tylko we dwie i chciała żeby tak pozostało.
- Cś, skarbie – kobieta pogładziła córkę po włosach. – Nie płacz, będzie dobrze. Poinformujesz mnie, jakbym miała zostać babcią, co?
- Mamo – zaśmiała się i starła łzy z policzków. – To chyba trochę za szybko.
- Chyba, że wpadniecie – posłała jej uśmiech. – Nie daj mu się, facetów się trzyma krótko.
- Boże, jesteś stuknięta – powiedziała i znów się przytuliła do niej. – Kocham cię, mamo. Wróć.
- Wrócę, kochanie – pocałowała jej policzek. – A ty – wskazała na Peiera. – Opiekuj się moją córką.
- Oczywiście, będę – uśmiechnął się szeroko i chwilę później sam tkwił w objęciach pani Keller. – Niech panią tam dobrze wyleczą. 
- Do zobaczenia, dzieciaczki – uśmiechnęła się, znów obejmując córkę. – Zadzwonię jak będę na miejscu. Trzymaj się, skarbie.
- Ty… ty też, mamo.
Kilka minut później Vivienne stała wtulona w tors swojego chłopaka, który delikatnie gładził jej plecy. Wiedział, że nie był w stanie nic zrobić, żeby jej pomóc. Przysunął ją jeszcze bardziej do siebie i mocno objął.
Kolejne dni były dla blondynki katorgą. Niemal co noc śniła o matce. Rozmawiały tak dużo ile tylko mogły, ale to nie zmieniało faktu, że Vi bała się o matkę i tęskniła za nią. Do tego wciąż się źle czuła i nie miała ochoty na nic.

***
Hej, moje słoneczka ;*
Jak ja nienawidzę alergii... mam wysypkę na całym prawym policzku i trochę na lewym. Ughh... W ogóle jak można mieć takiego pecha i mieć alergię na mleko? :D Ok, ok... tę alergie mam od 6. miesiąca życia.
Na dole pojawiła się ankieta i byłabym wdzięczna, gdybyście zagłosowały ;)
Kolejna sprawa - mam pewien pomysł na kolejnego bloga. Pytałam już Skokomaniaczkę (), a teraz resztę z Was. Chcę pisać oneshoty/oneparty z bohaterami moich już zakończonych blogów (no wiecie: Agata i Deschwi, Clara i Krafti, Sophia i Schlieri, no i niebawem Vivienne i Killian...). Co myślicie? Jesteście za? Czytałybyście? :)
No, a na koniec mówię Wam, że do zakończenia pozostały dwa rozdziały i epilog. Wraz z epilogiem, pojawi się pierwszy rozdział na nowym blogu -> tu.
Pozdrawiam i do kolejnego ;*

18 kwietnia 2016

Rozdział piętnasty

Siedziała ze spuszczoną głową, nie mówiąc nic. To była krótka wiadomość, zawierająca jedynie dwa słowa, ale uderzyła w nią z ogromną siłą. Nie płakała, już dawno wyczerpała pokłady łez. Nie mogła w po prostu to uwierzyć. 
- Vi? – poczuła ciepłą dłoń Killiana na swoim ramieniu. Usiadła na jego kolanach i przytuliła się mocno do niego. – To jeszcze nic pewnego, słyszysz?
- Wiem, po prostu… – westchnęła. – Boję się, bo jeśli to prawda to nie mam pojęcia co się ze mną stanie. Nie wiem czy poradzę sobie, co ważniejsze… Nie wiem czy mama sobie poradzi
- Nie znam silniejszych osób niż ty i twoja mama – pogłaskał ją po głowie. – Mam powiedzieć Luce i Celine, że nie idziemy?
- Idziemy – odsunęła się od niego i wstała. Poprawiła koszulkę i uśmiechnęła się.
- Mówiłem ci, że jesteś piękna? – także wstał i objął ją.
- Tylko kilka razy w ciągu tej godziny – zaśmiała się. – Chodźmy.
Kiedy wyszli wraz z Celine i Lucą z hotelu i udali się w stronę plaży, przytuliła się do jego boku i poczuła jego usta w swoich włosach. Uśmiechnęła się pod nosem. Była szczęściarą. Spojrzała na idących obok niej przyjaciół, którzy trzymali się za dłonie. Blondyn mówił coś z podekscytowaniem, a jego ukochana tylko się uśmiechała. Przez ostatnie tygodnie Vivienne zaprzyjaźniła się zarówno z Celine jak i jej chłopakiem. Mogła na nich liczyć w każdej chwili. Nigdy nie miała przyjaciółki, a teraz się to zmieniło. Cieszyła się, bo miała z kim porozmawiać na tematy, których Killian nie rozumiał.
- A co to, striptiz? –usłyszała śmiech Celine, kiedy zdejmowała z siebie spodenki. Uniosła brwi do góry i pokazała jej język.
- Chciałabyś
- Chciałabym – westchnęła i się zaśmiała. - Chciałabym kiedyś spróbować z dziewczyną…
- Że, ze mną?  - zdziwiła się Keller machając swoją koszulką przed twarzą Steinmetz. – Właściwie…
- Będziemy mogli popatrzeć? – wyszczerzył się Luca, na co oberwał od swojej dziewczyny w głowę.
- Zboczeńcy – Vivienne wywróciła oczami. – Chodź, Peier – złapała dłoń bruneta i razem weszli do wody. Kiedy tylko oddalili się od brzegu, poczuła jak skoczek obejmuje ją w pasie i przysuwa do siebie.
- Głupie jesteście, wiesz? – zaśmiał się do jej ucha, gdzie później złożył pocałunek. – Ale się cieszę, że macie tak dobry kontakt ze sobą.
- Ty i Luca też do najmądrzejszych nie należycie! – zaśmiała się i ochlapała go.

~*~

Czas spędzony na Teneryfie minął im w zastraszającym tempie. Killian starał się robić wszystko, żeby Vivienne nie myślała o tym, czego się dowiedziała. W swoim życiu przeszła i tak wiele. Do tego ta sytuacja… Przecież wszystko miało być już dobrze. Byli parą, dziewczyna była zdrowa, a teraz to. Kompletnie nie wiedział co robić.
- Vi, wstawaj. Jesteśmy już na miejscu – zaczął ją budzić. Zaraz po wylocie z wyspy, zasnęła.
- Już? – przetarła oczy i spojrzała na bruneta. Zakryła usta dłonią, kiedy ziewała. Pokiwał głową i ucałował jej czoło. - Elli przyjedzie po nas?
- Na pewno już jest.
Tak jak powiedział, tak było. Młodszy Peier czekał już na nich. Kiedy tylko zobaczył, że jego brat trzyma dłoń blondynki, zrobił zdziwioną minę. Czyżby wreszcie, po tych wszystkich latach, obudził się w nim mężczyzna?
- Hej, młody – Vivi przytuliła się do osiemnastolatka i pocałowała go w policzek.
- Wreszcie nabrałaś kolorków – powiedział i szturchnął ją łokciem. – Chodźcie.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę domu Keller, która przez niemal całą drogę myślami była gdzie indziej. Wciąż myślała o matce. Czy nie wystarczyło, że już raz przez to przechodziły? Tyle, że tym razem miały zamienić się miejscami. Kiedy znalazła się już pod domem pożegnała się z braćmi Peier i ruszyła do środka.
- Hej – weszła do kuchni, gdzie zastała rodzicielkę. Od razu się do niej przytuliła. Trwały tak zdecydowanie zbyt długo jak na zwykłe przywitanie. – Poradzimy sobie, mamo. Poradziłyśmy sobie, kiedy ja byłam chora… Teraz…
- Będę musiała wyjechać, Vi – przerwała jej. Blondynka odsunęła się i spojrzała na matkę ze zdziwieniem. – Tamta klinika, w której byłaś mnie przyjmie.
- Ale mamo…
- Ty tutaj zostaniesz, a ja wyjadę – westchnęła. – Będzie dobrze. Teraz mów jak było?
- Było… cudownie – uśmiechnęła się szeroko. – Tam jest tak pięknie, mamo. Jest jeszcze coś…
- Ty i Killian jesteście parą – powiedziała na co blondynka otworzyła usta. – Wybacz skarbie, ale znam cię zbyt dobrze. Mam nadzieję, że traktuje cię dobrze.
- Jest cudowny – powiedziała rozmarzona.


~*~

Leżał w łóżku z telefonem w dłoni. Od kilkunastu minut próbował dodzwonić się do Vi. Zaczynał się już martwić, ale postanowił spróbować ostatni raz. Po kilku sygnałach odebrała.
- Nie możesz dać mi w spokoju się wykąpać? – usłyszał zirytowany głos dziewczyny, która po chwili się zaśmiała. – Już się stęskniłeś?
- Martwiłem się, bo nie odbierałaś. A kąpać to się możesz jedynie ze mną
- Chyba za dużo przebywasz z Lucą – zaśmiała się. – Poczekaj chwilę, ubiorę się i oddzwonię.
- Jesteś naga? – zapytał, a jego wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach.
- Jestem w ręczniku – znów usłyszał jej śmiech.
- Gdybym tam był, już byś go nie miała – powiedział układając się wygodniej w łóżku.
- Na całe szczęście jesteś u siebie. Czekaj – powiedziała i rozłączyła się.
Westchnął. Obóz minął zdecydowanie zbyt szybko, wciąż chciał mieć Vi w swoich ramionach każdej nocy. Zdecydowanie nie miałby nic przeciwko, gdyby miał budzić się przy niej każdego ranka. Uśmiechnął się do siebie, wspominając cudowne dni w Hiszpanii. Nie zauważył, kiedy znów zadzwoniła. Odebrał po dłuższej chwili i przyłożył telefon do ucha.
- Już jestem – powiedziała wesoło. – Wiesz co?
- Co takiego?
- Moja mama się domyśliła, że jesteśmy parą – uśmiechnął się słysząc jej zadowolenie. – Powiedziała, że błyszczą mi oczy i wyglądam na szczęśliwą.
- A jesteś szczęśliwa? – zapytał.
- Myślałam, że to oczywiste. Tak, jestem.
- Ja też – uniósł kąciki ust do góry. – No właśnie… Jak tam?
- Mama mówiła, że ma miejsce w klinice, w której ja byłam. Wyjeżdża – była smutna, ale wcale się temu nie dziwił. Los jej nie oszczędzał.
- Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? – powiedział, kiedy doszły do niego słowa blondynki. – Ale ty nie wyjeżdżasz, prawda?
- Nie – odpowiedziała, a brunet był niemal pewny, że się uśmiechnęła. – Twoi rodzice wiedzą o nas?
- Nie sądzę. Wystarczy, że Elliott wie – wywrócił oczami. – Śpiąca? – zapytał, słysząc jak ziewa.
- Troszkę. Obrazisz się jak pójdę spać?
- Wynagrodzisz mi to jakoś.

***
Hej, misie ♥
Dziś piętnastka, więc jesteśmy już blisko końca. Wraz z pojawieniem się epilogu tutaj, u Stefana i Julii pojawi się pierwszy rozdział (spokojnie, do tego jeszcze trochę :D). Przy okazji, zapraszam tam na prolog. :)
Dzisiejszy rozdział to kompletna klapa. Przepraszam :C
Do kolejnego!
Trzymajcie się, buziaki :*

11 kwietnia 2016

Rozdział czternasty

Nie mógł spać. Kręcił się z boku na bok z zamkniętymi powiekami. Coś nie dawało mu spokoju. Westchnął i wyciągnął dłoń w stronę miejsca, w którym powinna być Vivienne. Powinna, bo nikogo tam nie znalazł. Otworzył oczy i usiadł, a potem rozejrzał się dookoła. Dopiero po chwili dostrzegł uchylone drzwi łazienki. Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie zapalone światło. Coś musiało być nie tak. Wyszedł z łóżka i wszedł do pomieszczenia obok, gdzie dostrzegł Vi siedzącą na zimnych płytkach. Głowę miała spuszczoną, a nogi podciągnęła pod brodę. Podszedł do niej i usiadł obok. Dopiero wtedy podniosła głowę i spojrzała na niego zapłakanymi oczami.
- Hej, co jest? – zapytał szeptem i założył jej za ucho kosmyk włosów. Pokręciła głową i przytuliła się do niego mocno. Objął ją i posadził na swoich kolanach. Zaczął ją głaskać po plecach, chciał sprawić, żeby się uspokoiła, żeby wszystko znów było dobrze. Nie miał pojęcia co się stało, ale nienawidził ją widywać w takim stanie.
- Miałam koszmar – powiedziała po kilkunastu minutach, kiedy już się uspokoiła. – To było takie realne. Wiem, że to głupie… Płakać przez sen, ale znów mi się śniło, że cię straciłam.
- Ćśś – szepnął, przytulając ją jeszcze mocniej do siebie. – Nie stracisz mnie, obiecuję. Jesteś całym moim światem, wiesz?
Odsunęła się od niego i uniosła kąciki ust do góry. Podniosła się i wyciągnęła do niego dłoń.
- Chodźmy spać, Kiki – powiedziała i chwilę później razem z brunetem leżała w łóżku. Przytuliła się do niego. – Kocham cię – złożyła czuły pocałunek na jego ustach, na co chłopak się uśmiechnął.
- Nawet nie wiesz jak bardzo ja kocham ciebie – przejechał nosem po jej policzku. – Śpij, Vivi.
Zamknęła oczy i wtuliła się jeszcze bardziej w bruneta, który pocałował ją w głowę i także zamknął oczy.


~*~

Kiedy wrócił z treningu zastał blondynkę na balkonie. Stała oparta o barierkę i wpatrywała się w ocean. Killian uśmiechnął się do siebie i podszedł do niej. Objął ją i pocałował w policzek. Dziewczyna zadrżała.
- Hm? – oparł podbródek o ramię ukochanej.
- Twoja mama dzwoniła – powiedziała i odwróciła się przodem do niego.
- Stęskniła się za synkiem? – wywrócił oczami, ale widząc minę Vivienne, spoważniał. – Co się stało?
- Elliott miał wypadek – westchnęła.
- Jaki wypadek?
- Twoja mama była roztrzęsiona i nic nie zrozumiałam. Oddzwoń do niej
Wyciągnął telefon i wybrał numer do matki. W tym samym czasie Vivienne weszła z powrotem do pokoju i usiadła na łóżko. Wzięła do ręki swój telefon i westchnęła. Minął już tydzień, a jej rodzicielka zadzwoniła do niej zaledwie raz. Do tego pierwszego dnia. Nie raz próbowała z nią porozmawiać, ale ta ją zbywała.  Dziewiętnastolatka nie miała pojęcia o co chodziło. Po kilku minutach wrócił także Killian. Położył się obok blondynki i pociągnął ją w swoją stronę.
- I co? – zapytała, kiedy leżała wtulona w niego.
- Nic poważnego się nie stało. Na początku było dużo krzyku, krwi, ale skończyło się jednym złamaniem – powiedział i po chwili pocałował ją. – Stęskniłem się za tobą.
- Byłeś tylko na treningu – zaśmiała się.
Brunet wpił się w usta blondynki i przekręcił ją tak, że była pod nim. Całował zachłannie jej usta, a kiedy jego ręka wylądowała pod jej koszulką, dziewczyna odsunęła go od siebie.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – usiadła i poprawiła ubranie. Spojrzał na nią uważnie. Nie miał pojęcia o co chodziło. Już drugi raz mu nie pozwoliła. – Chodzi o to, że… że… Ech, no… Ja nigdy
- Naprawdę? – uśmiechnął się szeroko i położył dłoń na jej policzku. – Nie masz się czym przejmować, Vivi – przysunął się do niej i delikatnie ją pocałował. – Cieszę się, że będę pierwszy i może ostatni.
- Mam taką nadzieję – uśmiechnęła się, a do tej pory rumiane policzki wróciły do naturalnego koloru. Poczuła się pewniej i dlatego też teraz to ona całowała go zachłannie. Poczuła dziwne ciepło na dole podbrzusza. Nie myślała jednak o tym, kiedy była tylko ona i Killian. Brunet delikatnie ułożył ją na łóżku i zjechał ustami do jej szyi, a później także na dekolt. Dłonie Vivienne błądziły po plecach skoczka, a w miejscach, gdzie go dotykała poczuł przyjemne mrowienie. Peier pociągnął Keller do góry i zdjął z jej ciała błękitną koszulę i pomógł jej w pozbyciu się swojej. Znów ją położył i pocałował bliznę na jej brzuchu. Delikatnie gładził przy tym jej skórę, na której pojawiła się gęsia skórka. Kiedy ustami doszedł do spodenek rozpiął je, zdjął i rzucił za siebie. Kiedy byli już całkowicie nadzy znów całował jej usta. Killian Spojrzał w jej oczy i kiedy skinęła głową delikatnie rozszerzył jej nogi i równie delikatnie wszedł w nią. Z ust blondynki wyrwało się westchnienie. Brunet przyśpieszył, a ona tworzyła usta i znów westchnęła. Rozkoszowała się tym co jej dawał. Objęła jego plecy dłońmi i całkowicie mu się oddała. Wspólnie pokonywali drogę ku spełnieniu. Kiedy oboje niemal w tym samym czasie je osiągnęli z ich gardeł wydobyły się zduszone jęki.
- Tak strasznie cię kocham – Killian szepnął  wprost w jej włosy, kiedy już leżeli wtuleni w siebie.
- Ja ciebie też, Kiki. Zawsze będę – uniosła kąciki ust i przytuliła się do niego jeszcze bardziej. Zamknęła oczy i chwilę później zasnęła.


~*~

Na śniadaniu usiadła z Celine i wspólnie przyglądały się jak Killian i Luca wysyłają w ich stronę uśmiechy. Zawodnicy wraz z trenerem rozmawiali o efektach swojej tygodniowej pracy. Blondynki wróciły do jedzenia i rozmowy.
- I jak było? – Celine poruszyła brwiami i lekko szturchnęła Vivienne. Ta spojrzała na nią zdziwiona. – Och, nie udawaj. Następnym razem zamknijcie drzwi balkonowe, proszę. Luca przez was też nabrał ochoty – wywróciła oczami, a Vi poczuła jak na jej policzki wkradają się rumieńce. – Biorąc pod uwagę jacy jesteście zmęczeni, musiało być dobrze.
- Celine – jęknęła. – Daruj sobie.
- Nie śmieję się, cieszę się. Nigdy nie był taki szczęśliwy – powiedział i spojrzała na Killiana, który ziewnął. – I zmęczony
Keller uniosła brwi, ale nic już nie powiedziała. Wróciła do spożywania śniadania. Po kilku minutach tuż obok niej pojawił się Peier, który pocałował ją w policzek i usiadł obok.
- Co dziś robimy? – zapytał, kiedy i Egloff do nich dołączył.
- Plaża – Celine uśmiechnęła się i przybiła piątkę z Vivienne.
- Co? Znowu będziecie się smażyć? – Luca opadł na oparcie. – Nie możecie się czasem poruszać?
- Jak nie chcecie to nie musicie z nami iść. Znajdziemy jakieś towarzystwo. Pełno tam przystojnych Hiszpanów – Vi zaśmiała się i puściła oko do Celine.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę z nimi – Killian objął swoją dziewczynę, która tylko wywróciła oczami.
Zaraz po skończonym śniadaniu udali się do swoich pokojów, aby przebrać się przygotować do wyjścia. Vivi wyjęła strój i skierowała się do łazienki.
- Możesz się tu przebrać. Widziałem cię już nago – uśmiechnął się szeroko. Blondynka popukała się w czoło i zniknęła za drzwiami. Killian westchnął i położył się na łóżku, kiedy usłyszał dźwięk telefonu dziewczyny. Wziął go do ręki i zauważył nową wiadomość.
- Twoja mama do ciebie napisała! – krzyknął.
- Odczytaj – usłyszał, więc posłusznie otworzył SMS-a, przeleciał wzrokiem po tekście.
- O Boże…

***
Cześć! (;
Jest i czternastka. Wiecie co jest śmieszne? Piszę o szwajcarskich skoczkach w Hiszpanii na obozie przygotowawczym, a wiecie gdzie oni teraz naprawdę są? No w Hiszpanii na obozie... :D
Dobra, czytajcie i podzielcie się ze mną swoimi opiniami, a ja lecę trochę u Was nadrobić :)
Ściskam ;*

4 kwietnia 2016

Rozdział trzynasty

Killian leżał na łóżku i przyglądał się Vivienne, która właśnie patrzyła na widok za oknem. Uśmiechnął się do siebie, bo ta piękna blondynka, jego mała Vivienne, teraz naprawdę była jego. W jakiś sposób czuł się wyjątkowy. Kochała go i nie odrzuciła, a tak się tego obawiał. Niepotrzebnie. Spojrzał na jej anielską twarz i poczuł jak jego serce przyśpiesza. Podniósł się z łóżka i już chwilę później stał za nią, obejmując ją. Złożył czuły pocałunek na czubku jej głowy.
- Celine i Luca pewnie się ucieszą, kiedy się o nas dowiedzą – zaśmiał się. Vi odwróciła się przodem do niego i wywróciła oczami.
- Wcale bym się nie zdziwiła, jeśli by już wiedzieli – powiedziała, ale widząc minę bruneta kontynuowała. – No wiesz, może nas obserwowali z okna? – uniosła kąciki ust. – Nie masz nawet pojęcia jak bardzo Celine ostatnio mnie denerwowała, ale miała rację. Kochasz mnie
- Kocham cię – szepnął i pocałował ją. – Kocham cię szalenie mocno.
Już chwilę później leżała na łóżku śmiejąc się wniebogłosy. Miała potworne łaskotki, a Peier to tylko wykorzystywał. Po chwili jednak przestał i wpił się w jej usta. Objęła jego szyję rękoma i przyciągnęła go jeszcze bardziej do siebie. Kiedy dłoń Killiana wylądowała pod koszulką blondynki, odsunęła go od siebie i pokręciła głową.
- Nie – powiedziała i usiadła.
- Coś się stało? – zapytał i wyciągnął swoją dłoń, w którą złapał jej.
- Po prostu jeszcze nie teraz.
- W porządku – uśmiechnął się. – Chodź tu – zamknął ją w szczelnym uścisku i pocałował w czoło.

~*~

Wywróciła oczami widząc ucieszoną minę Celine. Doskonale wiedziała o co chodziło, takie informacje szybko się rozchodzą. Siedziały na plaży i rozmawiały, kiedy chłopacy mieli trening siłowy. To był jedyny moment, w którym mogły porozmawiać, bo przez cały czas obok kręcili się ich chłopacy. 
- Wreszcie zmądrzał. Wy jesteście dla siebie stworzeni – powiedziała podekscytowana. – Ile się w ogóle znacie?
- Szesnaście lat – uśmiechnęła się na samo wspomnienie o ich pierwszym spotkaniu. – Tylko mam jeden problem – wyprostowała się i westchnęła. – Nie za bardzo mam z kim o tym porozmawiać.
- Ze mną możesz. Jesteś dla mnie jak siostra – spojrzała na nią. – Jesteśmy nawet do siebie podobne. No, mów o co tam chodzi.
- Jak mam powiedzieć mu, że… No… Jezu, głupio mi.
- Że jesteś dziewicą? Na pewno się ucieszy – uśmiechnęła się i wywróciła oczami. – Vivi, nie masz się czym przejmować. I nie powinno być ci głupio. Killian cię kocha i zaczeka ile trzeba
- Nie chodzi o to, że nie chcę, bo… Matko, chcę – powiedziała. Nie czuła się już skrępowana tematem. Celine ją zrozumiała i mogła jej ufać. – Po prostu… Trochę się boję.
- Nie masz się czego bać – uniosła kąciki ust. – Poważnie, Vi. To czysta przyjemność.

~*~

- Chodź na spacer – usłyszała przy uchu. Nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie jej przerywał popołudniową drzemkę. Wymamrotała coś niezrozumiale i odwróciła się w drugą stronę. – No, chodź. Będziesz tak spała teraz, tak?
- Mhm – wymamrotała i ziewnęła.
- O nie, nie, nie, moja panno. Wstajesz i idziesz ze swoim ukochanym na spacer czy ci się to podoba czy nie. Jak nie wstaniesz to cię wyniosę stąd.
- Dobra, już – zaśmiała się i wstała z łóżka. Spojrzała na stojącego przed nią bruneta, który zbliżył swoje usta do niej i pocałował ją delikatnie. Przytuliła się do niego z szerokim uśmiechem. Tak strasznie go kochała. Odsunęła się od niego, złapała jego dłoń i razem wyszli na zewnątrz. Spacerowali w ciszy, ale wcale im to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie uwielbiali milczeć w swoim towarzystwie.
- Przez cały czas, kiedy byłaś w Niemczech, myślałem o tobie – ciszę przerwał Peier. – Nawet nie wiesz jak się bałem. Bałem się, że cię stracę i już nigdy nie zobaczę tej roześmianej twarzyczki. Nie usłyszę twojego głosu, śmiech. Nie poczuję twojego zapachu… Chyba już wtedy coś więcej czułem. Nie wiem kiedy to się zaczęło, ale jestem pewny, że nigdy się nie skończy.
- Kiki…
- Nie, poczekaj – powiedział i westchnął. – Kocham cię i nie pozwolę na to, żebyś cierpiała. Chcę, żebyś była szczęśliwa…
- Jestem szczęśliwa – przerwała mu. – Jak nigdy dotąd. Naprawdę cię kocham – ustała i spojrzała w jego oczy. Chwilę później poczuła jak brunet ją całuje.
- Fuuu… nie przy ludziach, jasne? – usłyszeli dobrze znany im głos. Kiedy się odwrócili zauważyli Lucę i śmiejącą się Celine.

~*~

Kiedy otworzyła oczy następnego ranka, uśmiechnęła się do siebie widząc śpiącego Killiana. Przysunęła się do niego i przez chwilę po prostu mu się przyglądała. Potem pogładziła go po policzku i pocałowała go. Była taką szczęściarą mają taki skarb przy sobie. Brunet otworzył najpierw jedno oko, później drugie, a potem wykrzywił usta w uśmiechu i pocałował Keller w usta.
- Dzień dobry – powiedziała, przytulając się do niego. – Jak się panu spało?
- Cudownie, a pani? – objął ją i nie miał najmniejszego zamiaru wypuszczać ją.  – Lubię cię bez makijażu, wiesz? W takich potarganych włosach…
- Nie podlizuj się – zaśmiała się. – Mi spałoby się lepiej, gdybyś nie chrapał!
- Ja chrapię?
- Chyba nie ja! Już miałam pójść do Gregora i Simona – zaśmiała się.

- Ja ci dam do Gregora i Simona. Nigdzie stąd się nie ruszysz. Jesteś tylko moja – powiedział, a później ją pocałował.

***
Hej :)
Dzisiaj "nieco" krótszy rozdział, ale tak kompletnie nie mogłam go napisać. Do tego ktoś mnie rozpraszał (i tak Cię kocham, Haybuniu ♥)
W najbliższym czasie wystartuję z dwiema nowymi historiami (obie w 100% AUT): TU i TU. Możecie zapoznać się bohaterami, zaobserwować blogi (jeśli chcecie :))
Ależ cieplutko się zrobiło. Na dworze dziś było cieplej niż w domu. Aż chciało się wyjść! :)
Do następnego, buziaki :* 

28 marca 2016

Rozdział dwunasty

Vivienne uśmiechnęła się do siebie, widząc jak Luca bierze na ręce Celine i wchodzi z nią do wody. Zazdrościła im. Sama chciałaby, żeby ktoś ją tak pokochał. Na kilometr widać było, że to co czują do siebie wzajemnie było bardzo silne. Odwróciła się i spojrzała na Killiana, który spoglądał na nią. Tak, zdecydowanie chciałaby, żeby to on kochał ją tak, jak Luca kochał Celine.
- O czym myślisz? – usłyszała i przeniosła wzrok na Killiana, wpatrywał się w nią intensywnie. – Coś się stało?
- Trochę im zazdroszczę – uśmiechnęła się blado. – Są tacy szczęśliwi.
- Nie jesteś szczęśliwa?
- Jestem, jestem szczęśliwa. Jestem straszną szczęściarą, że mam ciebie, mamę i ich... Chodzi o to, że też chciałabym kiedyś mieć kogoś takiego. Być kochaną – spojrzała na niego. – Rozumiesz?
- Doskonale cię rozumiem – złapał za jej dłoń. – Słuchaj, Vi… Muszę ci o czymś powiedzieć. To jest dość ważne i nie mogę już dłużej tego ukrywać.
- O matko, co się stało?
- Spokojnie, to nic strasznego – uśmiechnął się delikatnie. – W każdym razie tak mi się wydaje.
Przygryzła wargę i położyła się. Westchnęła głęboko i zamknęła oczy. Killian przez krótką chwilę patrzył na nią, ale potem położył się obok. Uśmiech sam wkradł się na jego usta. Kiedy Keller była obok, Peier był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Oczywiście wolałby, żeby nie była tylko jego przyjaciółką, ale na razie nic nie mógł zrobić. Zdecydował się na wyznanie jej prawdy, ale jak widać blondynka nie była zaciekawiona.
- Co chciałeś mi powiedzieć? – odezwała się i położyła dłoń na rozgrzanym ramieniu bruneta, przez co poczuł przyjemny dreszcz. Otworzył oczy i spojrzał na nachylającą się nad nim dziewczynę.
- Wieczorem zabieram cię na spacer

*

Od kilkunastu minut siedział z telefonem w dłoni. Wpatrywał się w niego tępo. W jego głowie kotłowało się od przeróżnych myśli. Odkąd ostatni raz rozmawiał z przyjaciółką, minęło sporo czasu. Po części bał się rozmowy, tego co mógł usłyszeć. Czasami myślał, że ona już nie odbierze, że już jej nie było. Nienawidził siebie za takie myślenie. Nie powinien tak myśleć. Jego mała Vivienne przecież nie zostawiłaby go. Doskonale wiedziała, że nie poradziłby sobie bez niej. Mimo tego, że od ponad roku żyli z dala od siebie, nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej pewnego dnia zabraknąć. Jak by sobie z tym poradził? Czy w ogóle by sobie poradził?
Wziął głęboki oddech. Musiał zadzwonić, musiał usłyszeć jej głos i wiedzieć, że wciąż walczy. Że nadal jest. Wybrał numer, który od wielu tygodni omijał szerokim łukiem, ale jednocześnie myślał o nim nieustannie. Jeden sygnał… Drugi… Trzeci.
- Halo? – usłyszał jej słaby głos, co sprawiło, że opadł na łóżko. Z jednej strony cieszył się, słysząc ją, ale z drugiej był przerażony tym jak bardzo była słaba.
- Hej, Vi – przywitał się. – Jak się trzymasz?
- Trzymam się. Dzisiaj jest lepiej, nawet zjadłam cały obiad – uśmiechnął się na to wyznanie. – Strasznie tu nudno – westchnęła. – Nie mam z kim rozmawiać. Całymi dniami czytam. Wcześniej była tu też dziewczyna w naszym wieku, ale… - wzięła głęboki wdech. – Przegrała walkę.
- Ty wygrasz. Jesteś silna, nie znam nikogo kto byłby aż tak silny jak ty
- Czasami mam ochotę się poddać – powiedziała po chwili przerwy. – Ale wtedy sobie przypominam, że mam dla kogo walczyć. Mam dla kogo żyć. Dla ciebie, dla mamy… Nawet dla Elliotta. Wyściskaj go ode mnie.
- Wyściskałbym ciebie, a nie – powiedział i usłyszał jej słaby śmiech. – Tęsknię, wiesz?
- Ja za tobą też.
- Wróć, proszę – powiedział desperacko.
- Wrócę i nie pozbędziesz się mnie.

*

Szła wraz z Celine korytarzem w hotelu. Steinmetz z ożywieniem opowiadała o czasie spędzonym z Egloffem. Vi pokręciła głową, słysząc jak jej towarzyszka z wielkim uczuciem mówiła o swoim ukochanym. Nie miała serca jej przerywać, więc kiedy znalazły się w windzie oparła się plecami o ścianę i spuściła wzrok. Znów pomyślała o Killianie. Chciał jej o czymś powiedzieć. Tylko o czym? Co się stało? Martwiło ją to. Nigdy nie miał przed nią tajemnic i nic nie ukrywał, ale ostatnio zachowywał się naprawdę dziwnie. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, a kiedy podniosła wzrok zobaczyła zmartwioną twarz Celine.
- Co się dzieje? – zapytała, kiedy wyszły. – Jesteś jakaś nieobecna.
- Martwię się o Killiana – westchnęła. – Coś przede mną ukrywa, kręci i ciągle mówi, że musi mi o czymś ważnym powiedzieć. Co jeśli jest chory? – zakryła usta dłonią.
- Zwariowałaś? Na pewno nie jest. Jestem niemal przekonana, że to nic strasznego – uśmiechnęła się wesoło. – Vi, wyluzuj i nie zaciskaj tych pięści tak – wywróciła oczami, a Keller dopiero wtedy zauważyła co robiła w nerwach. -  Będzie dobrze.
- Cieszę się, że cie mam
- Zawsze możesz do mnie przyjść z jakimś problemem, wiesz? Z chęcią ci pomogę. Zawsze możesz na mnie liczyć.


*

Stał oparty o parapet i wyglądał przez okno. Oddychał głęboko i powoli, chcąc się chociaż trochę uspokoić. Być może nawet dodać sobie trochę odwagi. Im bliżej było momentu, w którym miał jej wszystko wyznać, czuł coraz większy strach. Strach przed odrzuceniem. Nagle usłyszał otwierające się drzwi, szybko się odwrócił i zobaczył zmartwioną twarz Vivienne. Podeszła do niego i spojrzała na niego.
- Jesteś okropnie blady, źle się czujesz? – przyłożyła swój dłoń do jego czoło. Złapał za jej nadgarstek.
- Trochę się denerwuję – zaśmiał się nerwowo. – Chodźmy się przejść.
Wyszli z hotelu i skierowali się w stronę plaży. Szli w ciszy jak poprzednio, ale tym razem musiał to powiedzieć. Nie mógł dłużej dusić tego w sobie, tym bardziej, że spędzali każdą chwilę ze sobą. Wziął głęboki oddech i zatrzymał się. Złapał za jej dłoń i spojrzał w jej oczy. Wiedział, że już nie było wyjścia. Musiał to zrobić, musiał jej powiedzieć.
- Nie mogę tak dłużej, muszę ci powiedzieć
- Ale co? Co się stało? Kiki…
- Nie mów nic przez chwilę, proszę. Próbuję zebrać całą moją odwagę, żeby ci to wyznać – wziął głęboki oddech. – Odkąd wróciłaś i pierwszy raz się zobaczyłem tam na tym chodniku, wciąż jestem szczęśliwy. Najcenniejsza osoba w moim życiu wróciła i mam ją cały czas przy sobie. Nie jestem w stanie ci powiedzieć, kiedy to wszystko się stało, kiedy to się zaczęło… Sam nie wiem – dłoń dziewczyny przyłożył do swojej piersi. – Od pewnego czasu wariuje, kiedy jesteś obok. Kiedy czuję twoje perfumy pomieszane z zapachem twojego ciała, kiedy widzę twoją piękną twarz, twoje błękitne oczy. Wariuje, kiedy widzę jak idziesz, uśmiechasz się czy marszczysz brwi skupiając się na czymś. Jesteś moją pierwszą myślą rano i ostatnią wieczorem. Vivienne… Zakochałem się w tobie. Zakochałem się w mojej przyjaciółce.
Patrzył na nią w oczekiwaniu na jej reakcję. Z każdą sekundą czuł coraz większy strach. Nie miał pojęcia czego powinien się spodziewać, ale zdecydowanie nie tego co się wydarzyło. Blondynka przytuliła się do niego mocno.
- Też cię kocham, tak bardzo cię kocham – przymknęła powieki i pogładziła jego plecy. – Jestem cholerną szczęściarą – odchyliła głowę, żeby spojrzeć na niego. Uśmiechnęła i chwilę później złączyła ich usta w pełnym namiętności pocałunku, a kiedy odsunęli się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza, położyła swoją dłoń na jego policzku.
- To ja jestem cholernym szczęściarzem – szepnął do jej ucha, które później ucałował. – Nawet nie wiesz jak strasznie się bałem, że mnie odrzucisz. Że skreślisz nasz przyjaźń.
- Nasz przyjaźń jest zbyt silna – znów się w niego wtuliła. – Nadal jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz o tym?
- A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką – powiedział i odsunął ją od siebie. – Zabijesz mnie, jeśli wrzucę cię do wody? – zapytał, ale widząc minę blondynki, zaśmiał się. – Zaryzykuję.
- Kiki – krzyczała i śmiała się, kiedy brunet wziął ją na ręce i razem weszli do wody. – Już nie żyjesz – pisnęła.
- Za bardzo mnie kochasz, żeby mnie zabić – wyszczerzył się i pocałował ją.

***
Hej! (;
W tamten poniedziałek były moje urodziny, a dziś naszego głównego bohatera - Killiana. (HA, jestem dokładnie tydzień od niego starsza :D)
No i mamy dwunastkę, bardzo miłą dwunastkę. Przynajmniej moim zdaniem.
Co uważacie? Znów dobrze mi się pisało, ale jakoś mega mega zadowolona nie jestem. Cóż... narzekacz etatowy jak zwykle na posterunku xD
Mam jedno ogłoszenie. Jako, że w "informowanych" mam sporo osób, które nie komentują w ogóle (lub od jakiegoś czasu), dlatego jeśli ktoś nie odezwie się pod tym rozdziałem, przestaję powiadamiać. To zajmuje mi naprawdę dużo czasu (jest Was sporo, plus mój Internet jest strasznie wolny...). Także mam nadzieję, że się odezwiecie :) I teraz i pod kolejnymi rozdziałami.
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia "Nie idealnych", gdzie w piątek pojawił się pierwszy rozdział :)
Do zobaczenia za tydzień, buziaki :*

PS Tak, wiem. Zabijcie mnie. Nie byłam jeszcze u wszystkich, ale naprawdę maksymalnie do środy wszystko skomentuję. Obiecuję! 

21 marca 2016

Rozdział jedenasty

- Ja z nimi nie mogę – Celine szepnęła i wskazała na siedzących przed nią Killiana i Vivienne. Luca spojrzał na dziewczynę, marszcząc brwi. – Spójrz na nich. Zachowują się jak para. Jeszcze trochę i będą się całować, ale wciąż uparcie twierdzić, że to drugie nic nie czuje i są tylko przyjaciółmi.
- Mogę się założyć, że Peier wyzna jej miłość do końca tego obozu – blondyn zbliżył usta do ucha ukochanej i szepnął.
- Nie zakładam się z tobą – zaśmiała się i lekko uderzyła go w ramię. – Źle na tym wychodzę, zresztą przegrałabym – uśmiechnęła się i przybliżyła twarz do chłopaka. Blondyn położył dłoń na jej policzku i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.

~*~

- Boję się – Vivienne złapała siedzącego obok bruneta i ścisnęła jego ramię. Ten jedynie pokręcił głową. – Co jeśli spadniemy i się rozbijemy?
- Przynajmniej zginiemy razem – zaśmiał się, ale widząc przerażenie na twarzy blondynki spojrzał w jej oczy. – Nic się nie stanie. Obiecuję ci, że dolecimy w jednym kawałku. Nie bój się – uśmiechnął się i przysunął usta do jej czoła, gdzie złożył pocałunek. – Jak chcesz możesz jeszcze mnie pościskać.
- Przytul mnie – poprosiła, na co na twarzy Peiera pojawił się szeroki uśmiech. Zrobił to o co prosiła. Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka i przymknęła oczy. Towarzystwo Killiana pozwalało jej uwolnić się od myśli.  Wtedy istniał tylko on. Miała nadzieję, że nie usłyszy ani poczuje jak szybko biło jej serce. Zawsze przy nim szalało z zawrotną prędkością. Poczuła jak brunet gładzi ją po plecach, a chwilę później zasnęła w jego ramionach. Odsunął się od niej i przez chwilę po prostu wpatrywał w nią. Była taka piękna. Do tego kochana, słodka, opiekuńcza… Kiedy tylko pojawili się na miejscu, obudził dziewczynę, która z uśmiechem na ustach stwierdziła, że przeżyła.
- O mamuniu, ale tu pięknie – Vivienne poczuła jak Celine łapie ją za ramię i piszczy ze szczęścia. – Wcale nie żałuję, że Egloff mnie tu przyciągnął – szepnęła i się zaśmiała.
- Oh, que bonito – westchnęła do siebie.
Kiedy dotarli do hotelowego pokoju, stanęli w progu i spojrzeli na siebie. Blondynka wywróciła oczami, a brunet się zaśmiał. Przed nimi stało łóżko małżeńskie. Pokój ogólnie wyglądał przepięknie, do tego widok za oknem na ocean był cudowny. Vivi usiadła na łóżku i dłonią pogładziła pościel.
- Nie miałem o tym pojęcia – Killian uniósł dłonie w geście obronnym, a później położył się. – Jeśli ci to przeszkadza…
- Nie przeszkadza – wtrąciła się i spojrzała na niego. – Nie raz spaliśmy razem.
- No tak, ale to było kilka lat temu
- Nie prawda. Po urodzinach Celine też spałeś w moim łóżku – ułożyła się obok niego. Nie zdążyła jednak nic dopowiedzieć, bo usłyszeli pukanie do drzwi. – Otwarte.
Do środka wszedł Luca, a za nim stała Celine. Oboje spojrzeli na leżących na łóżku przyjaciół, potem spojrzeli na siebie nawzajem i zaśmiali się.
- A podobno nie jesteście parą – Luca powiedział z pretensją w głosie i założył dłonie na biodra.


~*~

- Vivienne?
- Nigdy nie mówisz na mnie Vivienne – zmarszczyła brwi i spojrzała na niego. Stał przed nią w samych spodenkach. Przez chwilę zapomniała jak się oddycha, kiedy jej wzrok napotkał jego klatkę piersiową. Skłamałaby mówiąc, że nie spodobał jej się ten widok. Wielokrotni widziała go w takim wydaniu, ale dopiero teraz robiło to na niej takie wrażenie. Niechętnie przeniosła wzrok na jego twarz. – Co się stało?
- Chodźmy na spacer – posłał jej uśmiech.
- Załóż koszulkę – powiedziała wstając z łóżka. Brunet zmierzył ją wzrokiem i zacisnął usta widząc ją w tej sukience. – Chyba, że chcesz wszystkich odstraszyć swoją wklęsłą klatą.
- Wklęsłą? – zaśmiał się, ale chwilę później miał już na sobie szarą koszulkę. – Idziemy? – zapytał, a blondynka pokiwała głową i razem wyszli.
Spacerowali po plaży w ciszy. Nie była ona męcząca, czasami po prostu milczeli. Nie widzieli w tym nic złego. Chociaż nigdy coś takiego się nie wydarzyło. Cisza podczas spaceru? Nie u nich. 
- Chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytała po jakiś dziesięciu minutach. Doskonale go znała. Wiedziała, że pod pretekstem spaceru kryło się coś więcej.
- Chciałem – odpowiedział i się zatrzymał. – Ale nie mogę teraz. Nie potrafię, Vivienne. 
- To coś poważnego, zgadza się? Kiedy mówisz do mnie pełnym imieniem zawsze chodzi o coś poważnego. Kiki, słoneczko ty moje, o co chodzi? – uśmiechnęła się i dotknęła jego ramienia. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Właśnie w tym jest problem, wiesz? – westchnął. – Obiecuję ci, że ci powiem. Wszystko. Tylko nie teraz.
- Trzymam cię za słowo – posłała mu uśmiech i pociągnęła za dłoń. – Chodź, usiądźmy.
Usiedli na piachu i spojrzeli przed siebie. Ich oczom ukazało się zachodzące słońce. Keller nigdy nie była romantyczką, ale uwielbiała ten widok. Spojrzała na towarzysza i dostrzegła, że miał przymknięte powieki. Uśmiechnęła się na ten widok i złapała jego dłoń. Brunet uśmiechnął się i splótł ich palce. Tak było dobrze. Blondynka przysunęła się do niego i oparła głowę o jego ramię. Niczego więcej nie potrzebowała. Zdała sobie sprawę, że Peier był nieodłączną częścią jej życia i gdyby miała pewność, że brunet odwzajemnia jej uczucia, pocałowałaby go w tamtej chwili. Zastanawiało ją o co chodziło brunetowi wcześniej. Co mógł chcieć jej powiedzieć? Celine stwierdziłaby, że na pewno chciał jej wyznać miłość, ale to nie mogła być prawda. Może coś się stało? Może… był chory? Nie chciała nawet takiej myśli do siebie dopuszczać, ale doskonale wiedziała, że choroby mogą zaatakować każdego. Była doskonałym tego przykładem. Na całe szczęście teraz była zdrowa i mogła się cieszyć życiem.
- O czym myślisz? – usłyszała.
- O życiu – powiedziała. – Powiesz mi jeśli coś będzie nie tak?
- Co ma być nie tak? – zdziwił się i ścisnął jej dłoń. – Vivi?
- Obiecaj – spojrzała w jego oczy.
- Obiecuję – uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.

~*~


Kiedy rano się obudził, od razu się uśmiechnął. Widząc śpiącą blondynkę, pogładził ją po włosach i wyszedł z łóżka. Z wielką chęcią nie szedłby na poranny trening, ale nie miał wyjścia. W końcu przyjechał tu trenować, a nie na wakacje. Spojrzał na łóżku, wchodząc do łazienki. Z wielką chęcią ponownie położyłby się, ale nie mógł.
Zaraz po treningu wrócił do pokoju, ale nie zastał tam Vivienne. Zastanawiało go, gdzie mogła pójść. Pewnie z Celine, bo z kim innym? Chciał już do niej zadzwonić, ale dostrzegł jej telefon na łóżku. Postanowił jej poszukać. Od razu poszedł do pokoju przyjaciela, gdzie zastał całą trójkę śmiejącą się z czegoś.
- O, Kiki – Keller uśmiechnęła się szeroko.
- Idziemy na plażę? – zapytała Celine nim Peier zdążył się odezwać. Vi westchnęła i zacisnęła usta. Nie chciała żeby ktokolwiek widział jej bliznę. Uważała, że była paskudna.
- Nawet nie próbuj mówić, że nie – Killian pogroził palcem przyjaciółce i podszedł do niej. – Idziemy!
- Z tobą nie wygram – wywróciła oczami. – Ok, chodźmy.
Keller i Peier wyszli z pokoju blondynów. Skierowali się do swojego, a kiedy tylko przekroczyli próg, Vi skrzyżowała dłonie na piersiach i spojrzała na bruneta.
- Przestań się przejmować tą blizną, jasne? Jesteś piękna i nikt nawet na nią nie zwróci uwagi – powiedział stanowczo. – Idę się przebrać, a potem ty. I nie ma żadnego wykręcania się.
- No, dobrze – jęknęła i ukucnęła przy walizce.
Wyciągnęła z niej czarne bikini i niebieską sukienkę. Kiedy tylko się przebrała, spojrzała w lustro w łazience i westchnęła. Nie miała jednak wyboru i postanowiła postarać się nie myśleć o swoim wyglądzie. Nałożyła sukienkę, związała włosy i wyszła. Killian właśnie siedział na łóżku i  czekał na nią. Kiedy tylko ją dostrzegł uśmiechnął się i wstał.
- No, no. Nie za ładnie wyglądasz, Keller? – zaśmiał się.
- Ładnemu we wszystkim ładnie – wzruszyła ramionami.
Usłyszeli pukanie i doskonale wiedzieli, że to Luca i Celine. Razem poszli na plażę, gdzie nie było prawie nikogo. Zdziwiło ich to, ale Vivienne ucieszyła się. Przez dłużą chwilę wahała się, ale przypomniała sobie słowa Killiana i zdjęła z siebie sukienkę. Brunet odwrócił się w jej stronę i zaniemówił. Była taka piękna i taka seksowna. Zmierzył ją wzrokiem kilkakrotnie i uśmiechnął się szeroko. Jedynym minusem było to, że dziewczyna w każdej chwili mogła dostrzec jego zachwyt. Wziął głęboki oddech i usłyszał śmiech przyjaciela. Walnął go w ramię i usiadł. Musiał się uspokoić.
- To wy sobie poleniuchujcie, a my idziemy do wody – Celine uśmiechnęła się i złapała dłoń Egloffa, który poruszył brwiami w stronę Peiera.

***
Dzień dobry, kochane ♥
Witam Was w dzień moich urodzin. O mamuniu, jestem taka stara! :D
Jedenaście rozdziałów już za nami. Nie wiem ile jeszcze przed nami, ale mam nadzieję, że uda mi się pobić rekord z pierwszego bloga.
No i koniec sezonu. Wam też jest tak dziwnie smutno?
Cieszę się, że pan Prevc zdobył Kryształową Kulę! W tamtym roku miałam ochotę się rozpłakać, a teraz tak się cieszyłam, że moja mama stwierdziła, że jestem chora XD (dzięki, mamo!)
Kranjec i głowa orła zrobiły mi wczoraj dzień, serio :D No i żaba na kasku Laniska (którego nazywają właśnie Żaba :D). Mogłabym pisać o tym jak wielbię Słoweńców przez godzinę, ale nie będę tego robić :D
Jakby ktoś chciał (i jeszcze nie był), zapraszam na jedynkę do Żabci :D
To tyle na dziś. Do następnego!
Buziaki :*  

14 marca 2016

Rozdział dziesiąty

Kiedy tylko wyjechał na letnie konkursy, nie potrafił się skupić. Niby wszystko było dobrze, radził sobie w miarę dobrze, ale nie potrafi znaleźć w tym radości. Nie cieszył się już tak bardzo, zasiadając na belce startowej. Sto razy bardziej wolałby odpuścić sobie letnie występy i spędzić ten czas z Vivienne niż skakać w wysokich temperaturach. Nie znosił tego. Do tego wszystkiego, tęsknił za nią. Czuł się jeszcze gorzej, że przed wyjazdem ograniczył kontakt z piękną blondynką. Wydawało mu się, że ostatnim razem się zagalopował. Chociaż tak naprawdę nie doszło do niczego, nie pocałował jej, było mu wstyd. Był święcie przekonany, że taka dziewczyna jak Keller nigdy w życiu nawet nie spojrzała na niego.
Sytuacji nie poprawiał wiecznie niezadowolony i rozmawiający przez telefon z Celine, Luca. Wciąż narzekał. A to na słońce, a to na kombinezon. Winę czasami zrzucał na niewinnych skoczków czy nawet na swoją dziewczynę. Był denerwujący. Do tego każdego wieczora rozmawiał przez telefon szczerząc się przy tym jak chory na umyśle.
- Zadzwoń do niej – usłyszał, kiedy leżał na łóżku z komórką w dłoni. Spojrzał na swojego przyjaciela i uniósł brew. – Nie można z tobą nawet normalnie pogadać, bo wciąż myślisz o swojej księżniczce – wywrócił oczami.
- Nie denerwuj mnie – warknął Peier.
- No zadzwoń, nie dajesz znaku życia od dwóch dni. Pewnie się martwi – blondyn westchnął. – Każdy idiota zauważy, że między wami coś jest. Zresztą nawet gdyby to była tylko przyjaźń, powinieneś zadzwonić.
- Bo nic nie ma między nami… Niestety. Zadzwonię
- Zuch chłopak – Egloff uśmiechnął się szeroko. – Wychodzę pobiegać
Kiedy tylko Luca zamknął za sobą drzwi, Killian kolejny raz wybrał numer Vivienne. Po trzech sygnałach usłyszał głos kobiety, o której ostatnio ciągle myślał. Uśmiechnął się do siebie. Nie wierzył jak mógł nie chcieć porozmawiać z nią. Nie rozumiał jak mógł się bać.
- Jednak żyjesz – zaśmiała się. Uwielbiał to. – Powinnam cię nieźle opieprzyć, nie odzywałeś się.
- Nie mów, że się martwiłaś – wywrócił oczami i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A nie powinnam? OK, przestanę
- Jak się czujesz? – spytał. Ciekawiło go okropnie co u dziewczyny, ale przecież wcześniej nie mógł zadzwonić. Czasem miał ochotę dać sobie w twarz za swoje tchórzostwo. Czy kiedykolwiek mógł być chociaż odrobinę odważniejszy.
- Killian, no – jęknęła. – Nic mi nie jest, czuję się świetnie.
- No co? Martwię się o ciebie. Jesteś dla mnie ważna, tak? Nie ma mnie teraz w domu. Jak będzie coś nie tak, powiesz mi?
- Przecież jestem zdrowa – westchnęła. – Mam to na czole sobie napisać?  Peier jak ty mnie czasem denerwujesz – słysząc słowa Keller, zaśmiał się. Uwielbiał ją denerwować, właściwie było to jedno z jego hobby. – Kiedyś sobie strzelę w łeb przez ciebie, ale najpierw skopie twój chudy tyłek.
- Wiesz co? Rozmawiałem z trenerem na temat tego obozu przygotowawczego na Teneryfie i powiedział, że to jeszcze nie jest pewne, ale możliwe, że będziemy mogli wziąć kogoś ze sobą. Luca na pewnie weźmie Celine, a ja zamierzam zabrać ciebie.
- Kiki… To miło z twojej strony, serio.
- Ale? – oparł się o ścianę. Jeszcze tego brakowało, żeby się nie zgodziła.
- Nie sądzę… że to dobry pomysł
Nawet mnie nie denerwuj. Polecisz z nami, nawet jeśli miałbym cię zaciągnąć siłą. Poza tym znasz hiszpański, przydasz nam się.
- Señor Peier… No sé – powiedziała, a brunet szybko w głowie odszukał znaczenie słów. Na szczęście używała ich często.
- Wiesz. Jedziesz i już. Nie słyszę sprzeciwu – zaśmiał się.
- No dobrze, ale muszę mieć pokój z tobą
- Da się załatwić.

~*~

W domu nudziła się strasznie. Brak towarzystwa Killiana dawał jej się we znaki. Nie znosiła, kiedy nie było go obok. Był jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać o wszystkim. Kiedy był przy niej, czuła się bezpiecznie i nie chciała ani na chwilę rozstawać się z nim. Kiedy powiedział jej, że na obóz przygotowawczy chciał ją zabrać, miała ochotę od razu się zgodzić. Dzięki temu mogła spędzić z nim czas, bez obawy o nic. Do tego od zawsze chciała pojechać do Hiszpanii. Czy to Teneryfa, Barcelona czy Valencia… Nie miało znaczenia. Od wielu lat uczęszczała na lekcje hiszpańskiego, bo zwiedzenie stolicy Katalonii było jej marzeniem. Niestety choroba, z którą musiała się zmierzyć pokrzyżowała plany. Może za rok zobaczy Sagradę Familię, Camp Nou czy Plaça de Catalunya…
Czas spędzała z Elliottem lub Celine. Ten pierwszy czasami doprowadzał ją do szału, ale lubiła go. Rodzina Peierów miała w sobie coś takiego, że nie dało się ich nie lubić. Oraz obaj bracia działali Vivienne na nerwy bardzo często. Dziewczyna Luci także ją denerwowała. Wciąż wypytywała ją o jej związek z Killianem. Vi wciąż mówiła, że ich nic nie łączy. Mimo, że czasami czuła się inaczej w jego towarzystwie, między nimi nic nie było.
- Mam to zrozumieć tak: nic nie czujesz do Killiana oprócz przyjaźni, ale kiedy jest obok wariujesz? – zapytała pewnego popołudnia, kiedy spacerowały po parku. Keller dopiero wtedy zrozumiała jak bezsensownie to brzmiało. Przecież to idiotyzm.
- Jestem w czarnej dupie, prawda? – jęknęła. – Jak można się zakochać w przyjacielu?
- To dość łatwe – zaśmiała się. – Też byłam w takiej sytuacji. Najpierw się przyjaźniliśmy, a potem Luca mi wyznał, że mnie kocha.
- Ale ja nie mam co na to liczyć
- Przecież mówiłaś, że ostatnio się zbliżyliście do siebie jeszcze bardziej – spojrzała na nią uważnie.
- Prawie mnie pocałował – uniosła kąciki ust na wspomnienie.
- Że co? I ty jeszcze nie jesteś pewna? Vivi, proszę cię – zatrzymała się. – Ty go kochasz, on kocha ciebie. Wszyscy są szczęśliwi.
- Kocha, ale jako przyjaciółkę.
- Przyjaciele się nie całują – zauważyła. Słusznie.
- Nie pocałował mnie.
- Ale prawie.
- Ale nie zrobił tego.
- Jesteś uparta. Prawie jak on – wywróciła oczy. – Zakochane psiaki.
- I mówi to osoba, która cały czas mówi o Luce, jakby był bogiem – szturchnęła ją i ruszyły dalej. – Jesteście słodcy razem. Kiedy jesteś w pobliżu to nikt inny dla niego nie istnieje. Tylko ty.
- Bo jest bogiem! – zarechotała. – Kocham go. Przy nikim nigdy tak się nie czułam. Do tego jest taki opiekuńczy, kochany i namiętny jak trzeba… Nienawidzę się z nim kłócić, ale…
- Lubisz się z nim godzić, łapię.

~*~

Kiedy tylko wrócił do domu, pierwsze co zrobił to pojechał do Vivienne. Stęsknił się za nią, i gdy tylko przytuliła się do niego w jej pokoju, nie chciał jej już puszczać. Wszystko było tak jak powinno. Chciał, żeby tak było. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy, że ta rozłąka sprawi, że jeszcze częściej i intensywniej będzie o niej myślał. Nie zdawał sobie też sprawy z tego, że uczucie które czuł względem blondynki mogło się tak nasilić w tym krótkim czasie. Cholernie ją kochał, każda sekunda z nią była cudowna. Chciał móc być z nią przez cały czas.
- Aż tak bardzo się stęskniłaś? – zapytał z uśmiechem i odgarnął włosy z jej twarzy. Odsunęła się od niego i zmrużyła oczy.
- Marzysz, ale ty chyba tak. Trzymasz mnie jakbym miała ci zemdleć – zaśmiała się, ale jeszcze raz się w niego wtuliła. – Tęskniłam, głupku.
- Ja za tobą też – cmoknął ją we włosy. – Gotowa na wyjazd?
- Na pewno chcesz mnie ciągnąć ze sobą? – zapytała i odsunęła się od bruneta.
- Tak! Dlatego cię zaprosiłem – powiedział i usiadł na jej łóżku, chwilę potem i ona pojawiła się obok niego.
- Ilu was będzie? – zapytała i położyła się. Chwilę później i Peier leżał. Spojrzał w jej oczy i delikatnie się uśmiechnął.
- Czterech. Ja, Luca, Gregor i Simon. Polubisz Grega i Simiego. Ammanna już na pewno! Dogadacie się, czasami się zastanawiam czy nie jesteście spokrewnieni – puścił jej oko.
- Jest aż taki fajny? – wyszczerzyła się.
- Oczywiście – wywrócił oczami i złapał za jedną z poduszek, a potem uderzył nią w blondynkę. Ta zaśmiała się głośno i wzięła drugą. Tak zaczęła się bitwa. Śmiali się i wygłupiali. Uwielbiali swoje towarzystwo. Dopiero po pewnym zorientowali się, że zrobiło się późno.
- Lecę, a ty się spakuj do końca – spojrzał na walizkę leżącą na podłodze. – Jutro popołudniu wylatujemy.
- Wiem – westchnęła. – Chodzi tylko o… moją bliznę. Nie będę wyglądała najlepiej – spuściła wzrok.
- Ej – uniósł jej podbródek. – Jesteś piękna, rozumiesz? Jedna blizna niczego nie zmienia. I tak, wszyscy będą się za tobą oglądali. A my z chłopakami będziemy wszystkich adoratorów od ciebie odganiać – powiedział z uśmiechem, na co się zaśmiała. Kochała tego idiotę.

***
Heeeej! (:
Wreszcie jestem z dziesiątką, ale patrząc na coraz mniejszą liczbę komentarzy zastanawiam się czy to w ogóle ma sens...
W każdym razie, tym którzy ze mną są dziękuję z całego serca (a reszta niech spada xD) ♥♥♥
No to lecimy na Teneryfę :D
Po zakończeniu Gregora (co tak naprawdę nie wiadomo kiedy się zdarzy), wystartuję z czymś całkowicie innym. Już teraz zapraszam na zapoznanie się z bohaterami -> i-saw-you-smiling. :) I zachęcam do polubienia mojej strony na fb.
Do następnego, buziaki :*

29 lutego 2016

Rozdział dziewiąty

Wszystko w ostatnim czasie było niemal perfekcyjne. Każda chwila utwierdzała ją w przekonaniu, że wygrała los na loterii. Wiodła niemal idealne życie. Miała cudowną matkę, z którą mogła porozmawiać o wszystkim, a doskonale wiedziała, że nie każdy miał tyle szczęścia. Miała najlepszego przyjaciela, który był gotów zrobić dla niej wszystko.  Do tego w ostatnim czasie coraz lepiej dogadywała się z Lucą i Celine. Z blondynką nawet bardziej. Cieszyła się, że ją poznała, bo czasami miała ochotę spotkać się i porozmawiać z dziewczyną. Killian nie rozumiał przecież pewnych spraw. Leżała właśnie na swoim łóżku i przyglądała się jak dwudziestolatek zacięcie walczył z drzwiami balkonowymi. Blondynka zaśmiała się, na co chłopak mocniej szarpnął i drzwi się otworzyły.
- Mówiłaś co? – spojrzał na nią, unosząc brew. – Chodź
- Jeszcze mnie zrzucisz z balkonu – uśmiechnęła się szeroko i wcisnęła się w kąt łóżka. Brunet przechylił głowę na bok, a chwilę później znalazł się na łóżku. Wyciągnął ręce w stronę dziewczyny i delikatnie ją przyciągnął do siebie. Złapał ją za przedramię i razem wyszli na balkon. Blondynka oparła się o balustradę i spojrzała przed siebie. Miasto wyglądało pięknie. Nie zauważyła nawet, kiedy Killian ustał za nią i odgarnął jej włosy. – Zmieniło się tu trochę
- Brakowało ciebie – szepnął. – Nie pozwolę na to, żebyś znów wyjechała. Nie poradzę sobie bez ciebie…
- Kiki – westchnęła i odwróciła się w jego stronę. Przez chwilę po prostu mu się przyglądała. Nie miała pojęcia co w ostatnim czasie się stało, ale zdecydowanie byli jeszcze bliżsi sobie. – Nie powinieneś się tak do mnie przyzwyczajać…
- Żartujesz sobie? – prychnął. – Już dawno się do ciebie przyzwyczaiłem i przywiązałem. Poza tym, jestem przekonany, że jednak jesteś w stu procentach zdrowa i to okropne choróbsko już nie wróci – powiedział, łapiąc za jej dłonie. – Vivi, będzie dobrze. Jest dobrze.
Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka, mocno objęła bo w pasie i za nic w świecie nie chciała się odsunąć. Poczuła jak przyjaciel przytula ją mocno do siebie. Szeptał coś do jej ucha, ale nie potrafiła się skupić na jego słowach. Wszystkie uczucie, które ostatnio ukrywała w jednej chwili wyszły. Po jej policzkach spływały rzewne łzy, a sama blondynka drżała. Brunet nie miał pojęcia co robić. Przycisnął swoje wargi do jasnych włosów Vivienne.
- Nie zostawiaj mnie, proszę – załkała.

~*~

Nie znosił szpitali. Zapach, ta biel ścian i wszechobecny smutek nie był tym co lubił i do czego był przyzwyczajony. Do tego cały czas musiał leżeć… Na całym oddziale było duże osób, ale z nikim nie mógł nawet porozmawiać.  Że też musiał się rozchorować. Vivienne obiecała, że wpadnie, ale jak jej nie było, tak wciąż się nie pokazywała. Zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem się nie obraziła, ale to nie miałoby sensu. Ona nigdy nie obrażała się za byle co. Zresztą… Nic nie zrobił!
- Hej – podskoczył, słysząc damski głos. Zerknął w stronę, z której dobiegał i zobaczył przyjaciółkę. Włosy miała związane w kucyka, co nie zdarzało się często, a jej nos był czerwony. Do tego wciąż kichała. Była chora. No tak! To dlatego wcześniej nie przychodziła. A on już zaczął snuć podejrzenia. Uśmiechnął się do niej pogodnie i podniósł do pozycji siedzącej. – Doceń to, że przyszłam. Powinnam teraz leżeć w domu i się leczyć.
- Twoja mama chociaż wie, że tu jesteś? -  uniósł brwi do góry i obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem.
- Eee… Nie wie, ale nawet nie zauważy, że zniknęłam. Ogląda te swoje telenowele – wywróciła teatralnie oczami.
- To jak wyszłaś?
- Przez balkon – wzruszyła ramionami.
- Przez balkon? – powtórzył. Jakoś nie wyobrażał sobie, że jego przyjaciółka, ta chuda i pozornie krucha istotka, miałaby wymykać się przez balkon na piętrze. Do tego była przeziębiona.
- Obiłam sobie kolano – na jej twarzy pojawił się grymas, ale tylko na krótką chwilę, bo niedługo po tym uśmiechnęła się szeroko.
Właśnie wtedy, po raz pierwszy, pomyślał, że wygrał los na loterii. Vivienne nie zwracając uwali na cokolwiek, wymknęła się z domu, żeby się z nim spotkać. Był szczęściarzem.


~*~

Właśnie czekał na Vivienne pod budynkiem szpitala. Zdenerwowanie rosło z każdą sekundą. Od dwudziestu minut chodził w kółko, powtarzając sobie w głowie, że wszystko będzie dobrze. Musiało być, bo gdyby było inaczej, nie zniósłby tego. Starał się nie mieć złych myśli, starał się w ogóle o niczym nie myśleć, ale… Nie mógł. Ostatnie tygodnie to był istny rollercoster. Najgorsze było jednak to, że nie potrafił się czasami hamować. Wtedy na balkonie w jej pokoju, dotknął ją w sposób, jaki nigdy tego nie robił. Wciąż łapał się na coraz to częstszych myślach o blondynce. Do tego Luca! Przekonywał go, że powinien wyznać Vi co czuje. Nie mógł. Przecież to mogłoby zniszczyć ich przyjaźń. Zresztą Vivienne teraz nie myślała o związkach, miłości… Miała poważniejsze problemy. Dużo problemów. Mimo wszystko wciąż myślał o niej, fantazjował… Nagle usłyszał dźwięk otwierających się drzwi, początkowo myślał, że to Vi, ale nie. Jakaś starsza kobieta wchodziła do środka. Był zniecierpliwiony, chciał żeby wyszła. Teraz, w tej chwili. Usiadł na schodach i ukrył twarz w dłoniach. Zaczynał wariować.
- Kiki! – pisk dziewczyny wyrwał go z zamyślenia, podniósł się szybki i spojrzał na rozpromienioną dziewczynę. – Jestem zdrowa, słyszysz? Jestem zdrowa!
Nie pamiętał momentu, w którym był tak szczęśliwy jak w tamtej chwili. Przytulił ją mocno. Jego mała Vi była zdrowa! Tyle nerwów, tyle niepewności, a teraz? Ulga, szczęście… Odsunął się lekko od blondynki i spojrzał na jej twarz. Tego uśmiechu nie widział od dawna. Mimo, że ostatnio uśmiechała się często, nigdy w ten sposób. To był najszczerszy uśmiech. Do tego najpiękniejszy i widząc go, jego kolana miękły. Nawet nie spostrzegł, kiedy wzrok przeniósł na jej pełne usta. Miał ochotę ją pocałować. Starał się poskromić pragnienie. Znów spojrzał w wesołe oczy i znów na usta. Z każdą chwilą przybliżał się do jej twarzy coraz bardziej i bardziej. Dzieliły ich zaledwie milimetry, już miał pokonać tę dzielącą ich odległość, ale przerwał mu dzwoniący telefon. Odskoczył od niej, rzucił krótkie spojrzenie na jej nabierającą rumieńców twarz, a potem wyciągnął telefon. Trener. Był zły, cholernie zły, bo gdyby nie on, może zdołałby znów zasmakować jej ust. Odebrał.
- Peier, zmiana planów. Obóz przygotowawczy tydzień po zakończeniu Letniego Grand Prix – powiedział szybko. Nigdy nie owijał w bawełnę i mówił prosto z mostu. – Terminy się im pomyliły i wcisnęli nas na wcześniejszy.
- No dobrze, rozumiem – powiedział niezadowolony. To całkowicie wszystko niszczyło.
Rozłączywszy się ze szkoleniowcem, znów spojrzał na stojącą obok Vivienne. Kiedy przypomniał sobie w czym im przeszkodzono, jego serce zabiło szybciej. Jednak najważniejsze było to, że cały jego plan został zniszczony. Blondynka spojrzała na niego z zaciekawieniem. Dopiero spostrzegł, że stała dużo dalej od niego niż wcześniej. Nie był zadowolony z tego faktu.
- Chyba te nasze wakacje się nie udadzą – rzekł po dłuższej chwili. Na twarz dziewczyny wkradło się niezadowolenie. – Jadę na obóz zaraz po Letnim Grand Prix
- Nadrobimy za rok – przechyliła lekko głowę i posłała mu uśmiech.
- Nie, zrobię wszystko, żeby jednak gdzieś z tobą wyjechać – powiedział i razem ruszyli w stronę jego samochodu. – Do domu?
- Tak, proszę. Jestem padnięta – westchnęła głęboko. 

~*~

Leżała na swoim łóżku i wpatrywała się w sufit. Starała się przetrawić wydarzenia z poprzednich kilku godzin. Cieszyła się, bo była zdrowa, a tamten wynik nie zgadzał się z powodu zbyt dużego stresu. Lekarz zalecił jej jedynie więcej odpoczynku i mniej stresujących momentów. Myślała także o sytuacji sprzed szpitala. Killian prawie ją pocałował! Nie mogła sobie tego ubzdurać, bo przecież widziała to doskonale. Czuła jego oddech na swojej twarzy. A może jednak tylko się jej wydawało? Przecież to niedorzeczne, żeby Kiki, jej słodki Kiki chciał ją pocałować! Byli przecież jedynie przyjaciółmi, a przyjaciele się nie całują. Prawda? No dobrze, zdarzyło się to im w przeszłości, ale tamten pocałunek nie miał zbyt wiele wspólnego z tym.
- Cholera – szepnęła, przewracając się na brzuch. Przypomniała sobie o imprezie urodzinowej Celine, po której Killian spędził noc u niej. Właściwie powiedział „pocałuj mnie”, ale… Nie, to przecież nie była prawda. Tak naprawdę nie chciał. Był tylko pijany, a pijani ludzie mówią różne rzeczy. Niektórzy na przykład lubią okazywać sympatię innym. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że gdyby nie ten telefon, dałaby mu się pocałować. Prawdopodobnie oddałaby mu pieszczotę. – Głupieję

***
Hej! (:
Przychodzę do Was z dziewiątką i takim małym przełomem. I miłą wiadomością. Za tydzień dziesiątka i, o mamo, nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło. Naprawdę. Czuję się jakbym dopiero zaczynała tę historię, a tu co? Dziesiąty tydzień dziś mija.
Co myślicie o tym powyżej? Dawno nie było żadnego wspomnienia, ale dziś jest. Chyba nawet pasuje.
Tych, którzy jeszcze nie byli, zapraszam na prolog nowej historii -> nie--idealni
Jest duże prawdopodobieństwo, że w środę pojawi się jedenastka na Gregorze i Sophii, także możecie oczekiwać :)
To tyle ode mnie! Czekam na Wasze opinie.
Buziaki :* 

22 lutego 2016

Rozdział ósmy

Przez całą drogę powrotną miał w głowie mętlik. Wszystkie myśli z ostatnich dni kotłowały się w jego głowie. To wszystko nie miało tak wyglądać! Nie miał się zakochiwać w Vivienne, a ona miała być zdrowa. Mieli pojechać na wakacje, wypocząć… A teraz co? Szlag wszystko trafił! Miał ochotę krzyczeć i płakać. To nie tak miało być… Wszystko miało być dobrze, ale nie było. Czuł się bezsilnie. Kiedy tylko powrócił do Szwajcarii, jedyne czego chciał to pojechać do Vi, przytulic ją i powiedzieć, że razem przez to przejdą, poradzą sobie.
Bo poradzą sobie. Nie zostawi jej w tej sytuacji i nie pozwoli jej wyjechać. Już raz ją stracił, nie mógł pozwolić na powtórkę. Nie, kiedy wiedział, że to ona była powodem, dla którego wstawał każdego poranka, dla którego wciąż żył. Miał dla kogo.
Kiedy tylko zjawił się w domu na podwórku ujrzał brata, który popisywał się przed… Vivienne. Rozłożył materace pod liną i pokazywał blondynce tricki jakich się nauczył. Killian prychnął. Jego młodszy brat był dziecinny, mimo że miał już osiemnaście lat.
Mimo wszystko ucieszył się widząc przyjaciółkę, stęsknił się za nią. Nie widziała go więc skorzystał z sytuacji i podszedł do niej od tyłu.
- Dzień dobry – szepnął przy jej uchu, aż podskoczyła.
Kiedy się odwróciła zauważyła uśmiechającego się w jej stronę bruneta. Od razu się do niego przytuliła. Killian poczuł jak jego serce wariowało. Objął ją jeszcze mocniej i gdyby mógł nie wypuszczałby jej już nigdy. Elliott wywrócił oczami, kiedy oboje odeszli od niego i weszli do domu. Dwudziestolatek przywitał się z matką, pokrótce opowiedział o zgrupowaniu, a potem złapał przyjaciółkę za rękę i pociągnął do swojego pokoju. 
- Zaprzyjaźniasz się z Elliottem? – zapytał, kiedy zamknął za sobą drzwi. Spojrzał na blondynkę z uniesionymi brwiami, a ta wywróciła oczami.
- Czekałam na ciebie, Elli dotrzymywał mi towarzystwa – wzruszyła ramionami. – Jak było?
- Dobrze
- Po prostu „dobrze”? – zapytała, kiedy usiadł na łóżko.
- To nie ma teraz znaczenia, Vi. Ważniejsza jesteś ty, twoje zdrowie. Musisz mi wszystko powiedzieć, co się działo, jak się czujesz, co z…
- Przestań – przerwała mu i usiadła obok. – Nie zrozum mnie źle, ale będzie co będzie. Zanim pójdę do lekarza, nie chcę o tym myśleć. Chcę żyć.
- Chodź tu – objął ją i pogładził o włosach. – Wszystko będzie dobrze, robaczku
- Robaczku? – odsunęła się od niego i spojrzała w jego oczy. Killian czuł jak się rozpływał pod jej spojrzeniem. – Poważnie?
- Ewentualnie żabko
- Zostańmy przy robaczku – zachichotała. – Kiki?
- Hm?
- Jeśli… no wiesz… jestem znów chora, przejdziesz przez to ze mną? – zapytała i złapała za jego koszulkę, a potem zaczęła ją marszczyć w swoich dłoniach. – Boję się
- Przejdę – uniósł jej podbródek. – Przejdę z tobą, Vi. Nie zostawię cię samej w takiej chwili.
- Tak bardzo się boję – przytuliła się do niego, a z jej oczu zaczęły wypływać słone łzy.


~*~

Kiedy wróciła do domu, poczuła napływający strach. Bała się, znów była przerażona. Kiedy nie było obok niej Killiana, czuła się jak mała dziewczynka zagubiona w supermarkecie. Gdy było obok… Wszystko było jak powinno. Chciała móc mieć go obok siebie przez cały czas, ale to było niemożliwe.
- Co to jest? – nagle przed nią pojawiła się matka z kartką w dłoni. Blondynka spojrzała na nią ze strachem. Nie chciała, żeby rodzicielka dowiedziała się o wynikach badań. – Myślałaś, że to przede mną ukryjesz? Vivienne… - zawiesiła głos. – Powiedz coś
- Co mam ci powiedzieć? Nie chciałam, żebyś wiedziała – spuściła wzrok. – Z tak wielu rzeczy zrezygnowałaś dla mnie, dla mojego zdrowia.
- Ty jesteś najważniejsza – podeszła do niej i przytuliła się. – Jesteś moim życiem, Vivienne. Nie żałuję niczego w moim życiu. Ciebie tym bardziej, mimo że twój ojciec… Szkoda słów.
- Chciałabym, żebyś sobie kogoś znalazła, zakochała się… Jesteś przecież seksowną mamuśką – zaśmiała się i spojrzała na matkę.
- Och, Vi… Teraz to ty jesteś najważniejsza
- Mówisz jak Killian – westchnęła i odsunęła się. – Nie chcę takiego traktowania. Nawet jeśli znów jestem chora… Nie chcę, żeby ludzie traktowali mnie ulgowi, wszyscy się nade mną litowali. Chcę być jak inni.
- Nigdy nie będziesz jak inni

~*~

- Gotowa? – w progu pokoju Vivienne ustał brunet i wpatrywał się w przyjaciółkę jak w obrazek. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Był jedyną osobą, której towarzystwo w ostatnim czasie poprawiało jej humor. Przejechała dłonią po sukience o kolorze brzoskwini i podeszła do Killiana. – Ładnie wyglądasz
- Dziękuję – uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Ty też. Pasujesz do mnie. Chodźmy na te urodziny – powiedziała i wyminęła go.
Szedł za nią i nie mógł się powstrzymać. Spojrzał na jej ciało. Raz. Drugi. Jestem stracony. Kiedy tylko pojawili się na miejscu, powitał ich Luca. Dookoła roiło się od ludzi. Jeszcze więcej niż poprzednio. Vivienne poczuła niepokój, ale nie miała pojęcia czym było on spowodowany. Poczuła ulgę dopiero, gdy Peier objął ją ramieniem. Impreza trwała w najlepsze. Po wielu namowach, Killian zgodził się napić. Vi nie miała mu tego za złe, nie mógł sobie wszystkiego odmawiać ze względu na nią. Sporo czasu spędziła z Celine, która obchodziła właśnie dziewiętnaste urodziny. Rozmawiały, śmiały się. Czuły się świetnie w swoim towarzystwie.
- Jesteś taka urocza – Celine zaśmiała się. – Gdybym była lesbijką...
Vivienne zaśmiała się i na chwilę przymknęła powieki. Zdecydowanie Celinie nie powinna pić. To nie mogło kończyć się dobrze. Nie mogło.
- Vi! – usłyszała znajomy głos, a kiedy odwróciła się zauważyła kompletnie pijanego Killiana. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Podszedł do niej, a kiedy poczuła zapach alkoholu skrzywiła się.
- Jesteś nawalony
- I szczęśliwy – zarechotał i objął ją. Od razu się odsunęła.
- Wracamy do domu – powiedziała w pewnym momencie. Sama nie wiedziała co powinna myśleć w tamtej chwili. Była na niego zła, nie powinien tak nieracjonalnie pić. Przecież był sportowcem! – Ruszaj się.
- Matka mnie zabije – zaśmiał się, kiedy wpakowała go do samochodu. – Może pojedziemy do ciebie?
Usiadła za kierownicą, chociaż nie powinna. Przecież nie miała prawa jazdy. Jeździć potrafiła, ale co stałoby się, gdyby zatrzymała ich policja? Odetchnęła głęboko i odpaliła silnik. W drodze do domu Peier ciągle coś bełkotał, śmiał się i opowiadał o czymś, ale blondynka nie potrafiła go zrozumieć. Zaparkowała pod domem i razem z pijanym brunetem weszła do domu. Pani Keller już spała, więc jej córka mogła chociaż oszczędzić sobie trudu tłumaczenia się. Zaprowadziła przyjaciela do swojego pokoju. Położył się na łóżko i znów zaczął coś mówić.
- Chodź tu, moja mała blondyneczko – powiedział.
- Cicho, rozbieraj się, głupku – do ręki wzięła swoją piżamę i wyszła do łazienki. Miała nadzieję, że kiedy wróci Peier będzie już grzecznie spał. Och, jakie będzie jego zdziwienie rano, gdy obudzi się przy niej. Przebrała się i wróciła do sypialni. Po całym pokoju porozrzucane były ubrania skoczka. Westchnęła i wślizgnęła się pod kołdrę obok bruneta.
- Pocałuj mnie – powiedział z zamkniętymi oczami. – Pocałuj mnie, Vivienne.
- Śpij i przestań gadać – pisnęła i odwróciła się tyłem do niego. Przez długi czas czuła jego oddech oraz dłonie we włosach, a w głowie wciąż słyszała jego pijaną prośbę. Pocałuj mnie


~*~

Rano obudził się z rozdzierającym bólem głowy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zorientował się, że nie jest w swoim pokoju. Nie był w swoim łóżku. Na podłodze leżały jego porozrzucane rzeczy. Bał się odwrócić. Nie miał pojęcia, kto był obok. Chociaż pomieszczenie wydawało się takie znajome…
- Vi?! – krzyknął przerażony, dostrzegając przyjaciółkę. – Co ja tu robię?
- Nawaliłeś się, ot co tu robisz
- Ale jak? Kiedy? Gdzie mój samochód? Gdzie moje kochanie? – z jego ust wydobył się potok słów. Kompletnie nic nie pamiętał. W jego głowie była wielka czarna dziura.
- Przed domem jest. Przywiozłam cię i nie obdrapałam nawet twojej dzidzi – wywróciła oczami i usiadła.  
- Przecież nie masz prawka
- Ktoś musiał zabrać ten twój pijany tyłek do domu.
- Czemu leżymy w jednym łóżku? – podrapał się po głowie. Przecież chyba do niczego nie doszło… Nie powiedział jej… Chyba.
- Bo jakbym zostawiła cię na kanapie to mama na zawał by zeszła – zachichotała. – Spokojnie, nie dobrałeś się do moich majtek – wywróciła oczami i znów się zaśmiała. – Wstawaj, ja zrobię jakieś śniadanko.
Kiedy wyszła z pokoju, odetchnął z ulgą. Nie miał kompletnie pojęcia co się wydarzyło poprzedniej nocy, nie powinien tyle pić i tracić nad sobą kontroli. Miał przecież opiekować się swoją przyjaciółką. Spędzić z nią czas, być. A jak się skończyło? A w łóżku się skończyło. To nie było tak, że nie chciałby skończyć w łóżku z Vivienne, ale nie chciał w ten sposób i w tym czasie. Skarcił się za myśli, które zaczynały krążyć wokół niebezpiecznego tematu.

***
Witam!
Jest i ósemka. Co myślicie? Podoba się czy nie? (:
Jeszcze trochę pomęczymy naszych bohaterów, a co! Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
To do kolejnego, buziaki :*