Siedzieli w ławce w sali lekcyjnej. Killian rysował na
ostatniej stronie w zeszycie nieznane nikomu kształty, a Vivienne słuchała
uważnie. Tak bardzo się od siebie różnili, a mimo to byli najlepszymi
przyjaciółmi.
Blondynka szturchnęła siedzącego obok niej chłopaka, gdy nauczycielka
spojrzała na niego jadowitym wzrokiem. Ten zmarszczył brwi i spojrzał na
kobietę.
- Może ty wiesz, Peier? – zapytała uśmiechając się szyderczo. Doskonale
wiedziała, że nie uważał. Miał zresztą miano najbardziej nieogarniętego ucznia
w całym liceum. Vi westchnęła widząc, że jej przyjaciel kompletnie nie miał
pojęcia o co chodziło. Wyciągnęła spod jego rąk zeszyt i szybko napisała
odpowiedź. Killian od razu zauważył pomoc.
- Sukcesja wtórna odbywa się na terenie zajętym wcześniej przez inną
biocenozę – powiedział, zerkając w zeszyt.
Nauczycielka zacisnęła usta w linię i przez chwilę przyglądała się
uczniowi.
- Dobrze – powiedziała wyraźnie niezadowolona, że nie złapała go na
nieuważaniu. – Teraz omówimy etapy powstawania sukcesji na wydmach nadmorskich…
- Dzięki, mała – szepnął do blondynki, wzdychając. – Ta żaba jest
okropna.
- Wisisz mi tę dobrą gorącą czekoladę – uśmiechnęła się. – A teraz
słuchaj. Może się w końcu czegoś nauczysz.
- Nie znoszę biologii i tego całego ekosystemu – jęknął i wrócił do
rysowania. Odpowiedź przyjaciółki obramował.
Vivienne wywróciła oczami i znów skupiła się na słowach nauczycielki.
~*~
- Może pojedziesz do Killiana?
Vivienne siedziała przy kuchennym
stole, jedząc śniadanie, kiedy usłyszała pytanie z ust matki. Dłoń zatrzymała
przy ustach i westchnęła. Nie była pewna czy powinna, bała się. Wiedziała, że
nie poradziłaby sobie, gdyby okazało się, że brunet o niej zapomniał. Chociaż
obiecał, że będzie przy niej zawsze, miała pewne obawy. Przecież minęły już dwa
lata, odkąd była zmuszona do wyjazdu. Od tamtej pory nie widzieli się.
- Lepiej nie – powiedziała siląc
się na obojętność.
- Vivienne! – podniosła głos, a
dziewczyna aż upuściła łyżkę. – Nie możesz od niego uciekać. Na pewno się
martwi, w końcu od kilku miesięcy nie dawałaś znaku życia.
- Zabawne mamo, naprawdę – wstała
od stołu i wziąwszy ścierkę, starła plamę jaką zrobiła chwilę wcześniej. –
Zresztą na pewno ma ciekawsze sprawy na głowie. Jakby chciał to by zadzwonił, a
że nie zrobił nic, to… - opadła na krzesło.
- Daj spokój – złapała za dłoń
dziewczyny. – On zasługuje na to, żeby wiedzieć, że wyzdrowiałaś i wróciłaś.
- Nie wiem – wymamrotała. – Nie
jestem już głodna, pójdę na spacer.
Trzy dni. Dokładnie tyle minęło
odkąd przekroczyła granicę Szwajcarii i wróciła do swojego domu, w którym
wychowywała się od czwartego roku życia. Los nigdy nie był dla niej łaskawy.
Mężczyzna, który był jej ojcem, przestraszył się odpowiedzialności i uciekł nim
przyszła na świat. Gardziła nim, mimo że go nie znała. Nienawidziła tego
rodzaju mężczyzn, uważała, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie zostawiłby kobiety
w ciąży. Musiała dorastać w niepełnej rodzinie, na początku miała jeszcze
dziadków, ale zmarli dość szybko. Potem było dobrze, poszła do przedszkola,
gdzie poznała Killiana. Od razu się zaprzyjaźnili, stali się niemal
nierozłączni.
Szła powoli, co jakiś czas
rozglądając się. Odkąd przyjechała, nie miała okazji na przejście się po
miasteczku. Wciąż miała w głowie słowa matki. Miała po części rację, ale
Vivienne nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli. Zresztą nie sądziła, że
wszystko mogłoby wrócić do normy. Wcale by się nie zdziwiła gdyby Peier
rozpoczął nowe, całkowicie wolne od niej, życie.
~*~
Z każdym dniem było coraz gorzej.
Był na siebie wściekły, uważał się za kompletnego tchórza i idiotę. Nie
potrafił zadzwonić, jakby było to coś trudnego i strasznego. Nie było, ale
Killian nie potrafił się przemóc. Luca zaczął nawet mu proponować wizytę u
specjalisty. Nie uważał go za chorego umysłowo, ale jego obsesja stawała się
chora. Peier uważał, że jego przyjaciel się jedynie z niego naśmiewał, a że
przywykł do żartów ze strony Egloffa, nie bardzo się tym przejął.
W niedzielny, dość chłodny
poranek wybrał się na przebieżkę po okolicy. Uwielbiał to, pozwalało mu to na
całkowite oderwanie się od rzeczywistości, na oderwanie od problemów. Na
oderwanie się ze świata. Tym razem jednak, zaszedł na plac przy szkole, do
której uczęszczał. Przeszedł przez ogrodzenie i usiadł dokładnie w tym samym
miejscu, w którym kilka lat wcześniej siedziała zapłakana Vivienne. Wciąż
pamiętał jak trzy zarozumiałe i niezbyt inteligentne dziewczyny wyśmiewały jego
przyjaciółkę, chociaż na pewno jej zazdrościły. Zawsze była ładna i uczyła się
najlepiej. Nigdy nie miała problemów z dogadaniem się z innymi, wyjątkiem były
one. Najlepsze było to, że wszystkie trzy w wieku dwudziestu lat były samotnymi
matkami bez ukończonej szkoły. Teraz to Vi mogła się z nich śmiać, chociaż nie
byłoby to całkowicie w jej stylu. Nigdy nie rozumiał jak można być tak dobrą
osobą jak ona. Pomagała wszystkim, była miła i miała anielską cierpliwość. Sam
Peier nie byłby w stanie znieść długich godzin w towarzystwie snobistycznych
osób.
Kiedy wrócił do domu, poczuł się
lepiej. Zastanawiał się czy było to spowodowane biegiem czy przebywaniem w
miejscu, które przypominało mu przyjaciółkę. W każdym razie czuł się lepiej,
nie był przytłoczony myślami. Zaraz po obiedzie zabrał brata do ośrodka
szkoleniowego na trening siłowy. Jako, że Elliott był slacklinerem dbał o swoją
formę fizyczną, często ćwiczył wraz z bratem i Lucą.
~*~
- Umieram – jęknęła siadając na ziemię. Killian spojrzał na nią z
uniesionymi brwiami. Brakowało tylko tego, żeby wybuchł śmiechem. Wywrócił
oczami i usiadł obok przyjaciółki.
- Proszę cię, ja się nawet nie zmęczyłem – wyszczerzył się w jej
stronę.
- Nie denerwuj mnie – szturchnęła go z miną wyrażającą chęć mordu. – Ja
nie spędzam całych dni na treningach. Co ci to daje? Jesteś chorobliwie chudy.
Nie dziwię się, że żadna dziewczyna cię nie chce.
- Bolało – udał obrażonego, a chwilę później, kiedy Vivienne zaśmiała
się pod nosem, i on się zaśmiał. – Gdzie ty masz formę, co?
- Widzisz, kochany. Ja nie muszę ćwiczyć i zdrowo się odżywiać, żeby wyglądać
bosko – wskazała na siebie z uśmiechem. – Mam nadzieję, że zniesiesz mnie stąd,
bo umrę.
- Od jutra biegasz i nie ma wymówek.
- Od jutra – zachichotała. – Tak jak ty nie jesz słodyczy?
- Przecież nie jem!
- Jasne, a to może przypadkiem w twojej kieszeni jest to – zaśmiała się
i wyciągnęła z kieszeni bluzy bruneta papierek po czekoladzie.
- Masz mnie – uniósł ręce do góry. – Ale, Vi, to jest takie dobre!
- Takie dobre to będą boczki.
~*~
Po porannym spacerze poczuła się
tak dobrze, że stwierdziła, że i później musi wyjść. Nawet nie zdawała sobie
sprawy jak tęskniła za swoim miasteczkiem. Starała się jednak omijać rejony, w
których mogłaby spotkać Killiana, chociaż tak bardzo chciała znów go
zobaczyć.
Po drodze wstąpiła do sklepu po
wodę, a sprzedawca widząc Vivienne ucieszył się niezmiernie. Nie miała pojęcia,
że ją zapamiętał, że cieszył się, że znów ją widział. Przecież przewijało się
przez to miejsce tylu ludzi, a to właśnie ją dostrzegł. Uśmiechnęła się
szeroko, kiedy powiedział, że miło ją widzieć z powrotem. Mijając ludzi na
ulicy, kilkakrotnie była przywitana przez sąsiadów czy znajomych z czasów
szkolnych. Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ludzie ją pamiętali i
lubili. Czy to nie cudowne uczucie?
- Cześć – usłyszała za sobą
damski głos, a kiedy się odwróciła, zauważyła jedną z tych osób, za którymi
nigdy nie przepadała.
Młoda dziewczyna o ciemnych
oczach i włosach, prowadziła około rocznego chłopca za rączkę. Vivienne
westchnęła w duchu. Nie chciała z nią rozmawiać, ale nie potrafiła być niemiła.
-Hej, Annika - przywitała się,
unosząc delikatnie kąciki ust.
- Dawno cię nie widziałam –
powiedziała, a Vi poczuła jak blednie. – Co się z tobą działo?
- No wiesz – zaczęła, nerwowo
bawiąc się końcem swojej bluzy. – Byłam tu i tam. A co u ciebie? – zapytała,
wiedząc, że jak zacznie mówić o sobie, nie będzie końca. Chociaż wolała to, niż
rozmowa o poprzednich dwóch latach.
Annika zaczęła swój wywód na
temat macierzyństwa, nie garnących się do odpowiedzialności mężczyznach,
codziennym życiu z małym dzieckiem, ząbkowaniu i siusianiu w pampersy.
Prawdopodobnie mówiłaby dużo dłużej, gdyby nie fakt, że dziecko zaczęło płakać
i musiała wracać. Vivienne odetchnęła z ulgą. Nienawidziła takich ludzi jak
Annika Braun. Jeszcze kilka lat temu ciągle się z niej naśmiewała, a teraz
rozmawiały sobie, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Vi czasami żałowała,
że nie potrafiła być nie miła.
~*~
Wracał właśnie z treningu z
Elliottem i Lucą, którego miał odwieźć do domu. Cała trójka była wykończona,
ale lubili to. Uważali, że nie ma nic lepszego niż mocny trening, ból
spowodowany ćwiczeniami. Właściwie nie wyobrażali sobie życia bez tego. Nawet
Elliott, który nie musiał aż tak dbać o formę jak skoczkowie.
Jadąc w stronę domu Egloffa,
zauważył coś, co sprawiło, że jego tętno wzrosło, a dłonie zaczęły się trząść
na kierownicy. Zatrzymał się i nic nie mówiąc swoim towarzyszom, wyszedł z
auta. Odwrócił się w stronę niedużej osóbki, która szła z uśmiechem rozglądając
się dookoła. To musiała być ona, przecież nie pomyliłby się. Nie mógł. Wziął
kilka głębokich oddechów i nie zważając na ciągłe wołania przyjaciela i brata,
ruszył przed siebie.
Przed oczami stanęło mu łamiące
serce pożegnanie, słyszał jej głos, widział zapłakaną twarz. Potem przypomniał
sobie ich pierwsze spotkanie. Zabawne, ludzie zwykle zapamiętują wspomnienia po
szóstym roku życia, a przecież on, miał wtedy cztery. Radosne wspomnienie
zamieniło się w koszmar, ledwie słyszalny głos pełen bólu i cierpienia.
Była już tak blisko, ale wciąż
nie patrzyła przed siebie. Uśmiechnął się, prawie w ogóle się nie zmieniła.
Taką ją zapamiętał, wiecznie uśmiechniętą i pochłoniętą pięknem otaczającego ją
świata.
W końcu spojrzała wprost na niego
i zatrzymała się. Butelka, którą trzymała w dłoni, upadła na chodnik i stoczyła
się na ulicę. Wolnym krokiem podszedł do niej i nic nie mówiąc przytulił do
siebie.
- Vivienne, to naprawdę ty? –
zapytał, kiedy poczuł jak chude dłonie oplatały jego plecy.
- Wróciłam, Killianie – odsunęła
się od niego i spojrzała w jego czekoladowe tęczówki.
***
Ahoj (że tak się przywitam po czesku)!
Przychodzę dziś do Was z rozdziałem drugim.
Hm... zastanawiałam się jaką lekcję wybrać na pierwsze wspomnienie. Padło na biologię, bo moja nauczycielka mi się źle kojarzy (tylko z ostatniego roku w sumie, bo wcześniej miałam fajną i miłą, a nie taką zołzę, która wchodząc do klasy mówiła "proszę wstać", na co moi koledzy czasem mówili "sąd idzie" xD).
Wiem, że dopiero zaczynam tą historię, ale już zakochałam się w moich bohaterach. Proszę Was, oni są przeuroczy i przecudowni. Musicie się ze mną zgodzić! Nawet ten wkurzający Elliott (jeśli chcecie go zobaczyć to wejdźcie na jego Instagrama)
Czekam na wasze opinie.
Buziaki :*
Przychodzę dziś do Was z rozdziałem drugim.
Hm... zastanawiałam się jaką lekcję wybrać na pierwsze wspomnienie. Padło na biologię, bo moja nauczycielka mi się źle kojarzy (tylko z ostatniego roku w sumie, bo wcześniej miałam fajną i miłą, a nie taką zołzę, która wchodząc do klasy mówiła "proszę wstać", na co moi koledzy czasem mówili "sąd idzie" xD).
Wiem, że dopiero zaczynam tą historię, ale już zakochałam się w moich bohaterach. Proszę Was, oni są przeuroczy i przecudowni. Musicie się ze mną zgodzić! Nawet ten wkurzający Elliott (jeśli chcecie go zobaczyć to wejdźcie na jego Instagrama)
Czekam na wasze opinie.
Buziaki :*
Bardzo, bardzo, ale to bardzo podoba mi się to opowiadanie. Ciekawie wyglądają przeplatane czas przeszły z czasem teraźniejszym. No i bohaterowi są świetni ^^ Czego chcieć więcej? Tylko następnego rozdziału ;3
OdpowiedzUsuńBuziaki,
British Lady ♡
Ja żądam jutro nowego rozdziału! W sensie dzisiaj, ale nie śpię, więc mam nadzieję że ogarniasz o co mi chodzi XD Serio, myślałam, że będzie większa 'spina' między nimi... Nie wiem czemu, ale polubiłam Eliota xd Szkoda, że ani jedno, ani drugie nie chciało się odezwać, ale no... Czekam na rozwój akcji :P
OdpowiedzUsuńMoja nauczycielka od geo taka była, ale tylko z pierwszej klasy, bo na drugą przyszedł Grzesiograf ^^ Pozdrawiam ;*
Melduję się i tutaj :)
OdpowiedzUsuńNo, kochana, rozdział pierwsza klasa ^^ Jestem jak na razie zauroczona tą historią i chyba jeszcze długo będę trwać w tym zauroczeniu :D
Bardzo podoba mi się wplatanie tych wydarzeń z przeszłości. Zawsze jakoś tak milej się czyta, kiedy można przenieść się razem z bohaterami w ich wspomnienia. I tak, są przeuroczy, zgadzam się :D A Elliott... hmm, na razie jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania na jego temat, nie zdążył mnie jakoś wybitnie zirytować :)
U ciebie biologia, a u mnie fizyka. Do naszej nauczycielki to aż strach podchodzić, ma momentami takie noże w oczach xD
Czekam!
Buziaki :**
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, chyba już mówiłam kilka razy, że dzięki Tobie zaczynam zwracać większą uwagę na Szwajcarów :D
Nie żebym ich wcześniej nie lubiła, ale jakoś byli mi obojętni, a teraz.. wszędzie gdzie tylko mogę wypatruję właśnie ich xD
Bardzo podoba mi się ten pomysł ze wspomnieniami. Można się dowiedzieć co i jak było między nimi. I cieszę się, że nasi bohaterowie wreszcie się spotkali, bo myślałam, że takie podchody będą przez kilka rozdziałów :)
Hahaha dlaczego większość z nas nie lubiło nauczycieli biologii? :D Moja bakteria była najlepsza! Wyglądała jak Harry Potter. Kolega do mnie na pierwszej lekcji: "Znajdź trzy różnice między nią, a Harrym" XD
Kończę, bo zaczynam sobie przypominać wszystkie zabawne rzeczy jakimi jej dogryzaliśmy :D
Buziaki :*
Świetny rozdział! Meega mnie wciągnęło :D A ja zapraszam do siebie na prolog. Miałam powiadamiać :) http://walczpokizyjesz.blogspot.com/2016/01/prolog.html?showComment=1452530495257#c7853446858300909674
OdpowiedzUsuńOch no nareszcie się spotkali, choć przypadkiem to dobre i to. Nie ma to jak przewrotny los ;)
OdpowiedzUsuńDziwne musi to być wrócić do miejscowości, którą kiedyś się pamiętało nieco inaczej.
Jak dobrze, że zauważyłam, że jest coś nowego bo akurat miałam zbierać się do pisania referatu, a nie bardzo mi się chciało za to zabierać.
Pozdrawiam :)
Jestem
OdpowiedzUsuńSpotkali się! Kobieto kocham cię *-* może i przypadkiem, ale spotkanie to spotkanie.
Te wspomnienia strasznie mi się podobają.
Będę przypadkiem, gdyż moja nauczycielka od biologii jest najlepsza z najlepszych. Zna się na żartach, zawsze pomocna i takie tam :D
Witam! ;**
OdpowiedzUsuńForma opowiadania nadal wzbudza u mnie respekt dla Twojej niezwykłej osoby. :) Niezwykle trudno jest łączyć przeszłość z przyszłością, a u Ciebie to się wsztstko tak super spaja, że to perfekcja jest, no! :D
Hmmm, też w sumie nie lubiłam nauczycielki biologii! :> Tylko tu ta różnica, że nasza nie była jakaś taka złośliwa, a... nawiedzona? :) W każdym razie też okropne te lekcje były. xd
Jej! Wreszcie się doczekałam tego spotkania, no! Nie masz pojęcia, ile ja tu biedna czekałam. ;c
Teraz czekam, co będzie dalej!
Buziaki! ;**
zawsze mi się chce płakać, jak to czytam i wcale nie chodzi mi o to, że to jest tak słabo napisane, czy coś, a właśnie... biją z tego emocje i to wszystko, co powinien mieć w sobie perfekcyjny pisarz.
OdpowiedzUsuńAle może od początku.
Kocham to wspomnienie z lekcji biologii - nie cierpię tego przedmiotu, a u nas pani też jest... straszna. Gdy siedzimy już w klasie, jest kilka minut po dzwonku to ona zawsze rzuca coś w stylu: "Klasa powtarza, zaraz pytam!". A gdy pyta, to wytyka nam, że nie myślimy logicznie! Skandal! (Ale chyba nie chcesz czytać o wyrodnej nauczycielce Annie P.). Rozpłynęłam się przez to "Dzięki, mała", gdy wyobraziłam ich sobie na tej lekcji, Killiana z pomazaną łapą, z uśmieszkiem na twarzy... widzisz, co ze mną robisz? XD
I naszych bohaterów znowu pokonał strach... oj tchórze z nich - zamiast się po prostu przywitać, to każdy z nich miał jakieś obiekcje, czy jeszcze są dla siebie ważni... no dzieciuchy do tego.
Trochę mi się dziwnie zrobiło, bo podoba mi się imię Annika, a ona była taką zołzą haha.
Jezu, ja wiedziałam, że oni się spotkają w tym rozdziale, no po prostu to czułam! I gdy on tak zatrzymał ten samochód, nie patrząc na to, czy ktoś zrobi mu z bagażnika garaż, czy nie, to było jak na filmach po prostu, mi się zachciało wyć wręcz! Mam nadzieję, że jakoś wszystko sobie wytłumaczą i, że już się nie... rozłączą, bo szkoda takiej przyjaźni.
Kocham Twój sposób pisania i kocham Cię za to, co tutaj piszesz, ale chyba Ci to już wyznawałam? Na żaden inny rozdział jakiegokolwiek fanfiction nie czekałam tak niecierpliwie, jak na tą historię, bo jest warto.
Życzę Ci dużo, dużo weny, żeby wychodziły Ci dalej takie cuda sztuki. I do zobaczenia przy następnym rozdziale, bo będę na pewno.
Pozdrawiam, Ola
PS. Mam nadzieję, że za bardzo się nie rozpisałam, ale chciałam Ci tutaj wznieść taki mały łuk triumfalny, bo naprawdę zasługujesz
Za błędy przepraszam :)
Hejka!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! I w dodatku te wspomnienia...
Cały czas tylko czekałam na moment, aż oni w końcu się spotkają. Już myślałam, że Kilian spotka Vi w tym miejscu, z którym wiązały się ich wspólne wspomnienia, ale nie... Rozczarowałam się, ale jednak, jednak się spotkali!!!
Elliot slacklinerem? Nawet nie wiedziałam, ze coś takiego istnieje! Ile to ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, czytając opowiadania na blogach :-) To coś, co on robi - jest świetne!
Czekam na kolejny rozdział!
Buziaki :**
Jejku, na chwilę się rozmarzyłam. Poważnie! Cudowny rozdział, nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że w końcu Killiana ruszy serce i pójdzie do niej, no bo ileż można bawić się w takie podchody? Ale na szczęście zbieg okoliczności sprawił, że nareszcie wpadli na siebie :) I nie ukrywam, że bardzo ciekawi mnie to, co z tego wyniknie ;)
Pozdrawiam i weny życzę! :)
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, cudo!
Rozmarzyłam się... Chyba pisałam, że uwielbiam te powroty do przeszłości, ich z młodzieńczych lat. Super! A co do biologii....nienawidzę tego przedmiotu.
Doczekałam się! Wreszcie! Vivi i Killian się spotkali! Nie wytrzymał, tyle uczuć się w nim skrywało i wykonał piękny, prosty gest. Przytulił ją. Tak po prostu.
Czekam na ich rozmowę. Ciekawe, czy dużo będzie w niej żalu, tęsknoty, czy jakoś to ominą i skupią się na sobie... jakby głupio to nie zabrzmiało ^^
Czekam na trójeczkę!
Buziaki ;***
uh, oh, ah! w końcu znajduję czas aby przeczytać i skomentować [tak, jutro mam egzamin i właśnie w ten sposób się 'uczę' haha :D]
OdpowiedzUsuńkocham ich <3
no naprawdę ich kocham!
w końcu się dwa jełopki spotkały <3
awwww. mogę umierać!
czekam na ich ślub! :D
Buziole :*
Hej,hej :*
OdpowiedzUsuńWłaśnie znalazłam czas aby skomentować :)
Gdy zaczelam to czytać cały czas siedziało mi w głowie pytanie "Kiedy ona mu wyskoczy na drogę?" No i sie doczekałam! :D
Mam nadzieje,że to spotkanie będzie pozytywne i nie zakończy się jakąś...dziwną wymianą zdań.
Czekam na kolejny :*
Buźka :*
Gabi
no nie, tylko nie w takim momencie! i nie mam co napisać, chyba tylko to, że czekam aż dodasz trójeczkę i dowiemy się tego, jak przebiegła rozmowa 'starych' znajomych. :)
OdpowiedzUsuńJestem ;)
OdpowiedzUsuńNo, nareszcie sie spotkali. Przypadkiem ale jednak ;)
Czekam na kolejny ;)
Przepraszam za krotki komentarz :( i zapraszam do siebie na 4 poprostukochamcie.blogspot.com
Pozdrawiam :*
Kochana, ten rozdział jest genialny! ^^
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pod każdą postacią! :D
Oj, nasz Killian wpadłby w niezłe tarapaty, gdyby nie Vi. ♥ Coś mi się wydaje, że pani od biologii nie była najmilszą osóbką. :)
Jakież to piękne, że pomimo wszystko, Killian tak ciepło myśli o Vi. ♥
To los... szczęśliwy los... To, że się spotkali. :) Bałam się, że do tego nie dojdzie jeszcze długo... :( Ale tymczasem mnie zaskoczyłaś. I to pozytywnie! ^^
Nasza bohaterka zareagowała dobrze, nie robiła scen, ani niczego z tych rzeczy... Chociaż w sumie... jak miałaby coś podobnego zrobić? Przecież wszyscy mówią, że jest ciepła i miła. A spotkanie jej wroga sprzed lat i ciepłe potraktowanie tej dziewczyny doskonale to odzwierciedla. :)
Złota dziewczyna. ♥
Ale jak mogłaś tak uciąć? Chyba się nie doczekam! Bo umrę. :P
Buźka! ;*
Spóźniona ale obecna ^^.
OdpowiedzUsuńHeh, gdyby nie Vivienne to Killian wpadłby po uszy przez biologice ^^.
Bardzo się cieszę, że nasi bohaterowie w końcu się spotkali ^^.
Rozdział wspaniały. Czekam na nowy ^^.
Pozdrawiam serdecznie i życze dużo weny :*
Jestem i tu ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest fantastyczny! :)
Tak... Ja również kocham tą Twoją historie :) jest fenomenalna, a przecież to dopiero drugi rozdział... ;)
Ale jest wspaniała ❤ bohaterowie są tacy cudowni... ^^
Te wszystkie szkolne, dziecięce wspomnienia z życia Vivienne i Killiana... Są takie magiczne.
No i w końcu się spotkali! Tak! :D
Jestem ciekawa jak to teraz będzie... Oboje zasługują na szczęście :)
Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam!
Buziaki ;*
Nadrabiam zaległości, bo się trochę ich narobiło.
OdpowiedzUsuńBohaterów wykreowałaś wspaniałych, urzekają, a nawet można się w nich zakochać :D
A co do opisów... cały czas magiczne.
Lecę czytać dalej.
Bo mogę. I muszę :3