11 stycznia 2016

Rozdział drugi

Siedzieli w ławce w sali lekcyjnej. Killian rysował na ostatniej stronie w zeszycie nieznane nikomu kształty, a Vivienne słuchała uważnie. Tak bardzo się od siebie różnili, a mimo to byli najlepszymi przyjaciółmi.
Blondynka szturchnęła siedzącego obok niej chłopaka, gdy nauczycielka spojrzała na niego jadowitym wzrokiem. Ten zmarszczył brwi i spojrzał na kobietę.
- Może ty wiesz, Peier? – zapytała uśmiechając się szyderczo. Doskonale wiedziała, że nie uważał. Miał zresztą miano najbardziej nieogarniętego ucznia w całym liceum. Vi westchnęła widząc, że jej przyjaciel kompletnie nie miał pojęcia o co chodziło. Wyciągnęła spod jego rąk zeszyt i szybko napisała odpowiedź. Killian od razu zauważył pomoc.
- Sukcesja wtórna odbywa się na terenie zajętym wcześniej przez inną biocenozę – powiedział, zerkając w zeszyt.
Nauczycielka zacisnęła usta w linię i przez chwilę przyglądała się uczniowi.
- Dobrze – powiedziała wyraźnie niezadowolona, że nie złapała go na nieuważaniu. – Teraz omówimy etapy powstawania sukcesji na wydmach nadmorskich…
- Dzięki, mała – szepnął do blondynki, wzdychając. – Ta żaba jest okropna.
- Wisisz mi tę dobrą gorącą czekoladę – uśmiechnęła się. – A teraz słuchaj. Może się w końcu czegoś nauczysz.
- Nie znoszę biologii i tego całego ekosystemu – jęknął i wrócił do rysowania. Odpowiedź przyjaciółki obramował.
Vivienne wywróciła oczami i znów skupiła się na słowach nauczycielki.

~*~

- Może pojedziesz do Killiana?
Vivienne siedziała przy kuchennym stole, jedząc śniadanie, kiedy usłyszała pytanie z ust matki. Dłoń zatrzymała przy ustach i westchnęła. Nie była pewna czy powinna, bała się. Wiedziała, że nie poradziłaby sobie, gdyby okazało się, że brunet o niej zapomniał. Chociaż obiecał, że będzie przy niej zawsze, miała pewne obawy. Przecież minęły już dwa lata, odkąd była zmuszona do wyjazdu. Od tamtej pory nie widzieli się.
- Lepiej nie – powiedziała siląc się na obojętność.
- Vivienne! – podniosła głos, a dziewczyna aż upuściła łyżkę. – Nie możesz od niego uciekać. Na pewno się martwi, w końcu od kilku miesięcy nie dawałaś znaku życia.
- Zabawne mamo, naprawdę – wstała od stołu i wziąwszy ścierkę, starła plamę jaką zrobiła chwilę wcześniej. – Zresztą na pewno ma ciekawsze sprawy na głowie. Jakby chciał to by zadzwonił, a że nie zrobił nic, to… - opadła na krzesło.
- Daj spokój – złapała za dłoń dziewczyny. – On zasługuje na to, żeby wiedzieć, że wyzdrowiałaś i wróciłaś.
- Nie wiem – wymamrotała. – Nie jestem już głodna, pójdę na spacer.
Trzy dni. Dokładnie tyle minęło odkąd przekroczyła granicę Szwajcarii i wróciła do swojego domu, w którym wychowywała się od czwartego roku życia. Los nigdy nie był dla niej łaskawy. Mężczyzna, który był jej ojcem, przestraszył się odpowiedzialności i uciekł nim przyszła na świat. Gardziła nim, mimo że go nie znała. Nienawidziła tego rodzaju mężczyzn, uważała, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie zostawiłby kobiety w ciąży. Musiała dorastać w niepełnej rodzinie, na początku miała jeszcze dziadków, ale zmarli dość szybko. Potem było dobrze, poszła do przedszkola, gdzie poznała Killiana. Od razu się zaprzyjaźnili, stali się niemal nierozłączni.
Szła powoli, co jakiś czas rozglądając się. Odkąd przyjechała, nie miała okazji na przejście się po miasteczku. Wciąż miała w głowie słowa matki. Miała po części rację, ale Vivienne nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli. Zresztą nie sądziła, że wszystko mogłoby wrócić do normy. Wcale by się nie zdziwiła gdyby Peier rozpoczął nowe, całkowicie wolne od niej, życie.

~*~

Z każdym dniem było coraz gorzej. Był na siebie wściekły, uważał się za kompletnego tchórza i idiotę. Nie potrafił zadzwonić, jakby było to coś trudnego i strasznego. Nie było, ale Killian nie potrafił się przemóc. Luca zaczął nawet mu proponować wizytę u specjalisty. Nie uważał go za chorego umysłowo, ale jego obsesja stawała się chora. Peier uważał, że jego przyjaciel się jedynie z niego naśmiewał, a że przywykł do żartów ze strony Egloffa, nie bardzo się tym przejął.
W niedzielny, dość chłodny poranek wybrał się na przebieżkę po okolicy. Uwielbiał to, pozwalało mu to na całkowite oderwanie się od rzeczywistości, na oderwanie od problemów. Na oderwanie się ze świata. Tym razem jednak, zaszedł na plac przy szkole, do której uczęszczał. Przeszedł przez ogrodzenie i usiadł dokładnie w tym samym miejscu, w którym kilka lat wcześniej siedziała zapłakana Vivienne. Wciąż pamiętał jak trzy zarozumiałe i niezbyt inteligentne dziewczyny wyśmiewały jego przyjaciółkę, chociaż na pewno jej zazdrościły. Zawsze była ładna i uczyła się najlepiej. Nigdy nie miała problemów z dogadaniem się z innymi, wyjątkiem były one. Najlepsze było to, że wszystkie trzy w wieku dwudziestu lat były samotnymi matkami bez ukończonej szkoły. Teraz to Vi mogła się z nich śmiać, chociaż nie byłoby to całkowicie w jej stylu. Nigdy nie rozumiał jak można być tak dobrą osobą jak ona. Pomagała wszystkim, była miła i miała anielską cierpliwość. Sam Peier nie byłby w stanie znieść długich godzin w towarzystwie snobistycznych osób.
Kiedy wrócił do domu, poczuł się lepiej. Zastanawiał się czy było to spowodowane biegiem czy przebywaniem w miejscu, które przypominało mu przyjaciółkę. W każdym razie czuł się lepiej, nie był przytłoczony myślami. Zaraz po obiedzie zabrał brata do ośrodka szkoleniowego na trening siłowy. Jako, że Elliott był slacklinerem dbał o swoją formę fizyczną, często ćwiczył wraz z bratem i Lucą.

~*~

- Umieram – jęknęła siadając na ziemię. Killian spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Brakowało tylko tego, żeby wybuchł śmiechem. Wywrócił oczami i usiadł obok przyjaciółki.
- Proszę cię, ja się nawet nie zmęczyłem – wyszczerzył się w jej stronę.
- Nie denerwuj mnie – szturchnęła go z miną wyrażającą chęć mordu. – Ja nie spędzam całych dni na treningach. Co ci to daje? Jesteś chorobliwie chudy. Nie dziwię się, że żadna dziewczyna cię nie chce.
- Bolało – udał obrażonego, a chwilę później, kiedy Vivienne zaśmiała się pod nosem, i on się zaśmiał. – Gdzie ty masz formę, co?
- Widzisz, kochany. Ja nie muszę ćwiczyć i zdrowo się odżywiać, żeby wyglądać bosko – wskazała na siebie z uśmiechem. – Mam nadzieję, że zniesiesz mnie stąd, bo umrę.
- Od jutra biegasz i nie ma wymówek.
- Od jutra – zachichotała. – Tak jak ty nie jesz słodyczy?
- Przecież nie jem!
- Jasne, a to może przypadkiem w twojej kieszeni jest to – zaśmiała się i wyciągnęła z kieszeni bluzy bruneta papierek po czekoladzie.
- Masz mnie – uniósł ręce do góry. – Ale, Vi, to jest takie dobre!
- Takie dobre to będą boczki.

~*~

Po porannym spacerze poczuła się tak dobrze, że stwierdziła, że i później musi wyjść. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak tęskniła za swoim miasteczkiem. Starała się jednak omijać rejony, w których mogłaby spotkać Killiana, chociaż tak bardzo chciała znów go zobaczyć. 
Po drodze wstąpiła do sklepu po wodę, a sprzedawca widząc Vivienne ucieszył się niezmiernie. Nie miała pojęcia, że ją zapamiętał, że cieszył się, że znów ją widział. Przecież przewijało się przez to miejsce tylu ludzi, a to właśnie ją dostrzegł. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy powiedział, że miło ją widzieć z powrotem. Mijając ludzi na ulicy, kilkakrotnie była przywitana przez sąsiadów czy znajomych z czasów szkolnych. Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ludzie ją pamiętali i lubili. Czy to nie cudowne uczucie?
- Cześć – usłyszała za sobą damski głos, a kiedy się odwróciła, zauważyła jedną z tych osób, za którymi nigdy nie przepadała.
Młoda dziewczyna o ciemnych oczach i włosach, prowadziła około rocznego chłopca za rączkę. Vivienne westchnęła w duchu. Nie chciała z nią rozmawiać, ale nie potrafiła być niemiła.
-Hej, Annika - przywitała się, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Dawno cię nie widziałam – powiedziała, a Vi poczuła jak blednie. – Co się z tobą działo?
- No wiesz – zaczęła, nerwowo bawiąc się końcem swojej bluzy. – Byłam tu i tam. A co u ciebie? – zapytała, wiedząc, że jak zacznie mówić o sobie, nie będzie końca. Chociaż wolała to, niż rozmowa o poprzednich dwóch latach.
Annika zaczęła swój wywód na temat macierzyństwa, nie garnących się do odpowiedzialności mężczyznach, codziennym życiu z małym dzieckiem, ząbkowaniu i siusianiu w pampersy. Prawdopodobnie mówiłaby dużo dłużej, gdyby nie fakt, że dziecko zaczęło płakać i musiała wracać. Vivienne odetchnęła z ulgą. Nienawidziła takich ludzi jak Annika Braun. Jeszcze kilka lat temu ciągle się z niej naśmiewała, a teraz rozmawiały sobie, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Vi czasami żałowała, że nie potrafiła być nie miła.

~*~

Wracał właśnie z treningu z Elliottem i Lucą, którego miał odwieźć do domu. Cała trójka była wykończona, ale lubili to. Uważali, że nie ma nic lepszego niż mocny trening, ból spowodowany ćwiczeniami. Właściwie nie wyobrażali sobie życia bez tego. Nawet Elliott, który nie musiał aż tak dbać o formę jak skoczkowie.
Jadąc w stronę domu Egloffa, zauważył coś, co sprawiło, że jego tętno wzrosło, a dłonie zaczęły się trząść na kierownicy. Zatrzymał się i nic nie mówiąc swoim towarzyszom, wyszedł z auta. Odwrócił się w stronę niedużej osóbki, która szła z uśmiechem rozglądając się dookoła. To musiała być ona, przecież nie pomyliłby się. Nie mógł. Wziął kilka głębokich oddechów i nie zważając na ciągłe wołania przyjaciela i brata, ruszył przed siebie.
Przed oczami stanęło mu łamiące serce pożegnanie, słyszał jej głos, widział zapłakaną twarz. Potem przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Zabawne, ludzie zwykle zapamiętują wspomnienia po szóstym roku życia, a przecież on, miał wtedy cztery. Radosne wspomnienie zamieniło się w koszmar, ledwie słyszalny głos pełen bólu i cierpienia.
Była już tak blisko, ale wciąż nie patrzyła przed siebie. Uśmiechnął się, prawie w ogóle się nie zmieniła. Taką ją zapamiętał, wiecznie uśmiechniętą i pochłoniętą pięknem otaczającego ją świata.
W końcu spojrzała wprost na niego i zatrzymała się. Butelka, którą trzymała w dłoni, upadła na chodnik i stoczyła się na ulicę. Wolnym krokiem podszedł do niej i nic nie mówiąc przytulił do siebie.
- Vivienne, to naprawdę ty? – zapytał, kiedy poczuł jak chude dłonie oplatały jego plecy.
- Wróciłam, Killianie – odsunęła się od niego i spojrzała w jego czekoladowe tęczówki.


***
Ahoj (że tak się przywitam po czesku)!
Przychodzę dziś do Was z rozdziałem drugim.
Hm... zastanawiałam się jaką lekcję wybrać na pierwsze wspomnienie. Padło na biologię, bo moja nauczycielka mi się źle kojarzy (tylko z ostatniego roku w sumie, bo wcześniej miałam fajną i miłą, a nie taką zołzę, która wchodząc do klasy mówiła "proszę wstać", na co moi koledzy czasem mówili "sąd idzie" xD).
Wiem, że dopiero zaczynam tą historię, ale już zakochałam się w moich bohaterach. Proszę Was, oni są przeuroczy i przecudowni. Musicie się ze mną zgodzić! Nawet ten wkurzający Elliott (jeśli chcecie go zobaczyć to wejdźcie na jego Instagrama)
Czekam na wasze opinie.
Buziaki :*

20 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo, ale to bardzo podoba mi się to opowiadanie. Ciekawie wyglądają przeplatane czas przeszły z czasem teraźniejszym. No i bohaterowi są świetni ^^ Czego chcieć więcej? Tylko następnego rozdziału ;3

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja żądam jutro nowego rozdziału! W sensie dzisiaj, ale nie śpię, więc mam nadzieję że ogarniasz o co mi chodzi XD Serio, myślałam, że będzie większa 'spina' między nimi... Nie wiem czemu, ale polubiłam Eliota xd Szkoda, że ani jedno, ani drugie nie chciało się odezwać, ale no... Czekam na rozwój akcji :P
    Moja nauczycielka od geo taka była, ale tylko z pierwszej klasy, bo na drugą przyszedł Grzesiograf ^^ Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się i tutaj :)
    No, kochana, rozdział pierwsza klasa ^^ Jestem jak na razie zauroczona tą historią i chyba jeszcze długo będę trwać w tym zauroczeniu :D
    Bardzo podoba mi się wplatanie tych wydarzeń z przeszłości. Zawsze jakoś tak milej się czyta, kiedy można przenieść się razem z bohaterami w ich wspomnienia. I tak, są przeuroczy, zgadzam się :D A Elliott... hmm, na razie jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania na jego temat, nie zdążył mnie jakoś wybitnie zirytować :)
    U ciebie biologia, a u mnie fizyka. Do naszej nauczycielki to aż strach podchodzić, ma momentami takie noże w oczach xD
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem :)
    Kochana, chyba już mówiłam kilka razy, że dzięki Tobie zaczynam zwracać większą uwagę na Szwajcarów :D
    Nie żebym ich wcześniej nie lubiła, ale jakoś byli mi obojętni, a teraz.. wszędzie gdzie tylko mogę wypatruję właśnie ich xD
    Bardzo podoba mi się ten pomysł ze wspomnieniami. Można się dowiedzieć co i jak było między nimi. I cieszę się, że nasi bohaterowie wreszcie się spotkali, bo myślałam, że takie podchody będą przez kilka rozdziałów :)
    Hahaha dlaczego większość z nas nie lubiło nauczycieli biologii? :D Moja bakteria była najlepsza! Wyglądała jak Harry Potter. Kolega do mnie na pierwszej lekcji: "Znajdź trzy różnice między nią, a Harrym" XD
    Kończę, bo zaczynam sobie przypominać wszystkie zabawne rzeczy jakimi jej dogryzaliśmy :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Meega mnie wciągnęło :D A ja zapraszam do siebie na prolog. Miałam powiadamiać :) http://walczpokizyjesz.blogspot.com/2016/01/prolog.html?showComment=1452530495257#c7853446858300909674

    OdpowiedzUsuń
  6. Och no nareszcie się spotkali, choć przypadkiem to dobre i to. Nie ma to jak przewrotny los ;)
    Dziwne musi to być wrócić do miejscowości, którą kiedyś się pamiętało nieco inaczej.
    Jak dobrze, że zauważyłam, że jest coś nowego bo akurat miałam zbierać się do pisania referatu, a nie bardzo mi się chciało za to zabierać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem
    Spotkali się! Kobieto kocham cię *-* może i przypadkiem, ale spotkanie to spotkanie.
    Te wspomnienia strasznie mi się podobają.
    Będę przypadkiem, gdyż moja nauczycielka od biologii jest najlepsza z najlepszych. Zna się na żartach, zawsze pomocna i takie tam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam! ;**
    Forma opowiadania nadal wzbudza u mnie respekt dla Twojej niezwykłej osoby. :) Niezwykle trudno jest łączyć przeszłość z przyszłością, a u Ciebie to się wsztstko tak super spaja, że to perfekcja jest, no! :D
    Hmmm, też w sumie nie lubiłam nauczycielki biologii! :> Tylko tu ta różnica, że nasza nie była jakaś taka złośliwa, a... nawiedzona? :) W każdym razie też okropne te lekcje były. xd
    Jej! Wreszcie się doczekałam tego spotkania, no! Nie masz pojęcia, ile ja tu biedna czekałam. ;c
    Teraz czekam, co będzie dalej!
    Buziaki! ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. zawsze mi się chce płakać, jak to czytam i wcale nie chodzi mi o to, że to jest tak słabo napisane, czy coś, a właśnie... biją z tego emocje i to wszystko, co powinien mieć w sobie perfekcyjny pisarz.
    Ale może od początku.

    Kocham to wspomnienie z lekcji biologii - nie cierpię tego przedmiotu, a u nas pani też jest... straszna. Gdy siedzimy już w klasie, jest kilka minut po dzwonku to ona zawsze rzuca coś w stylu: "Klasa powtarza, zaraz pytam!". A gdy pyta, to wytyka nam, że nie myślimy logicznie! Skandal! (Ale chyba nie chcesz czytać o wyrodnej nauczycielce Annie P.). Rozpłynęłam się przez to "Dzięki, mała", gdy wyobraziłam ich sobie na tej lekcji, Killiana z pomazaną łapą, z uśmieszkiem na twarzy... widzisz, co ze mną robisz? XD
    I naszych bohaterów znowu pokonał strach... oj tchórze z nich - zamiast się po prostu przywitać, to każdy z nich miał jakieś obiekcje, czy jeszcze są dla siebie ważni... no dzieciuchy do tego.
    Trochę mi się dziwnie zrobiło, bo podoba mi się imię Annika, a ona była taką zołzą haha.
    Jezu, ja wiedziałam, że oni się spotkają w tym rozdziale, no po prostu to czułam! I gdy on tak zatrzymał ten samochód, nie patrząc na to, czy ktoś zrobi mu z bagażnika garaż, czy nie, to było jak na filmach po prostu, mi się zachciało wyć wręcz! Mam nadzieję, że jakoś wszystko sobie wytłumaczą i, że już się nie... rozłączą, bo szkoda takiej przyjaźni.

    Kocham Twój sposób pisania i kocham Cię za to, co tutaj piszesz, ale chyba Ci to już wyznawałam? Na żaden inny rozdział jakiegokolwiek fanfiction nie czekałam tak niecierpliwie, jak na tą historię, bo jest warto.

    Życzę Ci dużo, dużo weny, żeby wychodziły Ci dalej takie cuda sztuki. I do zobaczenia przy następnym rozdziale, bo będę na pewno.

    Pozdrawiam, Ola

    PS. Mam nadzieję, że za bardzo się nie rozpisałam, ale chciałam Ci tutaj wznieść taki mały łuk triumfalny, bo naprawdę zasługujesz

    Za błędy przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka!
    Cudowny rozdział! I w dodatku te wspomnienia...
    Cały czas tylko czekałam na moment, aż oni w końcu się spotkają. Już myślałam, że Kilian spotka Vi w tym miejscu, z którym wiązały się ich wspólne wspomnienia, ale nie... Rozczarowałam się, ale jednak, jednak się spotkali!!!
    Elliot slacklinerem? Nawet nie wiedziałam, ze coś takiego istnieje! Ile to ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, czytając opowiadania na blogach :-) To coś, co on robi - jest świetne!
    Czekam na kolejny rozdział!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, na chwilę się rozmarzyłam. Poważnie! Cudowny rozdział, nic dodać, nic ująć.
    Już myślałam, że w końcu Killiana ruszy serce i pójdzie do niej, no bo ileż można bawić się w takie podchody? Ale na szczęście zbieg okoliczności sprawił, że nareszcie wpadli na siebie :) I nie ukrywam, że bardzo ciekawi mnie to, co z tego wyniknie ;)
    Pozdrawiam i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem :)
    Kochana, cudo!
    Rozmarzyłam się... Chyba pisałam, że uwielbiam te powroty do przeszłości, ich z młodzieńczych lat. Super! A co do biologii....nienawidzę tego przedmiotu.
    Doczekałam się! Wreszcie! Vivi i Killian się spotkali! Nie wytrzymał, tyle uczuć się w nim skrywało i wykonał piękny, prosty gest. Przytulił ją. Tak po prostu.
    Czekam na ich rozmowę. Ciekawe, czy dużo będzie w niej żalu, tęsknoty, czy jakoś to ominą i skupią się na sobie... jakby głupio to nie zabrzmiało ^^
    Czekam na trójeczkę!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  13. uh, oh, ah! w końcu znajduję czas aby przeczytać i skomentować [tak, jutro mam egzamin i właśnie w ten sposób się 'uczę' haha :D]

    kocham ich <3
    no naprawdę ich kocham!
    w końcu się dwa jełopki spotkały <3
    awwww. mogę umierać!
    czekam na ich ślub! :D

    Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,hej :*
    Właśnie znalazłam czas aby skomentować :)
    Gdy zaczelam to czytać cały czas siedziało mi w głowie pytanie "Kiedy ona mu wyskoczy na drogę?" No i sie doczekałam! :D
    Mam nadzieje,że to spotkanie będzie pozytywne i nie zakończy się jakąś...dziwną wymianą zdań.
    Czekam na kolejny :*
    Buźka :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  15. no nie, tylko nie w takim momencie! i nie mam co napisać, chyba tylko to, że czekam aż dodasz trójeczkę i dowiemy się tego, jak przebiegła rozmowa 'starych' znajomych. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem ;)
    No, nareszcie sie spotkali. Przypadkiem ale jednak ;)
    Czekam na kolejny ;)
    Przepraszam za krotki komentarz :( i zapraszam do siebie na 4 poprostukochamcie.blogspot.com
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Kochana, ten rozdział jest genialny! ^^
    Podoba mi się pod każdą postacią! :D
    Oj, nasz Killian wpadłby w niezłe tarapaty, gdyby nie Vi. ♥ Coś mi się wydaje, że pani od biologii nie była najmilszą osóbką. :)
    Jakież to piękne, że pomimo wszystko, Killian tak ciepło myśli o Vi. ♥
    To los... szczęśliwy los... To, że się spotkali. :) Bałam się, że do tego nie dojdzie jeszcze długo... :( Ale tymczasem mnie zaskoczyłaś. I to pozytywnie! ^^
    Nasza bohaterka zareagowała dobrze, nie robiła scen, ani niczego z tych rzeczy... Chociaż w sumie... jak miałaby coś podobnego zrobić? Przecież wszyscy mówią, że jest ciepła i miła. A spotkanie jej wroga sprzed lat i ciepłe potraktowanie tej dziewczyny doskonale to odzwierciedla. :)
    Złota dziewczyna. ♥
    Ale jak mogłaś tak uciąć? Chyba się nie doczekam! Bo umrę. :P
    Buźka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  18. Spóźniona ale obecna ^^.

    Heh, gdyby nie Vivienne to Killian wpadłby po uszy przez biologice ^^.

    Bardzo się cieszę, że nasi bohaterowie w końcu się spotkali ^^.

    Rozdział wspaniały. Czekam na nowy ^^.

    Pozdrawiam serdecznie i życze dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem i tu ;)
    Rozdział jest fantastyczny! :)
    Tak... Ja również kocham tą Twoją historie :) jest fenomenalna, a przecież to dopiero drugi rozdział... ;)
    Ale jest wspaniała ❤ bohaterowie są tacy cudowni... ^^
    Te wszystkie szkolne, dziecięce wspomnienia z życia Vivienne i Killiana... Są takie magiczne.
    No i w końcu się spotkali! Tak! :D
    Jestem ciekawa jak to teraz będzie... Oboje zasługują na szczęście :)
    Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  20. Nadrabiam zaległości, bo się trochę ich narobiło.
    Bohaterów wykreowałaś wspaniałych, urzekają, a nawet można się w nich zakochać :D
    A co do opisów... cały czas magiczne.

    Lecę czytać dalej.
    Bo mogę. I muszę :3

    OdpowiedzUsuń