3 stycznia 2016

Rozdział pierwszy

Vivienne Keller siedziała w wygodnym fotelu samochodu swojej matki, trzymając chude dłonie na kolanach. Twarz zwróconą miała w stronę bocznej szyby, przyglądała się mijanemu krajobrazowi. Tak dawno nie widziała gór, które od zawsze tak bardzo kochała. Uśmiechnęła się wspominając jak Killian uczył ją jazdy na nartach. Nie wyszło tak jak oboje by chcieli, ale przynajmniej bawili się fantastycznie. Przejechała dłonią po szybie. Po dwóch latach wracała do domu, do kochanej ojczyzny. Cieszyła się jak szalona, ale z drugiej strony okropnie się bała. Przez te dwa lata kontakt z przyjacielem miała ograniczony do niezbędnego minimum, czasami nie odzywali się do siebie kilka miesięcy. Bała się, że o niej zapomniał i nie będzie chciał już z nią rozmawiać. Przecież ostatnio napisał jej życzenia urodzinowe, na dodatek spóźnione, a było to pół roku temu. Może zrobił to tylko z grzeczności, a tak naprawdę nie chciał mieć już nic wspólnego z Vivienne? Z jego małą Vivienne.
Obiecał, że nigdy nie zapomni, że ich przyjaźń przetrwa wszystko. Tak naprawdę w tamtym momencie nie miała pojęcia czy nadal była ważną osobą w życiu Peiera.
- Zawieść cię do niego? – podskoczyła na fotelu, słysząc słowa rodzicielki.
Spojrzała na kobietę i przez chwilę nic nie mówiła, zastanawiając się. W pewnym sensie musiała walczyć z samą sobą.
- Nie – westchnęła w końcu i założyła niesforny blond kosmyk za lewe ucho. – Chcę najpierw przywitać się z domem.
- W porządku – odpowiedziała zrezygnowana szatynka po czterdziestce i wbiła wzrok w ulicę przed sobą.
Resztę drogi nie odzywały się do siebie. Vivienne nadal chłonęła piękno Szwajcarii, bijąc się przy tym z myślami. Wiedziała, że to była kompletna głupota, nie powinna zaprzątać sobie głowy tymi sprawami. Co miała jednak poradzić na to, że tęsknota i strach nią rządziły? Nie mogła przestać zastanawiać się co u niego. Czy był szczęśliwy, miał kogoś i czy wreszcie zaprzyjaźnił się z kimś innym. Vi nie lubiła się nim dzielić, ale nie raz mówiła, że powinien znaleźć sobie jakiegoś przyjaciela płci męskiej.
Gdy tylko zjawiła się pod swoim domem, poczuła znajome ciepło, które wypełniało ją od środka. Kochała to miejsce, nigdy nie chciała mieszkać w innym miejscu. Wzięła głęboki oddech, powietrze było dużo czystsze niż te w północnej części Niemiec. Rozejrzała się dookoła, okolica prawie w ogóle się nie zmieniła, wszystko wyglądało praktycznie tak samo jak w dniu, w którym wyjeżdżała.
- Witamy ponownie – obok niej zjawiła się jej matka i objęła ją ramieniem. – Tęskniłaś?
Nie odpowiedziała, jedynie skinęła głową i uniosła kąciki ust ku górze. Kiedy tylko znalazła się w domu, poczuła szczęście, które ostatnio wciąż ją omijało. Miło było poczuć coś innego niż bezsilność, cierpienie lub strach. Weszła do swojego pokoju, wszystko wyglądało tak samo jak tamtego feralnego dnia. Do ręki wzięła stojącą na szafce nocnej ramkę ze zdjęciem, które przedstawiało dwójkę małych dzieci. Westchnęła, wszystko przypominało jej o Killianie. Z każdą minutą coraz bardziej chciała znaleźć się pod jego domem, a później w jego ramionach, słysząc, że tęsknił i wszystko będzie już dobrze. Jednak czuła jakąś blokadę, nie potrafiła tak po prostu wsiąść w samochód i do niego pojechać, jakby nic się nie stało. Stało się i to naprawdę dużo.
Usiadła na łóżku i przymknęła powieki, spod których zaczęły lecieć łzy. Nienawidziła tego, że była taka słaba. Nie potrafiła poradzić sobie z niektórymi emocjami. Czuła ucisk w klatce piersiowej i wylewała łzy.

~*~

- Masz walczyć, rozumiesz? – Killian złapał Vivienne za ramiona i spojrzał w błękitne tęczówki. – Nie wolno ci się poddać. Jesteś silna i dasz radę.
Mówił, ale ona wydawała się nie rozumieć jego słów. Nie słuchała go, patrzyła na niego i wiedziała, że to mógł być ostatni raz, kiedy się widzą.
Nie masz racji, pomyślała, nie jestem silna.
Jego ciemne oczy zaszkliły się. Nigdy nie płakał. Vi po raz pierwszy widziała go w takim stanie i była pewna, że nie chciała tego powtarzać. Zawsze był twardy. Nawet, gdy złamał rękę w pierwszej klasie. Trzymał się dzielnie, bo dopóki miał obok swoją blond przyjaciółkę, wiedział, że wszystko będzie dobrze. Teraz miała mu uciec, chociaż nie chciała tego. Nie miała wyboru, chciała żyć i pewnego dnia bawić się na jego weselu.
- Nie dam rady – rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Dasz! Musisz! Jesteś Vivienne Keller i nigdy się nie poddajesz, walczysz do końca – przytulił ją do siebie, przeklinając się w myślach, że też musiał płakać. – Nie przyjmuję innej informacji do wiadomości. Vi, będzie dobrze – szepnął do jej ucha.
- Obiecaj mi, że jeśli umrę, nie zrobisz niczego głupiego – odsunęła się od niego, a brunet rozszerzył oczy i zacisnął dłonie w pięści.
- Nie umrzesz! – krzyknął, przerażając tym samym samego siebie jak i przyjaciółkę. – Nie umrzesz, wrócisz. Nie waż się nawet tak myśleć, rozumiesz?

~*~

Po raz czternasty w miesiącu wybierał do niej numer i po raz czternasty nie zdecydował się zadzwonić. Ostatnio, kiedy rozmawiali była bardzo słaba, a on bał się, że teraz mogło być jeszcze gorzej. Schował komórkę do kieszeni spodni i zszedł do kuchni, gdzie zastał swojego młodszego brata. Elliott stał przy lodówce i pił sok pomarańczowy prosto z kartonu. Killian skrzywił się na ten widok.
- Nie możesz nalać do szklanki? – podszedł do niego i wyrwał mu z rąk napój. – Inni też może chcieliby się napić.
- Co z tego? – zaśmiał się. – Co taki naburmuszony chodzisz ostatnio, co? Czepiasz się każdego – oparł się o blat i spojrzał na dwudziestolatka. – Co u Vivienne?
- Nie wiem – poczuł ucisk, słysząc jej imię.
 Nie miał pojęcia co u niej było, bał się zadzwonić. Czuł jakąś wewnętrzną blokadę. Do tego ostatnio pisał do niej w styczniu, kilka dni po jej urodzinach wysłał życzenia. To nie tak, że zapomniał, po prostu nie był do końca przekonany, czy powinien. Nie był pewny, czy nadal mu wolno. Wszystko się zmieniło przez dwa lata. Przecież wszystko miało zostać takie samo, a teraz czuł się jakby osuwał mu grunt pod nogami.
- Nie wiesz? – osiemnastolatek uniósł brwi. – Przecież się przyjaźnicie.
- Sam już nie wiem czy się przyjaźnimy – westchnął. – Nie widziałem jej dwa lata.
Okrążył kuchnię kilkakrotnie, aż w końcu zdecydował, że nie może siedzieć i zadręczać się głupimi myślami. Wyszedł z domu i wsiadł do swojego samochodu. Ruszył w stronę domu przyjaciela, tylko on w pewnym sensie rozumiał go i wspierał. Chociaż Killian wiedział, że Luca znów mu powie, że powinien zadzwonić do przyjaciółki, wolał jego towarzystwo. Mógł mu się wygadać i liczyć na jakąś sensowną radę. Wiedział, że prawdopodobnie Egloff właśnie spędzał czas z dziewczyną, ale nie mógł już dłużej wytrzymać. Siedzenie w domu całkowicie go przytłaczało. Kiedy podjechał pod dom państwa Egloff, zauważył wychodzącą z domu Celine. Czyli trafił na idealny moment. Wysiadł i przywitawszy się z dziewczyną Luci, podszedł do drzwi. Zapukał nerwowo, a chwilę później siedział już w pokoju przyjaciela bezwładnie rozkładając ręce.
- Nie wiem co mam robić – powiedział, kiedy skończył mówić.
- Znasz moje zdanie – blondyn spojrzał na niego uważnie. – Zadzwoń.
- Nie mogę… Żebyś słyszał wtedy jej głos. Ledwo mówiła, a ja czułem jak serce mi pękało. Co jeśli teraz jest jeszcze gorzej? Nie przeżyję tego – schował twarz w dłoniach.
- Co jeśli teraz jest lepiej? – poczuł dłoń przyjaciela na ramieniu. – Wariujesz, nie wiedząc co z nią. Pozostało ci jedno.
- Nie rozumiesz, Luca. Nie zniósł bym tego, że jest źle, tak mogę przynajmniej karmić się nadzieją, że z nią w porządku.
- Gdyby było źle, powiedzieliby ci przecież – podszedł do okna i oparł się o parapet. – Od kilku miesięcy żyjesz tylko tą sprawą, musisz odpuścić.
- Jak? – podniósł się. – Nie mogę, nie mogę zapomnieć o niej, nie mogę zapomnieć o mojej małej Vivienne.
- Twoje myśli przez dwadzieścia cztery godziny na dobę krążą wokół niej. To obsesja
To obsesja.
Luca miał rację, Killian zauważył to wracając do domu. Miał obsesję na punkcie Vivienne. Cholernie się o nią bał, a niewiedza na temat jej stanu zdrowia przerażała go. Przerażało go także to, że okazał się tchórzem. Tyle razy miał do niej zadzwonić lub chociażby wysłać głupiego SMSa, ale nie zrobił tego. Dlaczego? Bo się bał. Może nawet nie tyle tego, że było z nią źle, ale tego, że skreśliła go ze swojego życia.

~*~

Położyła się na hamaku w celu odświeżenia swojego umysłu. Przez poprzednie dwa lata nie zdarzało jej się wyjść bez nadzoru osób trzecich. Teraz znów była wolna, a na dodatek znów miała swoje podwórko. W każdym z kątów tego miejsca kryły się wspomnienia. W większości szczęśliwe, w większości z panem Peierem. Czułam ukłucia w klatce piersiowej, kiedy myślała, że całkowicie wymazał ją ze swojego życia. Przecież zawsze byli przy sobie, mogli na siebie liczyć. Już pierwszego dnia w przedszkolu zaprzyjaźnili się i obiecali sobie, że tak zostanie. Teraz miało wszystko się zepsuć? Właściwie nie, to już dawno się zepsuło. Ludzie wciąż powtarzają, że przyjaźnie z dzieciństwa są najtrwalsze, ale co jeśli tak nie jest? Drogi Vivienne Keller i Killiana Peiera rozeszły się.
- Vivienne, zimno już – usłyszała głos rodzicielki i niechętnie zeszła z hamaka.
Przez rozmyślanie nie zauważyła, że zrobiło się zimno i ciemno. Nie czuła chłodu, nie czuła właściwie nic, prócz bólu serca. Mieli być nierozłączni, mieli już do końca życia być przyjaciółmi, a działo się źle. Znów pomyślała, że powinna zadzwonić i chociażby oznajmić go, że wróciła i jest zdrowa. Killian z przeszłości cieszyłby się i od razu zabrałby ją w góry. Ciągnąłby ją przez połowę drogi z powodu braku kondycji, a później siedzieliby i po prostu cieszyli się swoją obecnością.
Kiedy już leżała w łóżku, znów w jej dłoni znalazł się telefon i znów chciała zadzwonić. Nie zrobiła tego po raz kolejny.

~*~

Leżał w łóżku wpatrując się w sufit. Jego myśli znów zaczęły krążyć wokół przyjaciółki, nie mógł wybaczyć sobie, że od początku nie starał się bardziej. Powinien ją wspierać, a nie skupiać się na skakaniu. Chociaż w pewnym sensie to właśnie skakanie pomagało mu w odsuwaniu swoich myśli od Vivienne. W ostatnim czasie jednak wszystko się mieszało ze sobą. Myśli i wspomnienia o Vivienne oraz jego życie codzienne, skoki, studia. Nie nadawał się do współżycia, a wszystkie dziewczyny, które próbowały go poderwać szybko rezygnowały, widząc, że Killian jest przez większość czasu nieobecny.
Zacisnął powieki. Nie mógł już dłużej tak się zachowywać, wiedział, że był nie do zniesienia.

~*~

- Zabiję go. Obiecuję, że ten chłoptaś już jutro będzie chodził bez zębów – zacisnął dłoń w pięść, siadając na trawie za domem przyjaciółki. Blondynka leżała na hamaku, a spod zamkniętych powiek, wypływały jej łzy.
- Daj spokój – powiedziała, łamiącym się głosem. – Mogę cię o coś spytać?
- No, dawaj.
- Czy to dziwne, że... To znaczy…  zawahała się na chwilę.  Czy to dziwne, że mam siedemnaście lat i nie spałam z nikim? – zapytała, a Peier zaczął kasłać.
- Rozumiem, że zgłupiałaś? – spojrzał na nią. – Przecież ja też jeszcze…
- No tak, ale…  zaczęła, ale Killian jej przerwał.
- To, że masz szacunek do siebie i swojego ciała, że masz zasady i nie sypiasz z połową szkoły, wcale nie znaczy, że jesteś dziwna.
- Może ja powinnam się zgodzić? – wstała jak oparzona.
- I co jeszcze? Może to sfilmować? Daj spokój, to zwykły palant.
Vivienne uśmiechnęła się szeroko i starła łzy z twarzy. Usiadła na trawie obok bruneta i zaczęli się wygłupiać, a chwilę później na jej policzkach znów pojawiły się łzy. Tym razem szczęścia.


***
 O Matulu.
Takiego odzewu pod prologiem się nie spodziewałam, naprawdę. Cieszę się, że spodobało Wam się. Miałam taki problem, że prawie do samego końca nie potrafiłam zdecydować się na wersję ostateczną prologu. W takim razie, chyba wybrałam dobrze?
Dzisiaj przychodzę do Was z rozdziałem pierwszym, który ostatecznie wydłużyłam o wspomnienia. Podoba mi się, wiecie? Miałam go dodać dopiero w poniedziałek, ale ludzie... nie macie nawet pojęcia jak mnie kusiło od kilku dni, żeby zrobić to wcześniej! Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Całuję :*
czytasz = komentujesz
komentarze motywują mnie do dalszego pisania

20 komentarzy:

  1. Ej, powiem Ci, że jestem bardzo głupia, albo jest to efekt uboczny czytania w nocy XD Bo ja ci tu pisałam że nie lubię Pascala, a ty piszesz o Peierze? Wait. Ja wiem, że ja ich myliłam o czasem nadal to robię, ale no... Powiedz mi w takim razie jedno, bo ja nie wiem, ale chyba jestem głupia: Ty od początku pisałaś o Killianie czy zmieniłaś Pascala na Killiana? XD
    (Zaraz dopisze resztę jak skończę rozdział)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, ja chcę więcej!
      Killian widać że zakochany, no bo inaczej tego nazwać nie można, ale no ludzie... Tak samo moi znajomi: Jedno zakochane w drugim z wzajemnością, ale żadne się nie przyzna. Ludzi... Na szczęście teraz są razem, więc niech Killian dzwoni! :p
      Vi jest/była chora tylko nie mam pojęcia na co...
      I ja sama nie zamierzam stracić dziewictwa wcześnie, tylko najlepiej z tym jedynym i po ślubie ;) Nie wiem jak ty i inne dziewczyny ;)
      Weny! :*

      Usuń
  2. Jestem ;)
    I od razu sorry za to, co teraz powiem, ale ten Peier jest idiotą. Martwi się, myśli, ale jednak nie zadzwoni, nie napisze, bo co jeśli jest źle?! No kurcze.. jeśli byłoby źle to chyba powinien być od tego, żeby pocieszyć dziewczynę, a nie..
    Tak bardzo chciałabym wiedzieć na co zachorowała, mam nadzieje, że szybko o tym napiszesz ;)
    Pozdrawiam, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :*
    Rozdział cudowny :*
    W sumie to trochę smutne,że oboje chcą zadzwonić a w finale oboje zbyt się boją odzewu drugiej strony.
    Ale zarazem są oni tacy slodcy ^^
    Czekam na kolejną część :3
    Buźka :**
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem
    Niech ta odwaga odwiedzi jednego z tej dwójki bo nie wytrzymam. Oni muszą się spotkać! Przecież oboje cholernie za sobą tęsknią :( . Peier się boi. Ale jeśli będzie tak nadal to nigdy do niej nie zadzwoni. Nie dowie się czy jest już lepiej.
    Tak czy siak rozdział jest niesamowity *-*
    Czekam na następny!
    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Spóźniona, ale obecna ^^.

    Dziękuję za zaproszenie i przepraszam jednocześnie, że dopiero teraz tutaj zaglądam :/ Wcześniej nie miałam czasu.

    Bardzo ciekawa i interesująca historia. Spodobała mi się ^^.

    Myślę, że Vivienne i Killiam spotkają się. Pytanie tylko kiedy...

    Czekam na nowy rozdział.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Melduję się :)
    Kochana, mi również bardzo podoba się ten rozdział. Jest naprawdę świetnie!
    Hmm... trochę mam teraz bałagan w głowie, żeby uporządkować myśli. Widać, że oboje za sobą tęsknią, kochają się, ale kurczę, dlaczego ani jedno ani drugie nie znajdzie w sobie na tyle dużo odwagi, żeby zrobić krok dalej? Mam nadzieję, że znów się spotkają. I to jak najprędzej!
    Jestem też strasznie ciekawa, o co chodzi z naszą bohaterką. Na co zachorowała?
    Czekam na kolejne cudeńka!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęłaś z wysokiej belki (określając to co przeczytałam żargonem skoków narciarskich). Żal mi ich trochę bo widać, że choć obydwoje się boją rozmowy telefonicznej to jednak takowa by się przydała.
    Dwa lata to jednak trochę dużo, 730 dni kiedy się nie widzieli na pewno odbiło się na ich życiu.
    Jak sama widzisz z tego komentarza zaciekawiłaś mnie i chętnie przeczytam jak to porozplątujesz :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Przybywam i ja ;)
    Podoba sie oj,podoba. A nawet wiecej. Ten rozdzial jest genialny,vudowny,swietny wszystko na raz.
    Vi wyjechala z rodzicieka, przez co na i jej przyjaciel mozna powiedziec ze ograniczyli kontakt, a to szkoda.. A teraz po 2 latach kazde z nich mysli ze jedno drugiego wykluczylo juz z zycia a prawda okazuje sie inna. Mam nadzieje ze dojda do tego jak najszybciej.
    Nasza bohaterka byla chora, a moze dalej jest mam nadzieje ze nie.
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć!
    O rany! Ten rozdział jest mega! Świetnie, że wplotłaś wspomnienia do akcji. Dzięki nim jeszcze lepiej możemy poznać bohaterów i ich przeszłość.
    Czytając, aż czułam to, jak oni się męczą. Kurcze, żeby żadne nie było mądrzejsze i nie zdobyło się na odwagę i nie zadzwoniło... Rozumiem, że się boją, że między nimi nie jest już tak jak dawniej, ale... O, gdyby wiedzieli, znali swoje myśli...
    Mam nadzieję, że Vi jest już zupełnie zdrowa.
    Czekam na następny!
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem :)
    Kochana, wspaniała jedyneczka!
    Tu mnie Killian zaskoczył. Całkiem uczuciowy chłopak z niego, a to dużo znaczy. Myśli o Vivi cały czas, jego myśli krążą wokół niej, to znaczy że coś jest na rzeczy.
    Oby jej już nigdy nie doskwierało, chodzi oczywiście o zdrowie.
    Czekam z niecierpliwością na ich wspólne spotkanie! Pewnie będzie towarzyszyć mu mnóstwo emocji, a takie sytuację bardzo lubię!
    A te powroty do przeszłości są świetne! Bardzo mi się podobają :)
    Czekam na dwójeczkę!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, Kochana!
    Chyba nie było mnie tutaj pod prologiem. ;-; Jej, przepraszam! Przeczytałam, ale zapomniałam skomentować... Zupełnie wypadło mi to z głowy, przepraszam bardzo... ;/
    Co do jedyneczki... ach! ♥ Rozkręcasz nam się, pędzisz jak lokomotywa, po prostu! ;D
    Killian jest jak dla mnie jednym z idealnych bohaterów. Jest delikatny, taki uczuciowy. Coś niesamowitego. ♥ Na dodatek chyba czuje coś znacznie głębszego do naszej bohaterki. :)
    Tak w ogóle, pięknie ochrzciłaś główną postać! ;D
    Wszystko jest idealne, a nawet więcej! ;)
    Super, oby tak dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny rozdział! Tyle w nim tajemniczości, strachu, niewiedzy... Cudo!
    Z naszej perspektywy (tj. czytelniczek) może się to wydawać banalnie proste: chwycić telefon w dłoń, wybrać numer i wcisnąć zieloną słuchawkę; niestety ani Vi, ani Killian nie mają odwagi tego zrobić właśnie przez strach, strach przed rzeczywistością. Gdyby tylko wiedzieli o tym, że oboje pamiętają i oboje nie są w stanie zapomnieć, przez co cierpią...
    Jestem straszliwie ciekawa, jaki był powód wyjazdu Vivienne do Niemiec. Mam nadzieję, że w najbliższych rozdziałach nam to ujawnisz :D
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam :D
    GENIALNY! Cudownie się czyta. Choć tematyka jest ciężka. Killian zakochany, Vi też, dużo się wydarzyło i żadne nie wie co dalej.
    I teraz coraz bardziej się utwierdzam w domysłach co do powodu wyjazdu Vi :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochana, po 1. bardzo dobrze, że dodałaś go wcześniej, bo mogłyśmy go wcześniej przeczytać i się w nim zakochać. ♥
    Po 2. nie dziwię się, że jedynka Ci się podoba, bo jest tak samo rewelacyjna, jak prolog. ♥
    Zastanawiam się czy to rozstanie wynikało z choroby? Czy Vi wyjechała, by podjąć leczenie? Czy może wyjechała w zupełnie innej sprawie, a choroba napatoczyła się "przy okazji"? Zastanawiam się też, na co chorowała? Po głowie chodzi mi nowotwór, bo jak dla mnie jest to jedno z najgorszych paskudztw. :/
    A Killian? Jestem na niego zła. To nie on musiał walczyć każdego dnia ze swoim organizmem. To nie on bał się, że może nie zobaczyć najpiękniejszych miejsc na świecie i nie dożyć najpiękniejszych chwil... Mimo wszystko go rozumiem, bo przeżywał to niemal tak samo jak Vi. :( Tylko, że on powinien ją wspierać. Powinien choćby pokazywać, że jest silny. Powinien ją motywować. Są przecież przyjaciółmi...
    A teraz? Oboje chcą się ze sobą skontaktować, ale przez te ostatnie miesiące wytworzyła się jakaś bariera, którą trudno im przeskoczyć. Killian myśli, że Vi umiera i boi się o tym przekonać, a Vi myśli, że Killian o niej zapomniał... To jakaś paranoja. :( Tak mi przykro z tego powodu. :(
    Ale tak właściwie, czy nie łatwiej byłoby zadzwonić i rozwiać wszelkie wątpliwości? ;)
    Te domieszki wspomnień są genialne. Możemy rozpłynąć się pod falą wspomnień z tych lepszych i gorszych chwil w ich życiu, ale... możemy nacieszyć się tym, że są razem. :)
    Czekam na kolejny! :))
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak ja kocham tego bloga, ale jednocześnie nienawidzę, bo tak ich ranisz kochana... ale nie bierz tego do siebie, bo za to, że: a) piszesz o Killianie; b) przekazujesz Nam taki wielki dar, jakim jest pisanie, które idzie Ci fenomenalnie; c) ta historia jest taka salkjkfhhflk co z tego, że mam ochotę przy niej wyć, czego nie robię; mam ochotę Cię wyściskać, wycałować i w ogóle powiedzieć Ci, że Cię kocham (mam nadzieję, że nie przeginam).
    Kocham te ich wspomnienia - zawsze chciałam mieć takie przyjaciela, jak Killian, który by mnie wspierał i nawrzucał na chłopaka, który połamałby mi moje serduszko. Złoty chłopak...
    ... który też cierpi przez to, że nie może się spotykać z Vivienne. To przykre, że nie mogą się odnaleźć, że nie wiedzą, iż są dla siebie ważni... moje serduszko znowu się popłakało w tym momencie, a twarz ledwo ledwo pozostała kamienna.
    Chociaż cierpię razem z nimi, płaczę i przeżywam ich losy, to ufam Ci, że napiszesz im cudowną historię, którą będę pamiętała przez lata.

    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, zresztą wiesz,
    pozdrawiam, luuvmysahineq.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mogłabym napisać tylko jedno słowo, gdybym tylko znała takie, które opisze świetność tego rozdziału. Niby nic wielkiego, a jednak... Wspomnienia pięknie uzupełniają całość, a także zarysowują przyjaźń, która na pewno nie mogła tak zwyczajne wygasnąć. Oboje boją się nacisnąć zieloną słuchawkę, wybierając numer znanej sobie osoby. Ale w tym strachu jest tęsknota, tak wiele tęsknoty...
    Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
  17. brawo ja i moje ogarnięcie!
    przeczytałam rozdział zaraz jak mnie poinformowałaś ale żeby coś skrobnąć to już zapomniałam. oklaski dla mojej osoby 👏

    a więc.
    no kurde czemu on nie zadzwonił?! jaki głupi! oj Peier, Peier. gdzie ty masz mózg?!
    dobrze że Viviene wróciła, co w sumie było do przewidzenia 😂
    czekam na następny rozdział. mam nadzieję że po mojej komentarzowej wpadce będziesz mnie jednak nadal informować :D

    buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  18. powinni się w końcu do siebie odezwać i się spotkać, porozmawiać. oboje za sobą strasznie tęsknią, ale każde boi się zrobić cokolwiek.
    trzymam za nich kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem :)
    Kochana... Strasznie przepraszam... :( jednak nadrabiłam wszystko... I jestem na bieżąco.
    Prolog genialny. Wszystko jest takie idealne... Aż normalnie brak mi słów... Jak przychodzi co do czego, to mój słownik skurcza się o więcej niż połowę... Eh...
    Rozdział jest perfekcyjny. Aż by się chciało więcej :) na pewno ^^ to wszystko jest idealne! Możesz być w stu procentach z siebie zadowolona.
    Mam nadzieję, że Vi i Killian się znowu spotkają :) mimo upływu czasu nie mogą o sobie zapomnieć...
    Jestem okropnie ciekawa, jak się to dalej potoczy :)
    Pozdrawiam i weny ;)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń